W sierpniu 1975 roku zespół Queen, mając na koncie trzy studyjne albumy, przystąpił do nagrań kolejnego wydawnictwa. Na tym etapie formacja była już dość dobrze rozpoznawalna na rynku, spory w tym udział miał krążek Sheer Heart Attack, który bardzo dobrze poradził sobie na listach przebojów tak w Wielkiej Brytanii, jak i w Stanach Zjednoczonych. Grupa pozostawała jednak związana niezwykle niekorzystnym kontraktem ze studiem Trident, a jego zarząd, widząc, że wokół Queen robi się coraz głośniej, za wszelką cenę nie chciała doprowadzić do jego zerwania. Muzycy postawili jednak na swoim i wyrwali się z jarzma mało skutecznego zarządzania.
W procesie poszukiwań nowego menedżera, na horyzoncie Briana Maya, Rogera Taylora, Freddiego Mercury'ego i Johna Deacona pojawił się Peter Grant - dokładnie ten sam, który zajmował się interesami m.in. Led Zeppelin. Ten owszem, chciał się podjąć współpracy z Queen, nie ukrywał jednak, że grupa Jimm'ego Page'a zawsze będzie dla niego absolutnym priorytetem, a to nie było coś, czego chciał dla siebie kwartet. Współpracy z formacją podjął się natomiast menedżer Eltona Johna, John Reid. To pod jego opieką grupa rozpoczęła prace nad nowym albumem.
Droga do potęgi
Ambicje były ogromne. Zespół wyjechał na miesiąc, by zająć się nagraniami w Ridge Farm Studio. To tam już Queen mieli rozpocząć wstępne nagrania utworu, którego korzenie mają sięgać nawet końcówki lat 60., kiedy to Freddie grywał song, znany pod roboczym tytułem "The Cowboy Song", w którym padały słowa: "Mama ... just killed a man". Było jasne, że na tym etapie prac kompozycja ta zaczęła się rozwijać na dobre i stała się jednym z ważniejszych punktów całego projektu. Szczególną uwagę przykładał do niej oczywiście wokalista - od samego początku miał on konkretny na nią pomysł, a chcąc, by wszystko przebiegło po jego myśli, odpowiednio reżyserował kolegów.
Łatwo nie było - same nagrania kompozycji, którą świat dziś już zna jako Bohemian Rhapsody, zajęły około trzy tygodnie, a muzycy śpiewali jej wokalne partie przez nawet od dziesięciu do dwunastu godzin! Wiele pracy od wszystkich wymagało, by urzeczywistnić wizję Freddiego, a więc utwór składano z różnych części, łączono ze sobą różne taśmy, miksy i efekty. Nic dziwnego - Mercury wymyślił Bohemian Rhapsody jako utwór, który de facto łączyłby w sobie różne gatunki muzyczne: część balladową, solo gitarowe, tak dziś już słynną wstawkę operową, moment hard rockowy oraz porządkujące tempo tzw. "outro".
Postawić na swoim
Już pod koniec nagrań całego albumu było jasne, że najmocniej wyróżnia się z niego właśnie Bohemian Rhapsody. Freddie, Brian, John i Roger zgodnie wybrali utwór na pierwszy singiel - zgodzić na to nie chciała się wytwórnia. Menedżerowie byli zdania, że kompozycja jest zbyt złożona, nie pasuje do radia - do tego ze swoją długością 5 minut i 55 sekund otwarcie uznano ją jako za długą, by pełniła funkcję piosenki promocyjnej. Zespół nie chciał jednak odpuścić, próbowano więc naciskać, by w takim razie kompozycję nieco skrócić - na to jednak też nikt nie chciał się zgodzić. Z pomocą obu stronom przyszedł na to Kenny Everett - pracownik radia Capitol London, prywatnie bliski przyjaciel Freddiego. Otrzymał on kopię singla i grał swoim słuchaczom jej fragmenty, podgrzewając atmosferę wokół całości. Kolejno w trakcie weekendu odtworzył ją aż czternaście razy powodując, że już w poniedziałek fani i fanki Queen odpytywali o możliwość zakupu fizycznej kopii singla - podczas gdy EMI wciąż nie zdecydowało się na jego wydanie.
Zainteresowanie wokół Bohemian Rhapsody rosło też w Stanach Zjednoczonych, do których utwór dotarł dzięki Paulowi Drew. Ten usłyszał go podczas jednego z pokazów Everetta, zdobył kopię taśmy i zaczął ją puszczać w swoim programie. Wytwórnia została więc postawiona pod ścianą i musiała wyrazić zgodę na ukazanie się Bohemian Rhapsody na singlu. W drodze kompromisu ustalono, że stroną B będzie, w opinii labelu będący dużo większym materiałem na przebój, kawałek I'm in Love with My Car - znany i lubiany przez fanów Queen, dobrze jednak wiemy, który z tej dwójki tak bardzo zapisał się w historii.
Utwór wszech czasów?
Bohemian Rhapsody miał swoją oficjalną premierę dokładnie 31 października 1975 roku. Kompozycja dotarła na szczyt brytyjskiej listy przebojów i spędziła na tej pozycji aż dziewięć tygodni. Słuchacze i słuchaczki nie przerazili się nieoczywistym utworem, a wręcz przeciwnie - chwytali go garściami, w mig odczytując intencje zespołu - a w szczególności głównego kompozytora tej pieśni, Freddiego Mercury'ego. Nieco gorzej kompozycja poradziła sobie w USA, choć i tam dotarła (w pierwszym wydaniu) do pozycji dziewiątej - po ponownym się ukazaniu w 1992 roku osiągnęła już miejsce drugie.
Dziś Bohemian Rhapsody to utwór kultowy, legendarny, dla wielu będący tym wszech czasów, tak orientując się stricte na muzykę rockową, jak i ogółem. Dla wielu to niemal arcydzieło sztuki kompozytorskiej, kompozycja idealna, która, mimo upływu lat, absolutnie się nie starzeje i wciąż zachwyca - nawet przy kolejnym odsłuchu.
W 2025 roku mija więc dokładnie 50 lat od premiery Bohemian Rhapsody, a co za tym idzie także albumu, z którego pochodzi. Czwarte studyjne wydawnictwo Queen zostało zatytułowane A Night at the Opera i ujrzało światło dzienne 28 listopada 1975 roku. Album ten do dziś uważany jest za jeden z najlepszych - o ile nie najlepszy - z całego katalogu formacji.