Słowo "afrodyzjak" pochodzi od imienia greckiej bogini miłości i piękna: Afrodyty. Tradycja wykorzystywania najróżniejszych "wspomagaczy" do poprawy erotycznych możliwości jest równie wiekowa co inne, bo w większości kultur sprawność seksualna była równie ważna co zdolności w boju lub na polowaniach. To, jak ważny jest to problem dzisiaj, można prześledzić na bazie banalnego eksperymentu. Wpiszcie w Google słowo "libido". Pierwsze, co Wam wyskoczy to najróżniejszego rodzaju informacje jak walczyć z jego zaburzeniami.
Listen to "Afrodyzjaki czyli eliksiry miłości. DROGOWSKAZY" on Spreaker.Zatem jak to robiono w dawnych czasach? Starożytni Egipcjanie na przykład uważali, że zielenina, a w szczególności sałata może wspomóc ich płciowe możliwości. Zupełnie odwrotnie do sprawy podchodzili Rzymianie i Grecy, dla których zieleń była kolorem uspokajającym i ograniczającym temperament. Dlatego jeśli już na ich stołach pojawiała się zielenina, koniecznie musiała mieć „towarzystwo” w postaci czegoś konkretniejszego: na przykład selera. Rzymianie ponoć popijali na potencję wino, jednak nie każde do tego się nadawało. Starożytna magia wymagała, żeby wcześniej w trunku utopić rybę.
Polecany artykuł:
O słynnej hiszpańskiej muszę słyszał chyba każdy, ale jak naprawdę to działało? Zacznijmy od tego, że muchy nie mają z nią nic wspólnego. To ekstrakt toksyny z chrząszcza o nazwie pryszczel lekarski, inaczej nazywany kanratydą. Nie brzmi specjalnie zachęcająco, prawda? A jednak to właśnie od tej substancji, którą zresztą nie zawsze jest w każdym produkcie z nazwą „hiszpańska mucha” ma wpływ na zakończenia nerwowe układu moczowego i może wspomóc sprawność narządów seksualnych.
Co ciekawe, starożytni Aztekowie używali także toksyny pochodzącej od chrząszczy jako afrodyzjaku. Do dziś zachowały się jednak podania o tym jak przedawkowanie takich wspomagaczy może grozić nawet utratą życia. Zatem nie polecamy takich eksperymentów!
Jeśli to Wam wydawało się dość ekstremalne, to trzymajcie się mocno, bo Inkowie poszli jeszcze dalej. Wedle źródeł historycznych mieli wykorzystywać do celów medycznych larwy pewnego gatunku motyli. Co jeszcze ciekawsze, larwy te stosowano także jako środek do wypalania kurzajek oraz skórnych zmian guzowatych. Możecie sobie wyobrazić jak „przyjemnie” musiała wyglądać kuracja nimi... tam.
Oba wspomniane plemiona Ameryki Południowej w poszukiwaniu potencji korzystały także z takich metod jak pozyskiwanie ekstraktów z jadowitych węży. Jak się uda – to wspaniale! Jak nie – to pogrzeb.
Po drugiej stronie globu dawna chińska medycyna stosowała toksyny pozyskiwane od ropuch olbrzymich z gatunku kururu. Ryzyko jest tu bardzo duże i jeśli usłyszycie o „sekretnych cudownych rytuałach medycznych kururu” to lepiej nie korzystajcie z nich w ciemno. Zatrucie tego typu substancjami było przyczyną czterech zgonów w USA, w latach 90-tych. Toksyny wydzielane przez ropuchy mogą prowadzić nawet do ataków serca. Nasza rada? W przypadku kłopotów z potencją polecamy skorzystać z pomocy lekarzy. Panowie mogą poradzić się urologa, może warto rozważyć także terapię psychologiczną, jeśli istnieją jakieś czynniki psychologiczne, które wpływają na nasze zdolności erotyczne. Najważniejsze jednak, to pamiętać o tym, że seks nie musi być sportem wyczynowym, ani czymś, co udowadnia naszą wartość, zasadność istnienia i zawsze powinien wyglądać co najmniej jak na wysokobudżetowym filmie erotycznym. Nie musi, ważna w nim jest bliskość, akceptacja, bezpieczeństwo, dawanie sobie nawzajem ciepła i czułości.