Znacie ten dowcip, gdy muzyk weselny rozmawia z tym, który gra na statkach o wysokości wynagrodzeń i podchodzi do nich rockman pytając „to ktoś za to jednak płaci”? No to już znacie. Trochę śmiech przez łzy, bo wynagrodzenia w zawodach artystycznych to temat na szereg artykułów. My akurat zajmujemy się rockiem, ale nawet nie próbujemy dotykać problemów choćby wykształconych muzyków ze sceny poważnej i klasycznej, którzy niejednokrotnie poświęcają całe życia na doskonalenie talentów, a potem zarabiają nieproporcjonalnie mało. Tu jednak nie zwalimy winy na korporacje, bo i nasi politycy mogliby spokojnie poprawić sektor kultury… gdyby ich to w ogóle interesowało.
Z instytucjami w branży artystycznej jest podobnie jak i we wszystkich innych: równie wiele osób na nie narzeka, co pochwala.
Stowarzyszenie Autorów ZAiKS (od Związek Autorów i Kompozytorów Scenicznych) nie jest lubiany przez sporą część właścicieli lokali, knajp, klubów i pubów, bo muszą się z nim rozliczać czy to za odtwarzaną muzykę, czy na żywo (w praktyce różnie bywa). Dla artystów z kolei ZAiKS czasem bywa zmorą, a czasem pomocnym dobrym duchem. Zadaniem tego stowarzyszenia, podobnie jak na przykład także STOARTu jest zbieranie należnych tantiem od nadawców muzycznych i przekazywanie ich artystom. To z takimi stowarzyszeniami rozliczają się nadawcy radiowi i telewizyjni, by potem pieniądze mogły trafić do muzyków, tekściarzy i innych.
To wszystko regulowane jest prawem autorskim stosownym do danego kraju, czyli w tym wypadku, w Polsce. Sprawa była jeszcze w miarę prosta do uporządkowania, gdy chodziło o nośniki fizyczne (płyty CD, kasety, płyty winylowe), jednak w przypadku dystrybucji muzyki cyfrowo i do tego w nieuznającym granic terytorialnych internecie, sprawa zaczyna się komplikować. Tu wciąż w wielu miejscach rynku panuje przysłowiowy Dziki Zachód.
Uporządkowaniem tego typu spraw w naszej szerokości geograficznej zajmują się odpowiednie urzędy między innymi w Unii Europejskiej. Przykładem jest RODO, które może Was denerwować swoimi ograniczeniami i wyskakującymi powiadomieniami, ale to ważne narzędzie do jakiejkolwiek kontroli zbierających i sprzedających wszystkie nasze dane internetowych gigantów (Google, Facebook, Microsoft i inni). Chodzi o to, by decyzje o tym jak będziemy wykorzystywani jako zasoby (oczywiście po zgodzeniu się na warunki umowy i regulamin, choć bądźmy szczerzy – kto to czyta?) zapadały obok nas i w gronach ludzi, których możemy wybrać lub odwołać, a nie w biurach prywatnych firm, których nikt i nic nie kontroluje.
Wracamy do muzyki, bo właśnie unijni urzędnicy zostali przez polski ZAiKS zaalarmowani. Chodzi o praktykę stosowaną przez międzynarodowych gigantów muzycznych, którzy chcą być ponad prawem. Korzystają z praktyki nazywanej buy-out. Na czym polega? Przytoczmy definicję podawaną przez ZAiKS.
Kompozytorom i kompozytorkom, autorkom i autorom piosenek, scenarzystom i scenarzystkom, tłumaczom, tłumaczkom, a także innym twórcom i twórczyniom podsuwa się do podpisu umowę o zaakceptowanie pełnego wykupu praw autorskich za jednorazową opłatą i zrzeczenie się przychodów z eksploatacji. To oznacza brak tantiem dla twórców i twórczyń oraz ich spadkobierców.
- Buy-outy czyli umowy wykupu praw autorskich na podstawie przepisów obowiązujących poza Unią Europejską, destabilizują nasz rynek kreatywny i pozbawiają twórców tantiem – ostrzega Miłosz Bembinow, prezes Stowarzyszenia Autorów ZAiKS - Wytwórnie filmowe i muzyczne zza oceanu narzucając europejskim twórcom system polegający na wypłacaniu jednorazowych wynagrodzeń za utwór, po prostu ich wykorzystują. Cieszę się, że UE zrobiła kolejny krok w stronę zapewniania kompozytorkom i kompozytorom uczciwych zasad i warunków pracy.
Z tego typu umów korzystają często serwisy VOD, producenci gier oraz aplikacji oraz stacje radiowe i telewizyjne. W ten sposób zamykają drogę artystom do należnych im zysków, proponując jednorazową większą kwotę, która w istocie jest znacznie mniejsza niż to, co utwór mógłby zarobić w razie regularnych emisji. Co ciekawe, sprawa wcale nie dotyczy tylko odległych krajów, gdzie mogą mieć siedziby wspomniane firmy. Także w Europie tego typu mowy są wykorzystywane.
W tej sprawie europejskie stowarzyszenie autorów GESAC wystosowało apel do europarlamentarzystów, by niezwłocznie zajęli się tą sprawą. Dorzucili do tego raport o szkodliwości zjawiska. Problem w tym, że mając tuż obok wojnę i będąc pogrążonym w dyskusjach o katastrofie klimatycznej politycy mogą nie być chętni do szybkiego zajęcia się sprawą. Natomiast w czerwcu 2024 odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego, a to oznacza kampanię i znów jeszcze mniej czasu na inne sprawy. Pozostaje zachować czujność na niebezpieczne umowy samodzielnie. ZAiKS doradza by twórcy, nie tylko muzyki, ale i tekstów oraz tłumacze, którzy dostali taką umowę do podpisania i nie chcą tego zrobić kontaktowali się z rzeczniczką stowarzyszenia.