Zacznijmy od uściślenia: nie, nie zamierzamy nikogo zachęcać do stosowania takich substancji, a z tych, które modyfikują naszą percepcję polecamy zaparzyć sobie zielonej herbatki po jedzeniu, ewentualnie melisę przed snem i to też nie za mocno. Skoro to mamy już wyjaśnione, przechodzimy do rzeczy: substancje psychoaktywne mogą być bardzo pomocne w terapiach psychologicznych. Nie oznacza to od razu, że u terapeutów zagoszczą cygara i drogie whisky, ale może otworzyć drzwi nowym generacjom leków.
Zdefiniujmy sobie czym są substancje psychoaktywne: to związki chemiczne, które mają wpływ na działanie mózgu. Powodują zmiany postrzegania, świadomości, zachowania i procesów poznawczych. Interesująca dygresja: na listach organizacji medycznych i ministerstw zdrowia dotyczących tego problemu nie znajdziecie jednej szalenie popularnej substancji, której udowodniono już uzależnianie od siebie, znamy jej dewastujący wpływ na zdrowie oraz to, że wpływa na to jak funkcjonujemy. Domyśliliście się już? Chodzi o cukier. Jego na listach nie ma, znajdziecie tam za to opioidy, alkohol, neuroleptyki, psychodeliki, stymulanty i wiele innych. Kofeinę i nikotynę oczywiście także.
Tymczasem akademickie czasopismo PLOS One (weryfikowane przez środowiska naukowców) opublikowało niedawno wyniki bardzo interesujących badań. Pokazały one, że korzystanie z substancji psychodelicznych może wywołać w mózgu stan aktywności bardzo bliski temu, który zachodzi tuż przed zgonem. W nauce nazywa się to „near death experience” czyli doświadczenie bliskiej śmierci. Z pewnością słyszeliście opowieści o tunelach z czekającym na końcu światłem albo spokojnym głosie wzywającym do lepszej rzeczywistości, o poczuciu jedności ze Wszechświatem i tak dalej. Tego typu doświadczenie bardzo często sprawia, że dana osoba przestaje myśleć o śmierci w kategorii nieuniknionego koszmaru i zaczyna ją traktować jako element egzystencji, coś czego nie należy się bać i da się zaakceptować.
Naukowcy podzielili ponad 3 tysiące badanych na 5 grup. Pierwsza nie brała nic, a jednak miała w życiu doświadczenie bliskie śmierci lub inne podobne. Kolejne korzystały ze „wspomagania” w postaci środków, odpowiednio: LSD, psylocybina (grzybki), ayahuasca oraz DMT. W przeciwieństwie do pozostałych pierwsza grupa we wspomniany stan weszła w wyniku śmierci klinicznej, wypadków, utraty przytomności lub poczucia ogromnego zagrożenia. Często mówiła, że to wydarzenie zmieniło ich życie i postawę. Okazało się, że ci, którzy zobaczyli „tamtą stronę” za pomocą psychodelików, w podobny sposób zmieniają swoje podejście do śmierci z tym, że bez dodatkowej traumy. Wśród narkotyków najbardziej pozytywny efekt wywoływało DMT. Kto wie, może w przyszłości staną się one elementem terapii stanów lękowych oraz obroną przed stresem.
Na koniec warto dodać, że tego typu badania to zaledwie jeden punkt na wielkiej mapie naukowych analiz dotyczących substancji psychodelicznych. Wyniki są różne i raczej nie spodziewajmy się, że psychiatrzy zaczną nam niedługo przepisywać seanse z DMT i LSD. Sami także stanowczo odradzamy eksperymenty z takimi substancjami. Poczekajmy, aż naukowcy opracują bezpieczne i skuteczne metody ich stosowania.
Polecany artykuł: