Komputerowych i konsolowych strzelanek przez ostatnie 30 lat było naprawdę wiele. Od gier, które były podwalinami gatunku jak „Wolfenstein 3D” czy „Doom”, przez wprowadzające kolejne rewolucyjne zmiany w trybie gry oraz osiągnięciach technicznych seriach „Unreal”, „Quake”, „Half-life”, „Counter Strike” i wielu, wielu innych. Dziś ten krajobraz jest naprawdę bogaty, a gry tego typu przyciągają przede wszystkim trybem wieloosobowym. Wśród nich można wymienić przede wszystkim 2 kategorie, które pomogą niezorientowanym: osadzone w naszej rzeczywistości oraz dziejące się w fantastycznych uniwersach. „Call of Duty” jest jedną z najważniejszych pozycji przenoszących realia współczesnych konfliktów na ekrany komputerów i konsol.
Strzelanie do potworów albo fikcyjnych armii i terrorystów to jedno. Jednak gdy możemy wcielić się w żołnierza na polu boju, o którym czytamy w mediach, sprawa zyskuje inny charakter. Gdy komputerowe przez ostatnie 20 lat przestały być jedynie rozrywką i podobnie jak na przykład muzyka, są medium wykorzystywanym do opowiadania historii i komentowania rzeczywistości. W przypadku „Call of Duty” oczywiście celem nadrzędnym (podobnie jak w hollywoodzkim kinie czy muzyce największych gwiazd) jest oczywiście zarobek, ale to czego gra dotyka może odbić się echem na opinii publicznej. Wtedy oprócz rozrywki dołącza dodatkowy kontekst.
Tak stało się na przykład w „Call of duty: Modern Warfare 2” i jej niesławnej misji „No Russian”. W tym epizodzie gracz bierze udział w ataku na rosyjskie lotnisko. Będąc działającym pod przykrywką agentem CIA chce zdobyć zaufanie bossa mafii i dołącza do grupy przeprowadzającej zamach terrorystyczny i otwierający ogień z broni maszynowej do bezbronnych cywili. Po co umieszczać taką treść w nastawionej na rozrywkę grze? Wielu krytykowało ten ruch, jako promowanie terroryzmu i odhumanizowania, ale ostatecznie oddźwięk w społeczności graczy był inny: nie było wątpliwości, że pozwalając „przeżyć” coś takiego zdawali sobie jeszcze mocniej sprawę z tego jak straszliwym zagrożeniem jest terroryzm oraz jak bestialskie są jego metody.
W późniejszych latach seria „COD” będzie także dotykać kontrowersyjnych tematów. Jako jedna z pierwszych pokaże w scence fabularnej zbliżenie na martwe dziecko. Bez żadnych upiększeń, dodatkowych kontekstów, po prostu okrucieństwo wojny i dramat jej ofiar. Wreszcie, w innej części możemy dosłownie być w zasięgu wybuchu jądrowego i śmiercionośnego promieniowania. Tu nie ma mowy o dodatkowych życiach, apteczkach i innych fikcyjnych pomocach. Gra z dobitną szczerością zwraca uwagę na to, do czego zdolna jest broń masowej zagłady.
Z jednej strony seria „COD” to oczywiście rozrywka, gra obliczona na sprzedaż i popularność, która pozwala zapoznać się z działaniem wojsk, „atmosferą” pola boju i realiami konfliktów. Z drugiej, jej dobitny realizm jest jedną z najmocniejszych lekcji tego jakim koszmarem są wojny i przestrogą przed ich romantyzowaniem dla całego pokolenia. To bardzo potrzebny przekaz, szczególnie, że wciąż nasze kultury budowane są na zwycięstwach wojskowych (albo i porażkach, jak w przypadku wielu polskich doświadczeń), wielkich dowódcach oraz czynu zbrojnego. Wojna nie jest „fajna”, nie jest „wesoła”, nie jest „sexy”. „COD” pokazuje to bardzo dobrze, choć z jednym wyjątkiem. Grę zawsze można wyłączyć.