Postaramy się nie przedłużać wstępu, bo domyślamy się, że interesują Was mocne szczegóły i twarde liczby. Nie, nie będziemy zagłębiać się w detale oraz epatować przemocą. Nie zgadzamy się na promocję rzeczy tak złych. Co innego ich naukowa analiza, tę popieramy w całej rozciągłości. Projekt realizowany przez badaczy z dwojga uczelni: Radford University oraz Florida Gulf Coast University trwa już 30 lat, a w jego bazie danych można znaleźć 5630 morderców i morderczyń, profile 14733 ofiar, ponad 500 dokumentów.
To, co rzuciło się w oczy podsumowującym dane naukowcom to znaczny spadek liczby zabójstw w Stanach Zjednoczonych od lat 80-tych ubiegłego wieku, kiedy to notowano ich najwięcej. Tylko w 1987 roku odnotowano 404 osoby zamordowane przez „seryjniaków”. W ciągu dekady odnotowano aż 150 osób, które zabiły dwie lub więcej osób oraz 104, które zabiły trzy i więcej.
W latach 90-tych liczby te odpowiednio spadły do 138 (2 i więcej ofiar) oraz 89 (3 i więcej ofiar). Ostatnim rokiem, który jest udokumentowany w pełni przez badaczy z Radford i Florydy jest 2018. Druga dekada XXI wieku (choć niepełna, bez 2 ostatnich lat) przyniosła odpowiednio 43 seryjnych morderców z dwojgiem i więcej ofiar oraz 23 z trojgiem i więcej. Pozostaje zatem jeszcze jedno, najistotniejsze pytanie: dlaczego?
Autorzy raportu „Radford/FGCU Annual Report on Serial Killer Statistics: 2020” zauważają, że przyczyną może być znacznie większa skuteczność organów ścigania w prewencji i wykrywaniu morderstw. Dzięki temu zanim dojdzie do eskalacji przemocy dana jednostka jest zatrzymywana i nie zdąży powiększyć listy ofiar. Dotyczy to nie tylko policji ale także służb badających przypadki wyłudzeń, na przykład ubezpieczeń. Przestępcy, których motywacja mogła mieć związek z majątkiem ofiary kiedyś byli łapani znacznie rzadziej, dziś udaje się ich schwytać zanim powtórzą swój czyn na innych.
Zaobserwowano także znaczne zmniejszenie się potencjalnych możliwości dla „sezonowych” morderców, którzy wykorzystują imprezy lub okresy świąteczne oraz potencjalnych „seryjniaków”, którzy dopiero poszukują pierwszej ofiary.
- Ostrzejsze zasady dotyczące zwolnień doprowadziły do tego, że znacznie mniej potencjalnych morderców wraca na ulicę – napisali badacze w podsumowaniu – od 1950 roku w USA 16,8% seryjnych morderców zabijało ponownie, po wyjściu z więzienia za poprzednią zbrodnię. Łącząc to z faktem, że 79% amerykańskich seryjnych morderców było w więzieniu jeszcze przed pierwszym zabójstwem umacnia związek między dłuższymi wyrokami a zmniejszoną częstotliwością seryjnych zabójstw. Jest jeszcze jeden bardzo ważny i tak naprawdę bardzo prosty czynnik. W Stanach Zjednoczonych bardzo spadła liczba osób poruszających się między miastami za pomocą autostopu. Historie z filmów i powieści często powielały motyw nieszczęsnych autostopowiczek/ów, którzy mieli pecha trafić na mordercę. Tymczasem jest w tym sporo prawdy, a wraz ze spadkiem popularności takiego sposobu podróżowania zwyczajnie zmalała ilość okazji dla zabójców. Według autorów raportu istnieje spora różnica pomiędzy ostatnimi dwiema dekadami XX wieku i pierwszym dwudziestoleciem XXI w. właśnie w liczbie ofiar wśród autostopowiczek/ów, osób porwanych z centrum handlowych, ludzi, którym zepsuł się na trasie samochód lub tak zwanych „dobrych Samarytan”, którzy zatrzymali się by pomóc i trafili na seryjnego mordercę.
Polecany artykuł: