Freddie Mercury, jeden z najbardziej rozpoznawalnych wokalistów i kompozytorów na świecie, na świat przyszedł 5 września 1946 roku na Zanzibarze. Freddie, w rzeczywistości nazywał się Farrokh Bulsara i do dzisiaj jest uznawany za jednego z najbarwniejszych wokalistów w historii muzyki. Zmarł 24 listopada 1991, z powodu powikłań wywołanych przez AIDS. Dziś, kończyłby 70 lat, z grupą Queen był związany 21 lat.
Koty jak rodzina
Freddie tak kochał swoje koty, że potrafił do nich dzwonić z trasy koncertowej. Z kolei, krążek "Mr. Bad Guy" był dedykowany kotom wokalisty, a utwór "Delilah" z albumu "Innuendo" zatytułowany został na część ukochanej kotki artysty. Można powiedzieć, że Freddie traktował swoje koty jak członków rodziny.
Pożegnanie w formie teledysku
Ostatnim klipem w życiu muzyka był "These Are The Days Of Our Lives", na którym widzimy Freddie'go w strasznym stanie zdrowia. Wyniszczony chorobą, wokalista Queen musiał dużo czasu poświęcać na makijaż, by ukryć pojawiające się na twarzy u dłoniach mięsaki Kaposiego. Freddie chciał pozostawić po sobie jak najwięcej materiału dla swoich fanów, praktycznie mu się udało.
Ciągła impreza
Wokalista Queen otwarcie przyznawał się do swego biseksualizmu, zaś jego wąsy były pokazaniem przynależności do społeczności gejowskiej. Legendarne stały się imprezy muzyka, na których karły nosiły specjalne cylindry z lustrami na górze - narkotyki w tym czasie były popularne. Freddie przyznawał się w wywiadach, że ma bujne życie erotyczne i polecał to każdemu.
Kompleksy
Freddie otwarcie mówił, że nienawidzi swoich zębów, jednak nigdy ich nie wyprostował. Muzyk obawiał się, że straci swoją barwę głosu. Freddie uważał, że jest przeciętnym pianistą i dlatego na późniejszych płytach tak mało było jego partii na fortepianie.
Pożegnanie z fanami
Album "Made In Heaven" został wydany w 1995 roku i był w pewnym sensie pożegnaniem z fanami. Freddie pozostawił po sobie wiele nagranych wokali, które zostały wykorzystane w nowych kompozycjach. W ten sposób, Freddie przemówił do fanów po śmieci, dzięki czemu pożegnał się z nimi w prawdziwie magiczny sposób.