Na przestrzeni czerech sezonów fani "Stranger Things" zmuszeni byli pożegnać kilka naprawdę ciekawych i lubianych postaci drugoplanowych. W pierwszym sezonie patrzyliśmy na śmierć Barb, w drugim Boba, trzecim Billy'ego, a w czwartym uroczej cheerleaderki Chrissy. I choć wiemy, że seriale rządzą się swoimi prawami i bez trupów się nie obejdzie (zwłaszcza, kiedy bohaterowie walczą z potworami na śmierć i życie), każda strata boli niezmiennie. Bracia Duffer, odpowiedzialni za powołanie do życia "Stranger Things", przyznali jednak, że dość szybko pożałowali uśmiercenia jednej z postaci. Mowa o "najświeższym trupie" z Hawkins, czyli nieodżałowanej Chrissy.
Stranger Things 4: twórcy żałują zabicia Chrissy
Choć Chrissy widniała na ekranie w zaledwie kilku krótkich scenach, fani "Stranger Things" zdążyli obdarzyć ją dość sporymi pokładami miłości. Oliwy do ognia dolewał fakt, iż dziewczyna nawiązała uroczą i obiecującą relację z nowym ulubieńcem widzów - Eddie'em Munsonem. Nic zatem dziwnego, że jej rychły zgon dość mocno rozwścieczył fanów. W ostatnim wywiadzie dla TVLine Matt Duffer przyznał, że wraz z bratem szybko pożałowali zabicia Chrissy, ale nie zmienia to faktu, że dziewczyna musiała umrzeć.
Twórca "Stranger Things" przyznał, że często miewają momenty w stylu Co myśmy najlepszego zrobili?, i uśmiercenie Chrissy jest jednym z takich przypadków. Jak się bowiem okazuje, scena jej śmierci została nakręcona o wiele wcześniej, niż pozostałe. Bracia Duffer zdali sobie zatem sprawę, jaki potencjał drzemał w jej relacji z Eddie'em, dopiero, gdy biedna Chrissy była już "martwa".
Scenę z kupowaniem narkotyków w lesie nakręciliśmy dość późno. Kiedy to nagrywaliśmy, zdążyliśmy już zabić Chrissy. A ta scena okazała się być tak piękna... - wyznał Matt Duffer.
Twórca podkreślił jednak, że Chrissy musiała zginąć, bo inaczej Eddie nigdy nie poznałby prawdy o Drugiej Stronie i wydarzenia z całego sezonu uległyby drastycznej zmianie.