Bard ma być oparty na technologii Language Model for Dialogue Applications (LaMDA). Jeśli nie pamiętacie tej nazwy, to spieszymy z przypomnieniem. W ubiegłym roku jeden pracujących nad nią inżynierów, Blake Lemoine ostrzegał, że LaMDA uzyskała świadomość. Udostępnił w sieci swoją rozmowę z algorytmem, gdzie przyznaje się ona do posiadania pragnień i celów. W odpowiedzi na takie rewelacje Google zareagował jak przystało na gigantyczną korporację: zwolniło Lemoine’a.
Jako pierwszy o Bardzie publicznie napisał Sundar Pichai, szef holdingu Alphabet, do którego Google należy. Wedle jego zapowiedzi ma to być przede wszystkim przydatne narzędzie.
- Bard może być wsparciem kreatywności, wyrzutnią ciekawości, pomagać w wyjaśnianiu nowych odkryć teleskopu Jamesa Webba dziewięciolatkowi, albo dowiadywaniu się kto jest obecnie najlepszym napastnikiem futbolowym, by następnie poznać jego metody treningu – napisał na swoim blogu.
Gwałtowne zachłyśnięcie się świata ChatGPT w samym Google na pewno spowodowało popłoch szczególnie, że niedawno ich największy konkurent Microsoft zainwestował w Open AI, twórców tego SI. Google chce nadrobić straty wizerunkowe, ale równocześnie musi uważać, bo właśnie jesteśmy w środku dyskusji o tym czy i które miejsca pracy znikną przez takie technologie. Jeden z popularnych amerykańskich portali zwolnił ostatnio 180 dziennikarzy, by zastąpić je algorytmem do generowania tekstów. Branża kreatywna od mniej więcej roku patrzy w stronę SI z obawami, zarówno generującymi obrazy jak i teksty. Sam Google też w tym roku zwalniał, aż 12 tysięcy osób, z powodów finansowych.
Choć nie wiemy jeszcze jak będzie działać Bard to możemy stwierdzić jedno: obok prawdziwych wojen na naszym globie trwa wyścig cyfrowych zbrojeń w firmach, które dysponują budżetami większymi niż niejeden kraj.
Polecany artykuł: