Kiedy każdego roku tłumy gromadzą się by bić Gitarowy Rekord Guinessa jest to pełne radości święto muzyki. Ogromna społeczność ludzi kochających rocka i bluesa składa hołd Jimmi’emu Hendrixowi i innym mistrzom rocka. Wspólnie wykonują „Hey Joe” na tysiące gitar. To standard blues’owy, który można zagrać na podstawowych czterech akordach i rozbudowywać, bawiąc się nim w nieskończoność. Piosenka staje się częścią czegoś tak pozytywnego, jak tylko można sobie wyobrazić. Jednak jej tekst wciąż pozostaje tym samym: opowieścią o Joe, który z zazdrości zabija swoją ukochaną, a następnie ucieka przed prawem na Południe.
Klasyczny blues pełen jest historii równie mrocznych historii, a ta prawdopodobnie jest jedną ze szczególnych, bo wydarzyła się naprawdę. Pat Hare swoją muzyczną karierą rozpoczął mając około 20 lat i w latach 50-tych ubiegłego wieku nagrywał partie, które będą inspirowały wielu muzyków w kolejnych dekadach. W 1953 na przykład, grając w grupie Juniora Parkera, zarejestrował partie, które będą podstawą stylu rockabilly, ale usłyszycie tego ślady także choćby w grze Jimmy’ego Page’a z Led Zeppelin czy Erica Claptona.
Kolejny kawałek Pata Hare, który warto znać to "Cotton Crop Blues" Jamesa Cottona. Tutaj trzeba zwrócić uwagę na gitarowe solo. To rok 1953, nikt nie przesterowuje celowo gitar, nie ma powszechnych dzisiaj procesorów dźwięku, efektów gitarowych i innej techniki. Jest tylko gitara, ręka i charakter. A jednak bez tych wszystkich dodatków Pat Hare nagrywa tu partię, która przez wielu uznawana jest za początek „ciężkiego grania” w muzyce gitarowej. Zniekształcone brzmienie spowodowane jest siłą, z jaką gitarzysta uderza w instrument. Poza tym wykorzystał dwudźwięki, które w późniejszych dekadach zostaną nazwane „power chordami” i staną się ulubionym tworzywem heavy metalowych riffów. Za ich ojca uznaje się gitarzystę nazwiskiem Link Wray, jednak Hare nagrał coś równie ostrego na 5 lat przed legendarnym „Rumble” Wray’a.
Pat Hare oprócz ostrego stylu gry na gitarze znany był także ze słabości do alkoholu. Ożenił się i doczekał trójki dzieci, jednak jego niespokojny charakter nie pozwolił na znane z amerykańskich filmów szczęśliwe zakończenie. Słynny kawałek o zamiarze morderstwa nagrał 14 maja 1954 roku. Piosenka przeleżała w archiwach 36 lat i dopiero w 1990 roku ukazała się na kompilacji „Blue Flames: A Sun Blues Collection”.
Autorem utworu był Doctor Clayton, kolejna fascynująca postać – żyjący zaledwie 49 lat bluesman (zmarł na gruźlicę), którego cała rodzina zginęła w pożarze, a on sam osunął się w alkoholizm, jednocześnie tworząc przejmujące kawałki. Opisana w jego piosence zbrodnia wydarzy się naprawdę, jednak dopiero 14 lat po nagraniu przez Hare’a. Gitarzysta zastrzelił swoją ówczesną partnerkę oraz policjanta, który zjawił się z interwencją. Grał wtedy w zespole Muddy’ego Watersa, z którym możecie go zobaczyć na tym nagraniu.
Pat Hare został zatrzymany i wylądował w więzieniu, gdzie spędził kolejne 16 lat swojego życia, aż do śmierci. Przyczyną śmierci w 1980 roku był rak płuc. Muzyk, podobnie jak autor niesławnej piosenki, miał 49 lat. Ze względu na mroczny tekst, ponury kontekst i mą grę Hare’a kawałek „I'm Gonna Murder My Baby” przez niektórych uznawany jest za pierwszą zapowiedź tego, czym będzie heavy metal.