Oczywiście, możemy mieć świat, gdzie każdy będzie managerem, dyrektorką, prezesem albo szefową zespołu. Problem jednak w tym, że o pewne rzeczy, które są znacznie mniej "prestiżowe" także ktoś będzie musiał zadbać, a jeśli zabraknie do tego ludzi to samo się przecież nie zrobi. Według szacunków podanych przez Nikkei Asia do końca tej dekady w Japonii na chętnych będzie czekało około 6,4 miliona wolnych miejsc pracy. Po prostu populacja kraju zbyt szybko się kurczy by samodzielnie odpowiedzieć na takie zapotrzebowanie. Odpowiedzią może być skorzystanie z imigracji zewnętrznej, albo wspomniana automatyzacja.
Tu właśnie pojawia się pomysł firmy Tmsuk, która specjalizuje się w robotyce. Stworzyli między innymi specjalnego robota symulującego różne choroby u dziecka, zupełnie nowatorską konstrukcję wózka dla osób niepełnosprawnych, który może być też w innej wersji skuterem, oraz robota do pracy w warunkach klęsk żywiołowych. Teraz pochwalili się czymś zupełnie innym: małymi robotami, które wejdą do rur kanalizacyjnych i będą w stanie je udrażniać. Ich pracę operatorzy będą mogli śledzić z kamery zamontowanej na każdej z maszyn. Patrząc na ich zsynchronizowany chód mamy jednak ciarki niepokoju na plecach. Kojarzą nam się z Zurkami – kleszczowatymi bakterio-robotami z gry komputerowej "Stray", wyjątkowo niebezpiecznymi kreaturami. Cóż, dopóki to nie będzie wyposażone w sztuczną inteligencję nie mamy się czego bać, prawda? Prawda?
Tymczasem potrzeba zatrudnienia takich robotów, jak donosi South China Morning Post, rośnie z dnia na dzień. W rozmowie z dziennikarzami tytułu szef firmy Tmsuk, Yuji Kawakubo przekonuje, że przeciętny czas użytkowania rury kanalizacyjnej i odpływowej to około 50 lat. Ktoś musi zadbać o ich sprawdzenie i wymianę, szczególnie w kraju położonym na wyspach, w rejonie gdzie zdarzają się trzęsienia ziemi.
Nie jest w tej obawie sam. Konkurencja nie śpi i w postaci firmy Pipebots prezentuje własny pomysł na robotycznego pracownika kanalizacji. Wygląda odrobinkę mniej upiornie od pająków Tmsuk, ale i tak pozostawia uczucie niepokoju. Możemy sobie wyobrazić, jak w ramach konkurencji na rynku pod ulicami Tokio rozegrają się wojny rojów robotów, które będą się wzajemnie tropić i zwalczać w kanalizacji. To materiał na dobry film klasy B, który chętnie byśmy zobaczyli. Tymczasem jednak będziemy uważnie śledzić japońskie rozwiązania szczególnie, że historia pokazała już nie raz: to co tam się sprawdza, po około dekadzie dociera także do nas.
Polecany artykuł: