Burden stał się znany w latach siedemdziesiątych wśród amerykańskiej awangardy jako człowiek, który dla sztuki jest w stanie poświęcić wszystko. Nie chodzi jednak tutaj o estetykę, a o siłę przekazu i samą wiadomość, którą nadawał. Artysta zwracał uwagę na zagrożenia takie jak wojna, broń atomowa, ludzka znieczulica, akceptacja przemocy. W swoich wystąpieniach przekraczał granice zarówno estetyczne jak i fizyczne, głównie swoje własne.
W 1971 roku sławę przyniósł mu performance, w ramach którego został postrzelony. „Shoot”, bo tak nazywa się ta praca zarejestrowana na taśmie, jest dobitny, ostry i przejmujący. Nie był pierwszym ani ostatnim, gdzie ryzykował zdrowie, a nawet życie.
Kolejne wystąpienia bywały równie ekstremalne i niejednokrotnie przekraczały próg sadomasochizmu. W 1972 Burden przeprowadził performance, który jednocześnie można uznać za swego rodzaju społeczny eksperyment, a w tamtych latach, przed YouTube nie było to aż tak wyświechtane określenie.
„Deadman” polegał na tym, że artysta położył się przy samochodzie, na ulicy i nakrył plandeką, przez co wyglądał jak zasłonięte ciało martwej osoby. Obok siebie położył dwie zapalone flary. Ciało i owszem, zwróciło uwagę, pojawiła się policja, a gdy dowiedziała się, że pod plandeką leży żywy artysta, zgarnęła go na dołek w Hollywood. Ostatecznie został jednak zwolniony, bo nie udowodniono mu żadnego przestępstwa. Swój performance przeprowadził na ulicy pełnej galerii sztuki, gdzie przechodnie na jezdni nie byli niczym nowym. Nie uszkodził także niczego i nie wezwał policji na nieuzasadnioną interwencję.
Choć na początku zapewne artysta raczej chciał pobudzić wyobraźnię przechodniów udało mu się za pomocą tej akcji pokazać, że sama w sobie śmierć nie jest istotna dla urzędników i władzy, a liczą się tylko przepisy.
Jedną z jego ostatnich wystaw była „Extreme Measures” czyli „Środki ekstremalne”, gdzie za pomocą przedmiotów i instalacji chciał pokazać na jak wielkich siłach gra ludzkość tworząc swoją cywilizację oraz jak wiele ryzykuje, jeśli straci nad nimi kontrolę. Zwróćcie uwagę choćby na pracę z ogromnym kołem, które przejmuje energię od motocykla. Dopóki jest w ryzach, możemy być przy nim bezpieczni, ale jeśli by się zerwało, to marny los każdego i wszystkiego na jego drodze.
Chris Burden zmarł w 2015 roku, pozostawiając po sobie szereg interesujących zapisów prac. Powstał także o nim film dokumentalny.