Temu nie da się zaprzeczyć - Męskie Granie to już jedno z najważniejszych letnich wydarzeń w Polsce. Trasa zadebiutowała w 2010 roku i bardzo szybko zyskała sympatię fanów festiwali i tego typu sposobów na spędzanie wolnych, letnich wieczorów. Męskie Granie od samego początku wyróżnia się swoją formułą, faktem iż na jej czele stoi Dyrektor/Dyrektorka Muzyczna (do 2019 roku), a w każdym roku formułowana jest zupełnie nowa Orkiestra, która nagrywa promujący cały format hymn i występuje na trasie, na której gra set, złożony w większości z coverów utworów innych artystów, odczytanych zupełnie na nowo. Od 2021 roku w każdym mieście, do którego wita trasa, odbywają się aż dwa koncerty, a na trzech scenach: Głównej, Ż i 357, pojawiają się najgłośniejsze i najsłynniejsze nazwiska polskiej sceny muzycznej.
Męskie Granie 2023 zawitało do Warszawy!
Od zawsze centralnym punktem trasy pozostaje Warszawa. Męskie Granie co roku przyjeżdża do Stolicy (nie licząc pechowego 2020 roku) i przyciąga do siebie ogromne grono fanów najlepszego brzmienia. Nie inaczej było w tym roku. Warszawa została trzecim przystankiem na trasie, zanim ta, odwiedzając jeszcze po drodze Gdańsk (21-22 lipca), Kraków (4-5 sierpnia) i Wrocław (11-12 sierpnia), dotrze na ostatni weekend sierpnia do samego serca, czyli do Żywca. Całość rozpoczęła się tuż po godzinie 17:00 w piątek 7 lipca i co tu dużo mówić - organizatorzy zrobili wszystko, by wpasować się w gusta fanów różnorodnych brzmień!
Pierwszy dzień Męskiego Grania w Warszawie - Polska '83, Bal, przestawianie i powrót "pierogów"
Warszawski weekend rozpoczął zespół Nene Heroine z gościnnym udziałem samej Kasi Lins, którzy otworzyli Scenę Ż. Nie jest żadna tajemnica fakt, że pochodząca z Gdańska grupa i artystka przyjaźnią się od lat, a efektem tego został hipnotyzujący utwór Wola, który trafił na drugi album zespołu, czyli genialny Mova z 2022 roku. Muzyka Nene Heroine to coś dla fanów improwizacji, muzyki nieoczywistej, klimatycznej, opartej przede wszystkim na jazzie, gdzie jednym z punktów centralnym jest saksofon. Nene Heroine nie da się włożyć w żadne ramy gatunkowe, a na żywo to pyszna muzyczna uczta, która jednak, wydaje mi się, dużo lepiej sprawdziłaby się o nieco późniejszej porze, co dałoby możliwość stworzenia zupełnie wyjątkowego klimatu. Kolejno scenę Ż przejęli odpowiednio Dawid Tyszkowski (muzyka dla fanów nieoczywistego popu, łączącego brzmienie elektroniki z gitarowym i elementami hip-hopu) i zupełny klasyk warszawskiego post-rockowego grania, czyli Tides From Nebula, którzy zawsze wypadają genialnie na żywo. Po klimatach gitarowych nadszedł czas na jedno z najgorętszych nazwisk ostatnich miesięcy. Sceną Ż dosłownie zawładnął Jann (z drobnym opóźnieniem), który co prawda debiutuje, uczy się bycia na scenie, już jednak widać, że jest stworzony do tego, by na niej występować. To właśnie jego set przyciągnął ogromną publiczność, która nawet nie starała się ukrywać entuzjazmu tym, co dane jest jej słyszeć. Piątkową Scenę Ż zamknął genialny duet The Dumplings. Kuba Karaś i Justyna Święs to przecież fonograficzny debiut roku 2015, prezentujący szeroko pojętą muzykę electropopową w tym najlepszym wydaniu. Wspaniały wybór na tę konkretną, wieczorną porę. Grupa wytworzyła klimatyczny, ale przy tym imprezowy klimat i znów, przyciągnęła w rejony Sceny Ż prawdziwy tłum. W tym roku od premiery ostatniego albumu formacji mija pięć lat - nie da się ukryć, takie występy, jak ten z piątku tylko wzbudzają apetyt na nowości!
W tak zwanym międzyczasie, Scenę Główną otworzył Piotr Zioła, który dosłownie zachwycił opinię publiczną wydanym w listopadzie ubiegłego roku albumem Wariat. Po artyście na miejscu pojawił się Rubens ze swoim intrygującym projektem "Polska muzyka '83", a na scenie u jego boku pojawili się: Mery Spolsky w coverach Luz, blues, w niebie same dziury Urszuli i Śmierć dyskotece grupy Lombard, Tomasz Organek, który zaprezentował z Rubensem Dorosłe dzieci Turbo, Kayah, która wprowadziła na Męskie Granie klimat Maanamu za sprawą utworu Lucciola. Po raz pierwszy na trasie pojawiła się także Beata Kozidrak, która z zespołem Rubsensa zaśpiewała klasyki: Józek nie daruję ci tej nocy i Co mi Panie dasz z repertuaru Bajmu. Sam lider projektu za to postawił na solowe wykonania numerów Ten wasz świat Oddziału Zamkniętego i Kryzysowa narzeczona Lady Pank.
Kolejną gwiazdą piątkowej Sceny Głównej był Artur Rojek. Artysta wspaniale wypada na żywo, brzmi przepięknie, a klasyki w jego wykonaniu, zarówno z kariery solowej, jak i z czasów Myslovitz, to jak przeniesienie się do innego świata. Muzyk pozostaje dość oszczędny w kontakcie z publicznością, ale gdy już to robi, pełno w tym skromności i uroku. Jedno jest pewne - koncert Artura Rojka to jeden z tych występów, które trzeba w życiu zobaczyć, a jeśli okazja ku temu pojawia się na Męskim Graniu - tym lepiej! Uważny widz wyłapał także, że na dniach możemy spodziewać się premiery nowego singla artysty!
Z wielu względów kontrastem do setu Rojka był pokaz, spektakl, może nawet w jakimś stopniu performans w wykonaniu Ralpha Kaminskiego. Można Ralpa lubić, lub nie, śmiać się, komentować, podziwiać, czy odrzucać, jednego jednak nie można mu odmówić. Kaminski jest genialnym wykonawcą, tym prawdziwym frontmanem, który jest w stanie zawładnąć sceną, od którego trudno jest odwrócić wzrok. Ralph wzbudza kontrowersje od lat - swoimi wypowiedziami, działaniami, jest on jednak artystą z krwi i kości, nic więc dziwnego, że jego występy przyciągają takie tłumy, które śpiewają, bawią się razem z główną gwiazdą. Nie planowałam być akurat na tym secie, trafiłam jednak - i już nie chciałam go opuścić. Czy to sprawi, że stanę się wielką fanką Ralpha? Nie, nie jestem jednak w stanie odmówić mu ogromnego talentu, ani tak dużej swobody bycia na scenie. Wiem też, że z wielką przyjemnością pójdę na kolejne jego koncerty.
Byłam bardzo ciekawa tego, czym właściwie jest projekt "Męskie Granie Przestawia" w wykonaniu Nosowskiej i Króla, czyli punkt centralny piątkowych wieczorów. Wszystko już jasne! Artyści wykonują zupełnie nowe wersje kultowych utworów, ale na setliście naprawdę nie brak niespodzianek, też w postaci kompozycji zagranicznych! Chcecie posłuchać Nirvany czy Blur w zupełnie nowym wydaniu? Sprawdzić, jak Nosowska interpretuje słynne Szklanki? Wspaniały pomysł, coś, jak mini-Orkiestra, której szefem jednak jest Michał "Fox" Król. "Męskie Granie Przestawia" to najlepszy dowód na to, że osoby odpowiedzialne za Męskie Granie mają bardzo dużo pomysłów na to, jak zachęcać odbiorców do udziału w kolejnych edycjach. Naprawdę mam nadzieję, że będzie z tego oddzielna płyta!
Drugi dzień Męskiego Grania w Warszawie - Wodecki, Bambi Sarenka, energia i Orkiestra!
W sobotę Scena Ż stała się punktem obowiązkowym dla fanów brzmienia indie, hip-hopu, ale też delikatnego popu. Tym razem otworzył ją występujący pod pseudonimem Lackluster Szymon Mikła, czyli młody wokalista, producent i multiinstrumentalista, który dopiero stawia swoje pierwsze kroki na scenie i balansuje na granicy gatunków i inspiracji. Alternatywny hip-hop? Indie urban? Jego nie da się zaszufladkować! Po nim pojawiła się Aga Bigaj, która raczej nie jest obca stałym bywalcom koncertów polskich artystów - stale współpracuje m.in. z Dawidem Podsiadło czy Kasią Lins, teraz jednak rozpoczyna działanie na własną rękę, prezentując wspaniały, delikatny, melodyjny pop. Następnie nadszedł moment dla fanów hip-hopu, a to za sprawą kwartetu Błoto i ich projektu "Hip-Hop Special". Nie jest to jednak nic oczywistego! Formacja stawia na improwizację, czerpie z muzyki jazzowej, co w połączeniu z klimatem rapu daje zupełnie niespodziewany i nieoczekiwany efekt, który zwróci uwagę nie tylko fanów tych klimatów. Nie można zapomnieć o występie Sarsy! Artystka już, powoli, promuje swój najnowszy, nadchodzący album, na którym, a wiemy o tym dzięki Męskiemu Graniu, pojawi się także Piotr Rogucki! Artyści wykonali wspólnie w sobotni wieczór - przedpremierowo! - numer JPRDL. Ze swoim własnym projektem na scenie Ż pojawił się także, najlepiej znany z zespołu Kwiat Jabłoni, Jacek Sienkiewicz. Występując samodzielnie jako Sienkiewicz stawia on na zupełnie inne brzmienie niż to, kojarzone z macierzystą grupą. Jacek dał prawdziwy popis Dj'skiego setu, prezentując hipnotyzujące brzmienie, czerpiące z tradycji muzyki techno, house czy transowej, pochodzące z jego debiutanckiej, solowej EP-ki. Po nim zaś na scenie pojawił się Maciej Musiałowski, który dał się już poznać nie tylko jako aktor, ale też niezwykle utalentowany wokalista!
Sobotnią Scenę Główną otworzył występ wspaniałej Julii Pietruchy. Twórczość artystki to coś dla fanów pięknego, folkowego, klimatycznego brzmienia. Magia, tak idealnie pasująca do tego letniego, gorącego popołudnia! Następnie nastąpiła zmiana klimatu na brzmienie dużo bardziej nieoczywiste, bo nie wiem, czy jest na świecie ktoś, kto jest w stanie jednoznacznie określić muzykę, jaką gra Fisz Emade Tworzywo. Występ zespołu to zawsze dobry czas na obcowanie z klasykiem polskiej muzyki, można powiedzieć, szeroko alternatywnej. Tuż przed godziną dwudziestą, Scena Główna zamieniła się w magiczne miejsce obcowania z twórczością legendarnego Zbyszka Wodeckiego. W projekcie Wodecki Twist, na czele którego stoi Kamil Pater, udział biorą czołowi polscy artyści, w Warszawie byli to Bovska, Natalia Przybysz, Dawid Tyszkowski, Piotr Odoszewski, Wiktor Dyduła i Wiktor Waligura. Ze sceny wybrzmiały największe przeboje wspaniałego artysty, we wspaniałych, zmienionych aranżacjach, nic więc dziwnego, że publiczność, znając te utwory na wylot, bawiła się tak dobrze i reagowała tak żywo! W ubiegłym roku mieliśmy tribute do Krzysztofa Krawczyka - to wspaniałe, że organizatorzy pamiętają i wspominają największe nazwiska polskiej muzyki, pokazują klasyczną twórczość w nieco odświeżonym wydaniu. Jeśli człowiek po coś ma przyjść na Męskie Granie, to właśnie po to, by brać udział w tak wspaniałych projektach (też liczę na oddzielną płytę!).
Daria Zawiałow z każdym kolejnym swoim działaniem udowadnia, że jest obecnie jedną z najważniejszych postaci w polskiej muzyce, a jej koncerty to zupełna petarda! Pierwszy raz (wiem, wstyd) miałam okazję widzieć artystkę na żywo i jest to jeden z tych pokazów, o których tak szybko nie zapomnę. Daria jest niesamowita na żywo, pełna energii, piekielnie utalentowana, a z tym rockowym pazurem i mocnym klimatem sprawia, że nie można się od niej oderwać! Daria postawiła na sprawdzone przeboje z Szarówką, Hej Hej!, Miłostkami czy Nie dobiję się do Ciebie na czele, nie zabrakło jednak i tych najnowszych: FIFI Hollywood i Złamane serce jest OK. Pojawiła się też nowość, niewydany jeszcze w wersji studyjnej Bambi sarenka i możemy Was zapewnić - jest to premiera, na którą naprawdę warto czekać, a spodoba się szczególnei fanom dobrego, klasycznego, zadziornego gitarowego grania!
IGO, czyli jedna trzecia Orkiestry, zasługuje na miano jednego z najlepszych współczesnych polskich wokalistów. Ten głos! Muzyk w listopadzie ubiegłego roku wydał pierwszy solowy krążek i to właśnie materiał z niego zdominował set, w tym wspaniała Helena na żywo! IGO gościł na scenie Natalię Szroeder i Mroza, poderwał wszystkich na równe nogi, zahipnotyzował, odebrał złotą płytę za swój debiut, a do tego zagrał zupełną nowość, chwytliwy numer Nie boli. Przez cały pokaz zastanawiałam się, skąd ten człowiek czerpie tyle mocy i siły - genialny występ, nic dziwnego, że przyciągnął pod scenę takie tłumy.
Na sam koniec wisienka w postaci Orkiestry! IGO, Mrozu i Vito Bambino postanowili zaprezentować własne wersje takich klasyków, jak Party Oddziału Zamkniętego, Szał Edyty Bartosiewicz, Mamona Republiki czy Tolerancja Stanisława Soyki, który we własnej osobie pojawił się na scenie! Wszystko to w zaskakującym, bardzo uwspółcześnionym wydaniu. Nie da się ukryć - wybór Panów na dowodzących tegoroczną Orkiestrą to naprawdę strzał w dziesiątkę. Wszyscy niesamowicie utalentowani, genialni wokalnie, z pomysłem na siebie i własną twórczość. W ich interpretacji, wszystkie te utwory nabrały zupełnie nowego, zaskakującego oblicza. Muzycy tworząc nowe aranżacje inspirowali się własnym brzmieniem, mamy więc soulowe, funkowe, popowe, hip-hopowe, alternatywne i elektroniczne wersje klasyków, których raczej mało kto się spodziewał. Choć nie każdemu takie wersje będą odpowiadać, jedno jest pewne - za ich pomocą Orkiestra udowadnia, że prezentowane przez nią utwory są nieśmiertelne, uniwersalne, odnajdują się i pasują do każdych czasów, każdej stylistyki. Na finał oczywiście tegoroczny hymn - genialne na żywo Supermoce. Przez cały set publiczność nie mogła ustać w miejscu skacząc, śpiewając, bawiąc się, jakby jutra miało nie być. Takie reakcje to najlepszy dowód na wspaniały występ. Pozostaje tylko czekać, jak to wszystko zabrzmi na płycie.
Warszawa żegna Męskie Granie i czeka na przyszły rok!
Za nami dwa dni muzycznej uczty, energii, klimatu i zabawy. Zazdrościmy już tym, którzy jeszcze na koncerty w ramach Męskiego Grania czekają, a my już nie możemy się doczekać, najpierw premiery płyty, a następnie nowej edycji już za rok!