Historia Black Sabbath jest mocno pogmatwana, a zwłaszcza jak się spojrzy od początku lat 80-tych. Częste zmiany wokalistów, później odejścia i powroty muzyków, to spowodowało, że lista nazwisk, które przewinęły się przez grupę jest spora. Najbardziej jednak trudnym odejściem było to Ozzy'ego Osbourne'a oraz Billa Warda, które zszokowało Tony'ego Iommiego.
Tony Iommi był w szoku, że z zespołu odszedł Bill Ward
Mimo, że pod odejściu Ozzy'ego, Bill Ward był nadal w Black Sabbath, po nagraniu albumu 'Heaven and Hell' zniknął z szeregów grupy. Jak powiedział w wywiadzie dla 'Ultimate Classic Rock' Tony Iommi, była to szokująca sytuacja:
Gdy graliśmy z Ronniem i byliśmy na koncercie w Denver, Bill po prostu zniknął. Wsiadł do swojego autobusu i odjechał. Szczerze mnie zszokował, bo znałem go dłużej, niż pozostałych. Grałem z Billem przez dwa lub trzy lata, zanim spotkałem się z Ozzem i Geezem. To był cholerny szok. Bill doszedł wtedy do punktu, w którym za dużo pił i nie był szczęśliwym człowiekiem, a chciał od tego uciec.
Myśleliśmy, że wróci i w końcu to zrobił, ale później znów odszedł. Znów zaczął pić, co było dla wszystkich bardzo trudne.
Bill Ward miał również nie po drodze z zespołem podczas reaktywacji i nagrań albumu '13'. Według bębniarza, kontrakt, który został mu przedstawiony, był nie do zaakceptowania.