Pamiętacie „zasadę 5 sekund”? Chodzi o przekonanie, że jeśli coś do jedzenia spadnie na podłogę, to przez magiczne 5 sekund żadne bakterie, zarazki i inne zło nie zdąży do niego dotrzeć. Będą w tajemniczy sposób czekać w blokach startowych, a jedzenie pozostanie czyste. To oczywiście mit, ale z drugiej strony przesada w sterylności także ma swoje negatywne skutki. Jak to wygląda z punktu widzenia osoby, która doskonale wie, co dookoła „się czai” i tylko czeka by nas zainfekować?
Primrose Freestone jest pracowniczką naukową i wykładowczynią University of Leicester. Cytując niezależną instytucję UK Research And Innovation podaje, że każdego roku około 2,5 miliona ludzi w Wielkiej Brytanii cierpi z powodu zatrucia pokarmowego. Najczęściej przyczyną jest zakażenie bakteryjne bądź wirusowe. Jak to się dzieje, że w krajach, które od dawna stosują zasady higieny i przecież mają instytucje kontrolujące poziom sanitarny gastronomii? Freestone na bazie swoich doświadczeń podzieliła się informacjami o tym, jakiego jedzenia sama unika i nie poleca innym jadać w takich miejscach.
Pikniki, plaża, las i inne
Na pierwszym miejsce jest jedzenie na świeżym powietrzu. Pikniki na łące, wspólny posiłek na kocyku podczas plażowania. Jakkolwiek jedzenie w takich warunkach często sprawia znacznie większą przyjemność niż pod dachem to jednak Freestone odradza takie formy konsumpcji. Jako argument podaje fakt, że takie warunki znacznie zwiększają ryzyko zakażenia bakteriami E coli, salmonellą oraz listerią. Każda z nich wywołuje bardzo nieprzyjemne w skutkach choroby. Na zewnątrz znacznie łatwiej jest takim patogenom przeniknąć do jedzenia, a trzymanie jedzenia na zewnątrz w temperaturze powyżej 30 stopi pozwala populacjom bakterii na podwojenie swoich rozmiarów. Naukowczyni stanowczo odradza jedzenie mięsa, którego temperatura w środku jest niższa niż 70 stopni.
Bufety
Bufety i niektóre jadłodajnie mają to do siebie, że jedzenie w nich jest na wystawach, w podgrzewanych gablotach, albo innych formach pozwalających klientom na ich obejrzenie. Niestety równocześnie wystawia to je także na patogeny. Freestone doradza by sprawdzać, czy dany lokal ma zasadę, że co dwie godziny wymienia wystawione jedzenie, tak by nie miało szansy się zepsuć, ani ugościć jakichkolwiek nieproszonych gości. Bakterie czy grzyby potrafią przeniknąć do jedzenia choćby z powietrza lub od kolejnych gości pojawiających się w tym miejscu.
Surowe ostrygi
Tych dań Freestone zdecydowanie unika, jeśli nie jest w 100% pewna ich pochodzenia i warunków przechowywania. Dlaczego? Niestety są one idealnym miejscem do rozwoju bakterii o nazwie przecinkowce lub vibrio. Mogą doprowadzić do wielu chorób, w tym na przykład cholery. Ostrygi odżywiają się filtrując wodę, zatem w ich organizmach może znaleźć się wielu „gości”, którzy w ciele człowieka okażą się śmiertelnie niebezpieczne.
Sałata pakowana w folię
Niestety tą popularną formę pakowania mikrobiolożka stanowczo odradza. Dlaczego? Z badań jej grupy wynika, że w zamkniętych w foliowych opakowaniach roślinach doskonałe warunki rozwoju znajdują bakterie E coli, listeria oraz salmonella. Nawet jeśli sałata w folii była w lodówce okazało się, że korzystając z soków rośliny bakterie namnożyły się tam 1000 razy szybciej. Co zatem zrobić? Bardzo dokładnie myć, zjadać jak najszybciej po zakupie. Nie trzeba rezygnować z zieleniny, po prostu należy pamiętać o bezpieczeństwie, a w pośpiechu łatwo to wypada z głowy.
Czego unika we własnej kuchni?
Naukowczyni pisze, że nigdy nie odgrzewa ryżu. Otóż przed gotowaniem ryż bardzo często bywa idealnym środowiskiem dla bakterii Bacillus cereus. Po ugotowaniu zostają one wybite, ale pozostają ich zarodniki. Jeśli odłoży się taki ryż do ostygnięcia i zjedzenia „na później”, będą miały w temperaturze pokojowej idealne warunki do odbudowania populacji. Zatrucie taką bakterią prowadzi do ciężkich biegunek i wymiotów.