Zaczęło się rzeczywiście jak w klasycznych filmach akcji. Ciszę i spokój Wydziału do walki z Przestępczością przeciwko Mieniu niczym grom przerywa dzwonek telefonu. To inna jednostka policji, która prosi o wsparcie w sprawie, nad którą właśnie pracuje. Jej przedmiotem jest kradzież ciągnika. Nie ma czasu do stracenia, mundurowi przystępują do akcji.
Kradzież zgłosiło małżeństwo, a jako sprawcę zabronionego czynu podali… własne dziecko! Wcześniejsze wydarzenia musiały być wyjątkowo burzliwe, jednak znamy je jedynie z dość oszczędnego w środkach komunikatu policji. Młody mężczyzna odwiedził swoich rodziców w podwarszawskiej miejscowości. Podczas rozmowy wywiązała się sprzeczka, która eskalowała do regularnej kłótni. Zdenerwowany 28-latek wyszedł, po chwili jednak zdał sobie sprawę, że znajduje się w kłopotliwej sytuacji.
W najbliższej miejscowości nie było połączenia kolejowego z Warszawą, żeby wrócić do stolicy musiałby spędzić noc u rodziców. Po prawdopodobnie zażartym sporze musiało to wydawać się mu niemożliwe. Dlatego zdecydował się na desperacki krok i ukradł rodzicom ciągnik. Ruszył nim do kolejnej stacji kolejowej, gdzie porzucił maszynę i dotarł już pociągiem do domu.
Może i był wściekły, ale nie wystarczająco szybki. Śledczy z Wydziału do walki z Przestępczością przeciwko Mieniu wytropili go w mieszkaniu. Mężczyzna nie krył zaskoczenia, usłyszał zarzut kradzieży ciągnika wartego 10 tysięcy złotych.