Już teraz wiadomo, że antropocen, czyli krótka chwila w życiu naszej planety, gdzie gwałtowny rozwój ludzkie cywilizacji odbija się na wszystkich środowiskach i ekosystemach, pozostawi po sobie pokłady pyłu, beton, ślady zanieczyszczenia powietrza i setki ton śmieci w glebie. Jeśli po nas nastąpi jakakolwiek cywilizacja, która także będzie badać dzieje Ziemi w podłożu, natrafi na wiele "pamiątek" po nas. Wśród nich będą także "plastiglomeraty", czyli skupiska tworzyw sztucznych, które spoiła ze sobą aktywność wulkaniczna.
To nowe i przerażające, bo oznacza, że zanieczyszczenie osiągnęło już zasięg geologiczny – mówi Fernanda Avelar Santos z Federalnego Uniwersytetu Parany w rozmowie z agencją Reutera – Udało nam się dość do tego, że większość z tych zanieczyszczeń pochodzi z sieci rybackich, których szczątki często zaśmiecają plaży wysp Trynidadu. Morskie prądy wypychają je z wody na brzegi. Gdy temperatura wzrasta, plastik się topi i miesza się z podłożem plaży.
Nie jest to pierwszy przypadek, gdy ludzkość natrafia na plastikowe skały. Problem tkwi w tym, że odkryto je na terenie obszaru chronionego, gdzie znajduje się unikalna fauna i flora. To między innymi najważniejsze miejsce lęgowe morskich zielonych żółwi, a w okolicznych wodach swoje potomstwo wychowują humbaki. Wyspa, na której je znaleziono jest niezamieszkana przez ludzi. Plastik najprawdopodobniej spłynął tam z innych morskich łowisk. Zdjęcia plastiglomeratów powinny nam przypomnieć o problemie sztucznych odpadów, który w ostatnich latach skutecznie „przykryła” pandemia i spowodowana nią konieczność powrotu do jednorazowych środków higieny i ochrony.