Od listopada ubiegłego roku świat Zachodu dosłownie zachłysnął się sztucznymi inteligencjami. Mówi się o nich wszędzie, jedni roztaczają piękne wizje, jak dzięki nim ludzkość będzie zbawiona, inni wieszczą zagładę naszej cywilizacji z rąk, a raczej wprost z kodu SI. Do tego jeszcze coraz powszechniejszą stała się obawa o pracę wśród tych, którzy czują, że taka technologia może ich wypchnąć z rynku: graficy, dziennikarze, pracownicy reklamowy i PR, producenci muzyczni, programiści niższego i średniego szczebla i wiele innych profesji.
O takim jednak wykorzystaniu SI, na które zwraca uwagę Friedman, póki co było cicho. Pisarka doniosła na swoim blogu, że od pewnego czasu pisze regularnie do firmy Amazon oraz Goodreads prosząc by weryfikowały i usuwały fałszywie przypisywane jej książki. Twórcy takich publikacji umieszczają nazwisko autorki na okładce bez żadnej zgody, a treść jest wygenerowaną przez SI odpowiedzią na konkretne pytania.
Friedman zwraca uwagę, że nie tylko kradnie w ten sposób się jej nazwisko, ale także przypisuje jej treści, których nie zna, nie weryfikowała, a może nawet by się z nimi nigdy nie zgodziła. Serwisy sprzedażowe będą musiały zacząć sprawdzać dokładniej swoje oferty, bo rzeczywiście w przypadku najbardziej oczekiwanych książek może się nagle okazać, że ktoś sprytny poprosi algorytm o napisanie jej przed premierą prawdziwej i wystawi to na sprzedaż pod nazwiskiem nieświadomych autorów.
Możemy sobie wyobrazić, że ktoś nagle „odkrywa” i zaczyna sprzedawać w sieci ostatni tom sagi „Gra o Tron”, który tak naprawdę nie ma nic wspólnego z Georgem Martinem, poza bezprawnym umieszczeniem jego nazwiska na okładce. Przy małej świadomości zagrożenia ze strony sprzedawców, zanim zostanie to zweryfikowane i zdjęte ze sprzedaży ktoś już zdąży się obłowić kosztem autorów, czytelników i księgarzy.