Atmosfera akademicka z reguła zakłada dyskusję. Postęp naukowy właściwie opiera się na ciągłym podważaniu, sprawdzaniu, obalaniu lub potwierdzaniu. Kolejne odkrycia okazują się przełomowe, teorie upadają pod ciężarem argumentów, nie powinno tu być, w przeciwieństwie do religii, miejsca na prawdy objawione. Tymczasem właśnie przychodzi nam pisać o sytuacji, gdy autorytety z różnych uczelni i specjalizacji mówią jednym głosem. Temat jest wyjątkowo ważny, bo chodzi o przetrwanie naszej cywilizacji.
W programie Scotta Pelley’a udział wziął nestor badań nad ludzką populacją: Paul Ehrlich. Jego dzieło z z 1968 roku zatytułowane „The Population Bomb” wywołało szeroką dyskusję, gdyż pokazał w nim tempo, w jakim będzie rosła ludzkość oraz określił „wyporność” naszej planety w stosunku do jej eksploatacji. Zjawisko wpływu człowiek na planetę i ekosystemy nazywa się antropopresją. Wtedy było nas na planecie około 3 miliardy. Dziś jest nas prawie trzy razy tyle, wykorzystujemy 70% słodkiej wody i około 70% suchego lądu. Do tego zabijamy bioróżnorodność zrównując wszystko pod uprawy potrzebne nam, a niekoniecznie lokalnym ekosystemom. Dbamy o zwierzęta, które chcemy zjeść lub trzymać w domu, a resztę albo pakujemy do rezerwatów, albo do plastikowych grobów. 90-letni Ehrlich zwrócił uwagę, że tempo masowego wymierania gatunków jest dziś zaskakująco wysoki i wciąż rośnie.
- Ludzkość nie jest w stanie przetrwać utrzymując obecny tryb życia, potrzebuje około 5 podobnych planet by ich zasoby nam wystarczały – mówi profesor Ehrlich – Ludzkość podcina gałąź, na której siedzi.
Podkreśla, że alarm, na który bił 50 lat temu, jest aktualny. Potwierdzają to badania Tony’ego Barnosky’ego nad wielkim wymieraniem.
- W historii mieliśmy 5 przypadków masowego wymierania i mam tu na myśli zniknięcie ¾ gatunków na Ziemi – tłumaczy – Właśnie teraz obserwujemy coś podobnego. Patrzysz za okno i ¾ z tego co Twoim zdaniem powinno tam być już nie istnieje.
Wtóruje mu jego żona, także pracująca naukowo jako badaczka, Liz Hadly. Zwraca uwagę na gatunki ptaków, które znikają z powodu braku ryb, na wymierające życie w lasach i ciszę, która zaczyna zalegać w ekosystemach.
Najgorsze statystyki są w Ameryce Łacińskiej, gdzie od lat 70-tych ubiegłego wieku ubyło około 94% dzikiej przyrody. Przegrywa z przemysłem wydobywczym i spożywczym. Zaproszony przez Pelley’a meksykański naukowiec przyznaje, że trzeba zasadniczo zmienić podejście całej ludzkości do sposobu życia i eksploatacji świata.
- Musimy naprawdę zrozumieć, że zmiana klimatu oraz wymieranie gatunków to zagrożenie dla ludzkości - mówi Gerardo Ceballo, biolog z Narodowego Uniwersytetu Meksyku – Następnie trzeba uruchomić wszystkie narzędzia społeczeństwa: polityczne, ekonomiczne, społeczne, żeby rozwiązać te problemy.
Warto wspomnieć, że poprzednie 5 masowych wymierań gatunków spowodowały czynniki naturalne: na przykład aktywność wulkaniczna czy niespodziewana kolizja z asteroidą. Szósta tego typu katastrofa jednak jest w całości winą wspomnianej antropopresji. Niestety kolejne szczyty klimatyczne nie przynoszą zadowalających wyników, a ponadnarodowe największe korporacje odpowiedzialne za największe zanieczyszczenia niestety nie zamierzają niczego zmieniać. Wolą zamiast tego przerzucać odpowiedzialność na zwykłych ludzi, którzy niestety nawet segregując wszystkie odpady i rezygnując ze wszystkich samochodów nie wyrównają rachunku zanieczyszczeń globalnego przemysłu.