Był to największy z torbaczy, żył w Australii, Nowej Gwinei oraz w Tasmanii, gdzie ostatecznie wyginął z winy człowieka. Z jednej strony ludzie tępili go jako szkodnika, z drugiej strony osadnicy sprowadzali ze sobą psy, który stały się naturalnym przeciwnikiem wilkoworów. Ostatni osobnik padł w ZOO w 1936 roku. Pozostał na fotografiach, w pamięci i… w laboratorium.
Od 2002 roku prowadzone są badania na temat możliwości sklonowania i przywrócenie tego gatunku. Do naszych czasów zachowały się szczątki zwierząt w formalinie oraz alkoholu. Kiedy profesor uczelni Stanford Hank Greely prezentował koncepcję dalszych prób w 2013 roku na konferencji TEDx postawił przed publicznością pytanie: czy przywracanie wymarłych gatunków to nadzieja czy niebezpieczna arogancja. Następnie odpowiedział „tak”, dając do zrozumienia, że obie odpowiedzi są prawdziwe.
Dziś, prawie dekadę lat po tym przemówieniu, naukowcy są podzieleni. Część opowiada się za dalszymi badaniami i próbami. Widzą w tym szansę pokonania kryzysu bioróżnorodności, który z winy człowieka dotyka całą planetę. Jednak równie wielu ekspertów przekonuje, że taka ingerencja może jeszcze bardziej zaburzyć i tak nadszarpniętą równowagę ekosystemów. Jak to często w świecie nauki bywa obie strony mają sporo racji, co utwierdza nas w przekonaniu, że Greely miał rację.