W natłoku treści, którymi codziennie zasypują nas streamingi, łatwo przegapić te bardziej niszowe, ostatecznie niedocenione perełki. Jedną z nich jest właśnie "Udar" (do obejrzenia w Viaplay) – nieszablonowy i autorski serial pióra Pawła Demirskiego ("Artyści"), który z niezwykłą wrażliwością, podszytą nieoczywistym humorem, opowiada o bolączkach życia codziennego. O chorobie, presji otoczenia, przyjaźni, rodzinie i odnajdywaniu siebie, nawet kosztem relacji z najbliższymi.
W obsadzie znaleźli się m.in. Jacek Poniedziałek, Konrad Eleryk, Filip Pławiak i Jan Sobolewski, szerzej znany jako Seba z "The Office PL", a także Marta Malikowska, kreująca postać przyjaciółki głównego bohatera, której życie staje na głowie, gdy Jacek (inspirowany Maciejem Nowakiem) dostaje tytułowego udaru, jej małżeństwo chwieje się w posadach, a dziecko ogłasza, że zamierza poddać się korekcie płci.
Marta Malikowska o roli w "Udarze" i wybojach aktorskiej ścieżki
Natalia Nowecka, Eska.pl: "Udar" to jeden z tych seriali, które zdarzają się w Polsce raz na kilka lat. Jest dość nieszablonowy i wręcz artystyczny, gdyż daleko mu do mainstreamu. Jakbyś miała w kilku słowach opisać, o czym on właściwie jest? I co byś chciała, by zostawił w widzach po seansie?
Marta Malikowska: Tak, jest unikatowy, nieszablonowy i wyjątkowy. Głównym tematem jest choroba. Główny bohater Jacek, postać inspirowana Maciejem Nowakiem, dostaje udaru, w wyniku czego jego życie i życie jego najbliższych, przyjaciół i współpracowników się zmienia. Ten serial jest o walce ze zmianą, jaką przynosi choroba. Okazuje się, że wszyscy są w jakimś stopniu uzależnieni od tej jednej osoby. "Udar" opowiada też o tym, czym jest rodzina we współczesnym świecie, czym jest przyjaźń i miłość. Jest to serial wyjątkowy z tego względu, że o tak ważnych sprawach opowiada lekko, sarkastycznie, ironicznie i często wręcz zabawnie, tragikomicznie, przełamując przy tym często poprawność polityczną. Pióro Pawła Demirskiego, autora serialu, i też reżysera dwóch jego odcinków czujnie widzi, słyszy i komentuje, w sposób gorzki, lecz jednocześnie zabawny, lekki o najważniejszych dla człowieka sprawach, zdrowiu, miłości, rodzinie i pracy.
A co przyciągnęło cię do tego serialu? Jak czytałaś scenariusz, to który z jego aspektów szczególnie trafił do twojego serca?
Znałam Pawła [Demirskiego – przyp. red.] jeszcze z czasów teatru, czujnie obserwowałam jego twórczość już 20 lat temu. Znałam też postać Macieja Nowaka. Bardzo interesowałam się wtedy po prostu teatrem, zawsze chciałam grać u Demirskiego i Strzępki, to był duet wybitny. Zaproponowali mi udział w Udarze jeszcze przed pandemią, ale ona pokrzyżowała wszystkim plany, projekt się zamroził na parę lat. Jestem fanką jego twórczości, więc to była dla mnie ogromna radość, wręcz spełnienie marzenia, kiedy znów po latach okazało się, że jednak projekt się wydarzy, a ja będę w nim brać udział.
W "Udarze" pojawiają się wątki LGBTQ+. Dziecko twojej bohaterki podejmuje decyzję o poddaniu się korekcie płci. Czy od początku instynktownie wiedzieliście, jak to ugryźć, czy był to jednak jakiś dłuższy proces podparty researchem?
Zawsze robię jakiś tam research dla siebie, ale tutaj nie musiałam się jakoś szczególnie dokształcać w tym temacie, nie było chyba takiej potrzeby byśmy robili jakiś wielki research, jesteśmy świadomymi ludźmi, którzy znają ten problem i interesują się nim.
Czy wierzysz, że kino rzeczywiście potrafi pełnić funkcję misyjną i czy taki serial jak "Udar" może przekonać nieprzekonanych i otworzyć ludziom oczy?
Na pewno nie uratujemy świata i nie powiedziałabym, że jest to jakaś misja. Sztuka wzbudza emocje, wyzwala je,daje do myślenia a te emocje, które w nas uwalnia, powodują zawsze jakąś większą czy mniejszą zmianę. Kino, muzyka, teatr, wszystko, co oglądam, mnie kształtuje i zmienia, ale "misja" to chyba zbyt duże słowo. Nie czuję się misjonarką, ratowniczką świata ani nauczycielką. Raczej obserwatorką, badaczką podejmującą jakieś tematy i zadającą pytania, często bez odpowiedzi.
Polecany artykuł:
W jednym z wywiadów wyznałaś, że w głowie odradzasz swojej córce ścieżkę aktorską. Czy mogę zapytać o powód?
Szkoła aktorska jest naprawdę bardzo trudna. W ogóle szkoła we mnie budzi skrajne emocje. Z jednej strony mam dużo fajnych wspomnień, z drugiej zaś przyniosła mi dużo bólu i ciężkich chwil. I widzę teraz, że aby być aktorką nie trzeba kończyć szkoły, można ukończyć warsztat, czy tylko roczny kurs. Moja córka na pewno wybierze najlepiej dla siebie, co do tego nie mam wątpliwości, dlatego ja jej nie doradzam, bo nie muszę tego robić. Jagoda dobrze wie, czego chce. Jeśli wybierze tę szkołę, to będę stała za nią murem, a jeśli jej nie wybierze, a będzie chciała grać, to wiem, że będzie miała taką możliwość.
A gdybyś miała udzielić jakieś porady osobom, a zwłaszcza młodym kobietom, które właśnie decydują się podążyć aktorską ścieżką, co byś im powiedziała?
Kurczę, to jest tak indywidualna sprawa, że nie mam takiego hasła, czy jakiejś jednej porady. Trzeba iść za głosem serca, za intuicją, za marzeniami. Jeśli jest to tak silny i mocny głos, jaki był we mnie, że nie wyobrażałam sobie nic innego i czułam, że chcę to robić, to trzeba za tym pójść.
Obraz matek w popkulturze bywa różny, zdarza się, że pełnią one funkcję czarnych charakterów. Jak myślisz, czy odnalazłabyś się w roli takiej naprawdę skrajnie toksycznej i złej matki? Czy w ogóle chciałabyś podjąć się takiego wyzwania?
Nie zastanawiałam się nad tym. Przede wszystkim należy postawić sobie pytanie, po co opowiadać o tak skrajnie toksycznej matce? To trudne, bo wszystko zależy od projektu, to musi mieć sens i czemuś musi służyć. Wtedy oczywiście jest to ciekawe, ja lubię wyzwania. Nasz świat jest toksyczny i każdy z nas ma inne granice toksyczności. Czuję, że dla niektórych widzów moja bohaterka Marta może nie być do końca ok i to jest też ok.
Właśnie, twoja Marta w "Udarze" nie jest bohaterką, którą lubimy od razu. Dopiero z czasem poznajemy ją i zaczynamy coraz bardziej rozumieć. Myślisz, że łatwiej jest zagrać właśnie taką postać, która początkowo może nie do końca z nami rezonuje, a później z czasem się rozwija? Czy jednak taką, której naczelnym zadaniem jest to, by widzowie pokochali ją od pierwszej sekundy?
Gdy pracuję nad rolą, w ogóle nie zależy mi na tym, czy te postać ktoś polubi od pierwszych minut. W ogóle o tym nie myślę. Konstruując postać chcę ją oczywiście zrozumieć, a postać Marty jest na tyle złożona, co bardzo w niej cenię, że na początku nie wiemy, kim ona jest, nie znamy jeszcze jej zamiarów, historii i odkrywamy to z odcinka na odcinek. Myślę, że jest to bardzo atrakcyjne dla widza. To świadczy o dobrym scenariuszu, prawda? Że powoli każda z tych postaci otrzymuje swój moment, w którym bardziej ją rozumiemy, odkrywamy to z odcinka na odcinek. To jest ciekawe zarówno dla aktora, jak i dla widza.
A czy jest coś, czego nauczyłaś się od Marty?
Jeszcze większego poczucia humoru, takiej autoironii. Ale też, gdy pracowałam nam tym projektem i konstruowałam tą postać, miałam zupełnie inne wyobrażenia, niż, teraz gdy oglądam serial. Dostrzegam teraz inne rzeczy. Każda postać i każdy projekt wiele mnie uczą. Pogłębiam swoją empatię, człowieczeństwo i widzę, że warto ryzykować i nie bać się pokazywać na ekranie gniewu i emocjonalności, szczególnie właśnie w kobiecych postaciach. Z gniewu można czerpać totalną siłę.

i
Wiele aktorek, również w Hollywood, latami walczyło, by w kinie zaczęto pokazywać kobiety nie tylko płaczące, ale i wściekłe, bo naprawdę – umiemy się wściec.
Tak, a nam dziewczynkom mówiono: "bądź grzeczna, zachowuj się", obcinano nam emocje. Szczególnie szkoła i kościół.
Tak, funkcjonowało przekonanie, że mężczyzna może po prostu zareagować, a kobieta tylko przedramatyzować.
Dokładnie, a my mamy cicho popłakać w kącie i nie pokazywać tego, co czujemy. Dlatego bardzo się cieszę, że dostaję projekty, w których mogę pokazać cały wachlarz emocji, i że one są okej, że nie ma dobrych i złych emocji. Po prostu je uwalniasz, a potem bierzesz za nie odpowiedzialność, analizujesz i pytasz "co one mi robią, dlaczego tak się zachowuję?".
Twoja bohaterka w "Udarze" jest nie tylko matką, ale i żoną. Jej małżeństwo chwieje się na naszych oczach, aż w pewnej chwili pada to hasło: "rozstańmy się". Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że nie było to klasyczne wypalone małżeństwo, jakie zazwyczaj spotykamy w kinie popularnym. Owszem, dostrzegaliśmy ich problemy, ale była tu wciąż jakaś energia, i w nich i pomiędzy nimi.
Filarem tego związku była przede wszystkim przyjaźń, a ten romantyzm gdzieś zgasł. Tak się dzieje w wieloletnich związkach, a ten trwał przynajmniej przez15-16 lat, i to jest chyba też naturalne, że ta romantyczność, namiętność umiera. Ale nasze postaci najbardziej rozjechały się chyba w celach życiowych. To, że sobie podziękowali to jest wyraz wielkiej odwagi i chęci zawalczenia o siebie. I to jak oni się rozstają, w zgodzie ze względu właśnie na przyjaźń, szacunek do siebie, przeszłości i oczywiście na córkę, jest po prostu piękne.
Przyznaję, że jest to jedno z ładniejszych rozstań, jakich doświadczyłam na ekranie. A powiedz mi, jak twoim zdaniem wyczuć ten moment, w którym należy postawić przysłowiowy krzyżyk na danej relacji i się rozejść, i co mówi nam o tym "Udar" poprzez relację waszych bohaterów?
Postać Marty po prostu słucha siebie i swoich uczuć. Widać, że oni próbują do końca, ale tu serce już mówi, że coś umarło, uleciało i nie ma co się dalej kłócić, bo jak w związku pojawia się już tylko walka i kłótnia, to jest to wyraźny sygnał, że trzeba coś zmienić. Trzeba słuchać swojego serca i ciała, bo ciało jest mądre i mówi ci, że już po prostu dalej nie może.
A jak wspominasz współpracę ze swoim serialowym mężem?
Rafał Maćkowiak jest super partnerem w pracy. Nie było to nasze pierwsze spotkanie, ale zdecydowanie największe i najbardziej intymne. To świetny partner, takich bym sobie życzyła zawsze. Czujący, obecny, wspierający i słuchający, a to, że zagrał ze swoją córką, to już w ogóle nadało wszystkiemu bardzo ciepłego, rodzinnego klimatu.
Polskie seriale przechodzą ostatnio istny renesans. Co rusz pojawiają nowe produkcje, które odnoszą sukces również poza granicami naszego kraju, o czym zresztą doskonale wiesz, bo grałaś choćby w "Ślepnąc od świateł". Czy uważasz, że istnieje wciąż jakaś niewykorzystana nisza, gatunek, format czy tematyka, których na naszym serialowym poletku jeszcze brakuje?
No właśnie brakuje mi takich seriali rodzinnych. Dla mnie "Udar" jest opowieścią o przyjaźni, o rodzinie, o pracy, o takich bliskich nam tematach. I właśnie takich społeczno-ludzkich produkcji mi brakuje, bo mamy chyba nadmiar kryminałów. Moim ulubionym gatunkiem jest tragikomedia i brakuje mi tego gatunku. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, że tak dużo ludzi kocha krew, zabójstwa, pot, łzy, dużo akcji, przemocy, nie jestem super fanką krwawych kryminałów… a tych produkuje się chyba najwięcej, one cały czas najlepiej się sprzedają. Czy to dobrze? Nie wiem.