Roger Daltrey równo miesiąc temu, 1 marca, świętował 80-te urodziny. Muzyk, znany przede wszystkim jako wokalista legendarnej formacji The Who, jest obecny na światowym rynku muzycznym od 1959 roku, czyli świętuje w tym roku okrągłe, 65-lecie pracy artystycznej! Przygodę z tym światem rozpoczynał od gry w zespole Detours, której był wokalistą i gitarzystą i w której to dał się poznać, jako osoba nieznosząca sprzeciwu, która wszelkie konflikty rozwiązuje szybko - za pomocą pięści.
Formacja w 1964 roku odkryła, że działa już inna grupa o nazwie "Detours", dlatego też zdecydowała się na zmianę i od tamtej chwili była znana jako The Who. Zespół dziś uznaje się za jeden z najważniejszych rockowych XX wieku, a Daltrey często wskazywany jest jako jeden z wokalistów wszech czasów. Jeszcze jako członek The Who, Roger rozpoczął karierę solową, w ramach której wydał dziesięć albumów studyjnych i wylansował kilka przebojów: Giving It All Away, Walking the Dog, Written on the Wind, Free Me, Without Your Love czy Under a Raging Moon.
Roger Daltrey o swoim wieku i śmiertelności
Choć muzyk utrzymuje wspaniałą formę, czego dowodem jest występ w ramach gali organizacji Teenage Cancer Trust, której od lat był kuratorem artystycznym, to muzyk dał do zrozumienia, że obecnie szczególnie mocno odczuwa upływ czasu.
W eseju dla magazynu "The Times" Daltrey napisał, że stara się być realistą i wie, że najprawdopodobniej pozostało mu już niewiele czasu. Wokalista wskazał, nie wiadomo jednak, na jakie badanie się powołał, że długość życia człowieka wynosi przeciętnie 83 lata, a więc "jest bliżej niż dalej". Roger stwierdził na przykład, że przed wyjściem na scenę na wydarzeniu Teenage Cancer Trust czuł ogromny stres przed tym, czy na pewno pamięta wszystkie słowa piosenek.
Nie zrobiliśmy nic przez siedem miesięcy, a ta zima była brutalna. Byłem w stanie hibernacji. Przez cały styczeń całkowicie straciłem głos. Żyję jak mnich i gdybym pojechał na tydzień w trasę koncertową, znów byłbym w dobrej formie jak pies rzeźnika, ale tego wieczoru, po raz pierwszy w mojej karierze, pomyślałem: "Kurdę, to bardzo ciężkie" - pisze Daltrey w eseju.