Weteran branży muzycznej podzielił się niedawno swoimi refleksjami z „The Guardian”. Przyznał, że nie może się nadziwić, czemu artyści sprzedający najwięcej muzyki wciąż trzymają się kurczowo wypuszczania na rynek fizycznych nośników z muzyką.
- Artyści są masowo hipokrytami – zarzuca Millar – Jak można wstać i mówić „ratujmy planetę”? A papierze to łatwe, ale wprowadzenie tego w życie jest znacznie trudniejsze.
To może jakaś konstruktywna rada? Millar proponuje by przejść zupełnie do cyfrowej dystrybucji muzyki. Według niego bez fizycznych nośników, a także tras koncertowych o globalnym zasięgu, które zostawiają po sobie gigantyczny ślad węglowy w postaci emisji z samolotów i ciężarówek. Produkcja gadżetów zespołowych, jak koszulki i inne, to także przecież źródło zanieczyszczeń. Patrząc na to na zimno trudno oprzeć się refleksji, że branża rozrywkowa jest ogromnym trucicielem, a artyści wzywający do ratowania planety z największych scen są za jej zagrożenie w dużej mierze odpowiedzialni.
No dobrze, ale przecież cyfrowa sprzedaż nie opłaci rachunków. Realne zyski dla artystów to wciąż dochody z koncertów i merchu, bo płyty sprzedają się słabo, a dystrybutorzy cyfrowi dzielą się zaledwie ułamkiem zysku. Warto także pamiętać, że serwisy streamingowe także mają swoją infrastrukturę, która zużywa energię i przyczynia się do emisji. Wcale nie jest neutralna klimatycznie.
Millar nie jest jednak głuchy na fakt, że właśnie koncerty dla artystów są najważniejsze, co pokazała pandemia. Transmisje online nawet w ułamku nie były w stanie odpowiedzieć na zapotrzebowanie widzów, a zyski z nich były znikome. Czy jest zatem z tej sytuacji rozsądne wyjście, które pomoże artystom zachować jakiekolwiek źródło zysków? Najwięksi sobie poradzą, zapełniający stadiony sprzedadzą coś innego.
Jednak tysiące mniejszych, a przecież wartościowych wykonawców straciłoby wraz ze zniknięciem płyt i innych nośników bardzo ważną formę kontaktu z odbiorcami oraz realnego zarobku. Postawienie na streamingi oznacza dla debiutanta lub kogoś mniej znanego praktycznie charytatywną pracę, a intensyfikowanie działalności w social mediach, które może przynieść odbiorców z czasem jest tak wymagające, że muzykom zabraknie czasu na tworzenie muzyki. Naprawdę o to nam chodziło z tą powszechnie dostępną kulturą i nowoczesnym cyfrowym światem? System jest zepsuty i wymaga resetu. Głos Millara powinien być zachętą do dyskusji na najwyższych szczeblach rynku.
Polecany artykuł: