Co właściwie Zdechły Osa robi na Esce Rock? Odpowiedź na to pytanie może być tylko tak samo nieoczywista, jak sam główny zainteresowany. Daniel Wójtowicz był obecny w podziemiu, we Wrocławiu, który od samego początku jest w centrum jego twórczości, już od dawna, a do mainstreamu przebił się w 2019 roku, wtedy akurat nie do końca za sprawą swojej muzyki. Dosłownie cała Polska rozpisywała się o jego “występie” przed koncertem Pezeta na Torwarze - Osa wyszedł na scenę na dosłownie 30 sekund, nie był w stanie dokończyć piosenki i postanowił skoczyć w nieprzygotowaną na to widownię. To wystarczyło, by Zdechły znalazł się na językach wszystkich, odbiorców, którzy już od dawna nie mieli do czynienia z takim podejściem do nich samych. Ale Wójtowicza raczej nie interesuje to, co inni o nim pomyślą. W 2021 roku ukazał się debiutancki album Osy - krążek “Sprzedałem dupe” pokrył się złotem, spotkał się z uznaniem krytyków, którzy szybko uświadomili sobie, że mają do czynienia z kimś, kogo nie da się jednoznacznie skategoryzować, a już na pewno nie zignorować.
Raper, punk? Właściwie, to kto?
Nie ułatwia tego sam Osa, który od samego początku twierdził, że nie do końca z rapem mu po drodze. Zaczęto więc mówić o nim, że jest najbardziej autentycznym punkiem na współczesnym polskim rynku - co on na to? Od razu stwierdził, że to określenie też do niego nie pasuje, że jego irokez to tylko element pewnej postaci i na dłuższą metę wcale go nie definiuje. Jednak ten punkowy duch krąży wokół niego i nie chodzi tu tylko i wyłącznie o muzykę. W tej co prawda można znaleźć pewne punkowe odniesienia, jak chociażby umieszczony na debiucie “Spytaj Policjanta”, czyli niejako współczesną odpowiedź na “Spytaj milicjanta” grupy Dezerter. Wygląd, styl, to sprawa umowna, raczej słabe jest, by oceniać na jego podstawie to, kto co tworzy, czego słucha, kim jest, do jakiej subkultury należy. To, co łączy Zdechłego Osę i punk to podejście do życia, do swojej kariery, sposób tworzenia tekstów niektórych kawałków. Od momentu pojawienia się na rynku Osa robi to, co chce, co mu się podoba. Nie powstrzymał go nawet kontrakt z dużą wytwórnią, który podpisał pod warunkiem, że będzie miał zapewnioną całkowitą wolność twórczą. Naprzeciw wszystkim i wszystkiemu - niech gadają, komentują, bo jak sam stwierdził w wywiadzie dla Poptown.eu:
Polecany artykuł:
Bo ludzie za bardzo się wczuwają – te wszystkie zasady, których trzeba przestrzegać, żeby zasłużyć sobie na miano punka. Ludzie się przekrzykują, że kiedyś to było tak i już zawsze tak być musi, że lata temu byli przeciwko temu czy tamtemu i ty dzisiaj też powinieneś, że punk to tylko gitara, bas i perkusja… A mi się wtedy wydaje, że to oni nic z tego punka nie skumali, bo dla mnie to jest coś w czym ja mogę wszystko i choćbyś się wkurwiał, to jeszcze się przy tym zajebiście bawię. Tak samo jak oni mogę im powiedzieć – ty nic nie rozumiesz, ja wiem lepiej! - Zdechły Osa dla Poptown.eu.
Osy nie da się zdefiniować - może być tak samo raperem, jak i punkiem, artystą, który otwarcie romansuje z mainstreamem, chcąc równocześnie pozostać niezależnym, obecnym we wrocławskim podziemiu. Z nim jest teraz trochę jak z Post Malone. Austin zaczynał w metalowych kapelach, by karierę zrobić jako raper, aż w końcu na “Hollywood’s Bleeding” zaprezentować idealne połączenie trapu z elementami punku, klasycznych rockowych solówek i nagrać duet z Ozzym Osbournem. Jego wizerunek za to ciągle powoduje, że łatwo umieszczany jest w ramce “raper”, choć sam nie do końca się z tym zgadza, ale też nie odrzuca, koncertując z Red Hot Chili Peppers i ciesząc się szacunkiem wśród społeczności metalowej. To jego właśnie przypomina mi Zdechły - łatwo umieszczany w grupie raperów, a jednak występujący przed T.Love czy na Męskim Graniu, nagrywający z WalusiemKraksąKryzys i Brodką.
New Age Punk?
Numer pod takim właśnie tytułem ukazał się na debiucie Osy. Co to by właściwie miało oznaczać? Może można by było potraktować ten zwrot jak ‘Neon Noir’ Ville Valo, czyli określenie na zupełnie nietypowy gatunek. Samą stylistykę ‘New Age’ ciężko jest zdefiniować, jednak ma ona swoje korzenie elektronice, rocku, rocku progresywnym, głosi hasła piękna, dobra, pokoju i harmonii. Jeśli dodać do tego określenie ‘punk’ to mamy całkowite wywrócenie tej definicji, stworzenie czegoś zupełnie nowego, niepasującego nigdzie gatunku, zawierającego elementy hip-hopu, punku, muzyki elektronicznej, industrialu, alternatywy, hardcore, a nawet odrobinkę popu. Jakby to miało brzmieć? Wystarczy włączyć “BRESLAU HARDCORE”, a szczególną uwagę zwrócić na numer “
AJAX HAZE X WRAŹLIWE CHŁOPAKI”, czyli tak naprawdę nieoczywiste dwa w jednym. Jeśli jednak ktoś chce posłuchać i dostać “namacalne” dowody na nazywanie Osy punkiem, mamy otwierający wydany w piątek 17 lutego krążek, numer “O KURWA, WHOAAH!” (mocna, fajna perkusja), do tego genialny duet z Walusiem, czyli “JEZUS PO TYGODNIU WE WROCŁAWIU” (tak chciałabym widzieć współczesny punk), “SUMMER SONG” (gdzie Osa zagrał na gitarce), czy mające punkowy klimat, jeśli zwrócimy uwagę na teksty, “ZAKOCHANY KUNDEL”, “NAWYKI”, “NAPIZGAŁEM ZWRTOĘ” czy “PRZEZ CIEBIE”.
Dwie części
To jest tak, jakby Zdechły nagrał nową płytę i podzielił ją na dwie części. Choćby nie wiem, jak Osa próbował, takie kawałki, jak “DOBRA ŚMIECHAWA”, “KURTYZANKA ZA 2 DYCHY”, “MIĘDZY BLOKAMI” i “ŚCIANY POD WRAŻENIEM” spowodują, że będzie kojarzył się ze środowiskiem hip-hopowym. Bardziej punkowym od reszty, na którego koncertach czuć ducha wolności i na których można pójść w pogo, ale jednak tego, który oscyluje wokół tego brzmienia. Może się kojarzyć, to jasne, ale niech Osa określa się tak, jak sam chce, czyli tak naprawdę wcale. Na sam koniec mamy za to numery, dzięki którym Zdechły może wylądować w radiu - “DO WIEDZENIA”, nagrany z Brodką (świetny, wpadający w ucho) i “ELO”, w którym zaśpiewała Sarsa, która umiejętnie nawiązała do własnego numeru - “Mówiła Niszcz”.
Klimatycznie bardziej grunge
“BRESLAU HARDCORE” nabiera mocy po kilku przesłuchaniach - w ten album trzeba się wsłuchać, przekonać się, co Zdechły ma do powiedzenia. Tekstowo jest to jednak dość mroczna opowieść o autodestrukcji, zażywaniu środków psychoaktywnych i ich reakcji, przede wszystkim na ludzkie ciało, tej cielesności, niemal namacalnej, jest tu naprawdę dużo. Wszystko to sprawia dla mnie, że pod względem lirycznym Osie bliżej do… grunge’u, ale takiego najbardziej szczerego, który który wprost mówi o zniszczeniu, smutku, izolacji, używkach i ich lepszych i tych bardziej mrocznych stronach. Na “Sprzedałem dupe” było zdecydowanie bardziej swobodnie pod tym względem, tu nie jest już tak kolorowo. Zdechły utkał naprawdę nieprzyjemną opowieść, która pod względem autodestrukcji sprawiała, że na myśl od razu przyszedł mu Kurt Cobain i jego teksty (to w rocznicę jego 56. urodzin piszę ten tekst) i album “Dirt” Alice in Chains, tak otwarcie pokazujący wszystkie odcienie bycia na szczycie, a przede wszystkim kontaktu z dragami i alkoholem. Tak samo, jak przedstawicieli grunge’u - Osy nie da się dopasować, nie do końca chyba odpowiada mu bycie na świeczniku, w mainstreamie, przywiązanie do rodzinnego miasta (tu Wrocławia) wciąga jego otwartość i nieowijanie w bawełnę, czy to w tekstach piosenek, czy wywiadach.
Powiew inności
Zdechły Osa jest inny, jego muzyka jest inna, praktycznie niedefiniowalna, dzięki czemu mogę o niej pisać też na Esce Rock i używać porównań, które jednak wielu pewnie uzna niemal za świętokradztwo. Idąc śladem Osy, nie bardzo zwracam na to uwagę. Cieszy mnie bardziej to, że dostaję do słuchania album, który jest taki nieoczywisty, który wywołuje u mnie tyle myśli, refleksji, skojarzeń, który nie może mi wyjść z głowy od dnia otrzymania odsłuchu. Chciałabym jeszcze więcej punka, szczególnie muzycznie, na kolejnym krążku Osy? No jasne. Ale powiedzmy sobie szczerze - on ma to gdzieś. I tak zrobi, co będzie chciał.