Zespół Slipknot zawładnął sceną rockowo-metalową w 2019 roku, a to za sprawą wydanego w sierpniu albumu We Are Not Your Kind. Bardziej eksperymentalne od pozostałych, można powiedzieć nie do końca typowe, jak na tę akurat grupę, wydawnictwo zyskało powszechne uznanie krytyków i podbiło listy przebojów na całym świecie. Po tej premierze grupa po prostu… zniknęła. Głośno natomiast było o Coreyu, który w 2020 roku wydał swój pierwszy solowy album i wziął udział w nagraniach tribute albumu z okazji trzydziestolecia “Czarnego Albumu” Metalliki.
Koniec?
Coś zaczęło się dziać w maju 2021 roku - to wtedy Shawn „Clown” Crahan w rozmowie z gospodarzem Download Festival ogłosił, że zespół pracuje nad nową muzyką. Perkusista był bardzo podekscytowany, zwrócił uwagę na to, że przerwa spowodowana pandemią dobrze im zrobiła i każdy z nich jest teraz w szczytowej formie i po prostu cieszy się z tego, że znów mogą być razem i tworzyć nowy materiał.
Taylor jest na takim poziomie śpiewania, którego nigdy u niego nie słyszałem, co sprawia, że jestem naprawdę pełen emocji. Oto jesteśmy, oto znów mamy dwadzieścia lat i to jest życie, wiesz? - mówił Crahan w wywiadzie.
W listopadzie 2021 roku ukazał się pierwszy od dwóch lat singiel, The Chapeltown Rag. Numer spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem ze strony fanów i krytyków, nic w tym dziwnego - niemal od pierwszych dźwięków kojarzy się on z kultowym Iowa. Z czasem coraz więcej na temat albumu zaczął mówić Corey - już miesiąc po wydaniu kawałka zdradził on, że zespół zabiera się za miksowanie krążka i planuje wydać go w kwietniu, powiedział także, że jest dużo bardziej zadowolony z tego materiału, niż z We Are Not Your Kind. Na początku 2022 roku oficjalnie ogłosił, że prace zostały zakończone, a nadchodzący krążek określił jako “cięższą wersję Vol. 3: The Subliminal Verses”.
Apetyt został zaostrzony
Na szczegóły przyszło nam czekać do lipca - to wtedy coś zaczęło się dziać w social mediach zespołu, udostępniony został fragment nieznanej piosenki. W ten oto sposób, dokładnie 19 lipca, dostaliśmy kolejny, drugi już singiel z nadchodzącego albumu, The Dying Song (Time to Sing) oraz oficjalną zapowiedź krążka. Jeszcze przed premierą The End, So Far wydany został numer Yen, fanom jednak nie dawała spokoju myśl o tytułowym końcu. Co to właściwie ma oznaczać? Czy zespół Slipknot zawiesi działalność na jakiś czas? To zdecydowanie nie oto chodzi w całej koncepcji, ale to tego dochodzi się słuchając całego albumu, od deski do deski.

i
Nieoczywistości od których trudno się uwolnić
Płyta rozpoczyna się dźwiękami, które zdecydowanie mogą być sporym zaskoczeniem dla słuchacza. Adderall, czyli melodia, kojarząca się z indyjskimi pieśniami, spokojna, klasyczna perkusja, syntezatory i melodyjny wokal Coreya (od razu słychać, że Crahan miał rację, Taylor jest w niesamowitej formie!). Wszystko to zdecydowanie bardziej kojarzy się z klimatem melancholijnego rocka alternatywnego, niż z klasycznym brzmieniem Slipknota. Zniechęcenie? Wręcz przeciwnie, zaintrygowanie, zaciekawienie tym, co będzie dalej. Sporym zaskoczeniem był dla mnie też numer The Dying Song (Time to Sing) - niesamowicie chwytliwe i wciągające połączenie melodyjnego śpiewu i growlu, nowoczesności i korzeni rodem z debiutu. Bezsprzecznie jest to jedna z najlepszych metalowych piosenek, jakie wyszły w tym roku - najbardziej pociąga mnie jej nieoczywistość - z jednej strony radiowy klimat, z drugiej mocna, nu metalowa stylistyka i ostry, będący jak uderzenie w głowę tekst. Nie da się od tego uwolnić, ma szansę stać się czymś kultowym na miarę Psychosocial. Coś bardzo podobnego dzieje się w Hive Mind, który opiera się przede wszystkim na ostrej jak brzytwa perkusji.
Niepokojący, zaskakujący Acidic to jeden z najmocniejszych punktów na płycie, który wymyka się wszelkim klasyfikacjom - to jak powrót do lat 2000. i najlepszego okresu nu metalu, ale zawierający ogromną dawkę nowego podejścia do muzyki psychodelicznej. Niemal w parze można zestawiać ze sobą Acidic i De Sade, z tym że ten drugi numer jest nieco mroczniejszy i na pierwszy plan wychodzi w nim Mick Thomson - te solo!
Spokój i (nie)opanowanie
Yen początkowo zupełnie mnie nie porwał, jednak z każdym kolejnym przesłuchaniem wchodził do głowy coraz głębiej i głębiej. To niesamowity, bardziej nastrojowy, można powiedzieć power balladowy numer. Sam Corey określił go jako miłosną pieśń dla jego żony, Alicii Dove, i ten ogrom uczucia bardzo mocno czuć. Nieco spokojniejszy jest też, najdłuższy na płycie, Medicine for the Dead, który bardzo mocno czerpie z klimatów klasycznego rocka, umiejętnie połączonego z nu metalową stylistyką - a ten wciągający refren i zostawiająca słuchacza, niemal z poczuciem niedosytu, końcówka - więcej!
Korzenie
Choć album w całości określiłabym jako bardzo różnorodny, zaskakujący, świeży, to nie brak na nim odniesień do starych dobrych (albo i nie? Zależy jak na to patrzeć) początków. Wydany, jak się okazało, jako pierwszy singiel The Chapeltown Rag to swoisty powrót do początków lat 2000. i czasów Iowa. W jego przypadku warto zwrócić uwagę na tekst, który koncentruje się na brytyjskim seryjnym mordercy Peterze Sutcliffe, znanym również jako Rozpruwacz z Yorkshire, oczywiście posłużył on do metaforycznych rozważań na temat kary i działania współczesnych mediów. Brzmieniowo tym samym śladem podążają Warranty czy rozpoczynający się niesamowitym perkusyjnym intro Heirloom, głośne i ostre H377.
Finał
Taki tytuł nosi zamykający album utwór, będący tak samo dużym zaskoczeniem, jak numer otwierający. Orkiestra, melodyjny śpiew, przerażający chór - to naprawdę koniec. Ale nie Slipknota, a pewnej, bardzo ważnej ery w ich karierze - mowa oczywiście o rozstaniu z wytwórnią, ale wszystko wskazuje na to, że Panowie mają już pomysł na siebie na kolejne lata. Jeśli ich nowa przygoda rozpocznie się w tym miejscu, w którym kończy Finale, to mamy na co czekać.