Zdaje się, że już od dłuższego czasu nasza rzeczywistość upływa od jednych do drugich wyborów - i nie tyczy się to tylko naszego polskiego podwórka. Już co najmniej od lata ubiegłego roku w mediach publicznych wciąż mówiło się o wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, w których to w listopadzie zmierzyli się ze sobą Kamala Harris i Donald Trump. Te wygrał drugi z wymienionych, który powrócił na to stanowisko po czteroletniej przerwie.
Donald Trump został zaprzysiężony na stanowisko 47. prezydenta Stanów Zjednoczonych dokładnie 20 stycznia i natychmiastowo zaczął wprowadzać swoje porządki. Co ciekawe, w chwili objęcia starej-nowej roli Trump miał dokładnie 78 lat i 7 siedem miesięcy, co czyni go najstarszą osobą, która została prezydentem USA na drugą kadencję.
Eks Beatles miałby się zająć polityką?
Czyżby jednak w przestrzeni publicznej była jeszcze starsza osoba, która miałaby szansę zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych? Takie właśnie zdanie ma Paul McCartney! Muzyk w wywiadzie dla "Mojo" został zapytany o to, czy wie, z czego wynika tak duża popularność Ringo Starra w USA i czy byłby on w stanie poprzeć swojego przyjaciela w ewentualnej kampanii prezydenckiej.
Co prawda nie do końca jasne jest, skąd pomysł, aby perkusista planował zająć się polityką, Paul natychmiast odparł jednak, że oczywiście, że wspierałby Ringo, gdyby ten podjął decyzję, iż chce sprawdzić się na takim właśnie stanowisku. Basista nie kryje, że bardzo ceni swojego przyjaciela i uważa go za wspaniałego artystę i bardzo dobrego człowieka, określając go "naturalnym geniuszem" o wielkim talencie.
Paul nie powrócił już w rozmowie do tematu potencjalnej kandydatury Starra na prezydenta, faktem jest jednak, że za cztery lata, gdyby perkusista potencjalnie miał objąć stanowisko, to miałby wtedy już 88 lat! Pobiłby więc rekord Trumpa o aż 10 lat! Dziś już jednak pewne jest, że takowa sytuacja nigdy nie będzie miała miejsca - prezydentem USA może zostać osoba, urodzona w Stanach Zjednoczonych - ojczyzną perkusisty zaś jest Wielka Brytania.