Zespół Linkin Park ma swoje korzenie w grupie o nazwie Xero, którą w 1996 roku w Kalifornii założyli Mike Shinoda, Rob Bourdon i Brad Delson, do których z czasem dołączyli Joe Hahn, Dave "Phoenix" Farrell oraz Mark Wakefield w roli wokalisty. To ta szóstka właśnie dała podwaliny formacji, którą dziś uznaje się za jedną z najważniejszych dla współczesnego brzmienia rockowego i metalowego - to ona nagrała wydane w 1997 roku demo i starała się o lukratywny kontrakt. Ten przeszedł im koło nosa, gdy promotorzy uznali, że Mark zupełnie nie pasuje do reszty muzyków. Rozpoczęto poszukiwania nowego wokalisty i zorganizowano stosowny casting.
Na ten stawił się znany już wtedy w środowisku Chester Bennington - był on krótko po odejściu z zespołu Grey Daze, na tym etapie zastanawiał się, co dalej robić i był niemal gotowy zrezygnować z dalszych prób zrobienia muzycznej kariery. Chester miał swoje demony - miał za sobą lata wykorzystywania seksualnego przez starszego kolegę, źle przeżył rozwód rodziców, miał problem z używkami. Szybko jednak na przesłuchaniu stało się jasne, że ma on coś, co ciężko znaleźć u kogokolwiek innego - niepodrabialny, pełen emocji, mocy i charakteru głos, którym wyrażał cały ból tego świata. Bennington oficjalnie dołączył do grupy, która podpisała kontrakt z Warnerem i zmieniła nazwę na Linkin Park, w 1999 roku. To z nim w składzie formacja nagrała swój przełomowy debiut oraz sześć kolejnych krążków. Te były różne - grupa na każdym pokazywała siebie, to, co sprawiło, że zdobyła tak duży rozgłos, na bieżąco przy tym reagowała na wszelkie zmiany, jakie zachodziły na rynku muzycznym. Brzmieniowe działania Linkin Park były odbierane różnie, nikt jednak nie był w stanie zaprzeczyć, że grupa jest jednym ze skarbów współczesnej muzyki - wróżono jej długą drogę i pełną sukcesów karierę.
Koniec?
Chester spełniał się jednak także poza Linkin Park - w 2005 roku współtworzył zespół Dead By Sunrise, z którym wydał album Out of Ashes, w 2013 roku natomiast zastąpił Scotta Weilanda w składzie Stone Temple Pilots, którego częścią był przez kolejne dwa lata. Spośród wszystkich członków Linkin Park to właśnie Chester prowadził najaktywniejszą działalność poza zespołową - Mike Shinoda jest drugi w kolejce ze względu na powołanie w 2004 roku projektu Fort Minor.
Linkin Park było jednak w centrum, imponujące, patrząc na skalę sukcesu grupy, było to, że przez lata działa ona w tak stabilnym składzie muzyków, którzy idealnie się uzupełniali i stworzyli tak sprawnie funkcjonującą całość. Nic więc dziwnego, że gdy w 2017 roku Chester zmarł w wyniku śmierci samobójczej w wieku 41 lat, raptem dwa miesiące po premierze nowej płyty, w trakcie trasy koncertowej, wielu i wiele przyjęło ten tragiczny fakt jako równoznaczny z całkowitym końcem całego Linkin Park. Formacja nie zamierzała jednak zakończyć działalności, a w tweecie ze stycznia 2018 roku Mike wprost odpowiedział jednemu z fanów, że pozostali członkowie grupy są zgodni co do tego, że chcą kontynuować - potrzebują przy tym czasu na to, by przemyśleć, w jakiej formie miałoby się to odbywać.
Rozmyślania na ten temat trwały, jak już dziś wiemy, do końcówki 2023 roku. To wtedy, być może na fali świetnego przyjęcia jubileuszowego wydania Meteory i nieznanych wcześniej utworów, nagranych jeszcze z udziałem Chestera, podjęto ostateczną decyzję o reaktywacji - oczywiście w nowym kształcie.
Jak rozpoczynać po raz kolejny, to od zera
Na przełomie 2023 i 2024 roku członkowie Linkin Park, jednak bez Roba Bourdona, który już wcześniej miał się zdystansować od zespołu, z wokalistką Emily Armstrong, znaną do tej pory z działalności w Dead Sara i Colinem Brittainem jako nowym perkusistą, rozpoczęli od nowa. Choć Mike, Brad, Joe i Dave już wcześniej coś próbowali robić w studiu, to dopiero z wyżej wymienioną dwójką podjęto ostateczną decyzję o wznowieniu działalności i powrocie na rynek z Linkin Park - od zera. Plotki na ten temat zaczęły się pojawiać wiosną b.r., głównie za sprawą "osób z otoczenia zespołu" (Jay Gordon z Orgy, pamiętamy), aż w końcu spory artykuł opublikował amerykański "Billboard", który w 2022 roku trafnie przewidział powrót Pantery.
Pamiętne odliczanie z końca sierpnia było dopiero preludium do tego, co wydarzyło się 6 września. Grupa zaprosiła członków swojego fanclubu na specjalny event na którym zaprezentowała się w nowym kształcie, z premierowym singlem, zapowiedziała album i kilka koncertów, jeszcze przed premierą krążka, który zatytułowano From Zero. I wtedy się zaczęło - wśród słuchaczy rozpoczęła się prawdziwa wojna na temat tego, czy cieszyć się z powrotu Linkin Park, czy jednak odmawiać jej założycielom prawa do decydowania o dalszym przebiegu kariery swojego zespołu i podniesieniu się, nawet po największej tragedii. Muzycy w całej tej dyskusji zachowali stoicki spokój, skupiając się na robieniu swojego, a więc wydawaniu kolejnych zwiastunów From Zero i występowaniu. Dla nich było jasne, że rozpoczęli nowy rozdział, a Chestera nikt nie jest w stanie zastąpić - z drugiej strony powrotem wprost dali do zrozumienia, że Linkin Park to jednak coś więcej niż tylko ten, bez żadnej dyskusji piekielnie utalentowany wokalista, bez którego kariera tego zespołu najpewniej potoczyłaby się inaczej - ale tych, którzy przyłożyli do tego rękę było więcej.
Podróż przez historię Linkin Park
Zespół zatytułował swój powrotny, ósmy w karierze, a pierwszy od siedmiu lat album, wyrażeniem From Zero chcąc podkreślić, że postanowiono cofnąć się do samych korzeni, zacząć od nowa, nie będąc jednak całkowicie oderwanym od rzeczywistości. Materiał zapowiedziano jako hołd "dla wieloletnich członków LP i z poszanowaniem świeżości, którą wnieśli Emily i Colin". Już pierwszy singiel, The Emptiness Machine, dał wyraźny znak, że grupa wraca brzmieniowo tam, gdzie się to wszystko zaczęło - nieco elektroniczny klimat, delikatny początek i wstęp Mike'a, który niejako przedstawia Emily słuchaczom. Ta zaczęło lekko, by w refrenie pokazać pełnię mocy swojego wokalu. Cała masa dyskusji, sukces na listach przebojów - wokół Linkin Park na dobre rozpoczął się prawdziwy szał. Kurz jeszcze dobrze nie opadł, gdy stało się jasne, że grupa nawiązała współpracę z League of Legends i nagrała hymn tegorocznych mistrzostw świata w tej grze. Heavy is the Crown to dla mnie jeden z najważniejszych momentów na płycie - kolejny popis wokalny Armstrong (ten hołd dla Chestera, dla jego wykonania Given Up) i dowód na to, jak świetnie uzupełnia się ona z Shinodą. Słuchając tego kawałka zwróciłam też większą uwagę na grę nowego perkusisty. Brittain naprawdę ma w sobie to coś, czuje charakter Linkin Park, gra niesamowicie, a jego perkusja z dużą łatwością wysuwa się na pierwszy plan - z miejsca materiał na klasyk.
Słuchając From Zero łatwo przychodzi do głowy myśl, że zespół postanowił na swoim ósmym studyjnym krążku zrobić przekrój przez całą, liczącą prawie 25 lat dyskografię, ale przy tym spróbować skleić coś, jakby z niczego - słowa te padają w otwierającym album intro From Zero (Intro). Dwa pierwsze, wspomniane wyżej single kierują wprost to czasów, gdzieś pomiędzy słynnym debiutem, Meteorą i Minutes to Midnight. Klimat początków Linkin Park - ale też najważniejszych momentów w historii nu metalu, czyli początków lat 2000., kiedy ten konkretny podgatunek metalu dominował na listach przebojów - pojawia się tu również w innych miejscach. IGYEIH mógłby się równie dobrze znaleźć na Hybrid Theory, podczas gdy wydany na moment przed premierą Two Faced to nostalgiczna podróż dla wszystkich maniaków Meteory - ten riff!
Na naszą własną modłę
Grupa tworzy na From Zero także nową, własną jakość. Dowodem na to jest chyba najlepszy numer z całego krążka, czyli Casualty. Metalowa brzmienie z nutą rapcore'owej wściekłości i thrashowym ukłonem - równie dobrze taki numer mógłby zostać nagrany przez Slipknota - i to na jego debiucie! Tego ostrego, w jakimś stopniu przepełnionego gniewem - czy też bólem, smutkiem - brzmienia pojawia się tu dużo więcej. Colin oddaje hołd punkowym mistrzom i grunge'owej legendzie swoją grą w świetnym Cut the Bridge - idealnie pasujący tytuł - ten numer dosłownie tnie na kawałki!
Trafić do różnych pokoleń słuchaczy
Jest też bardziej współcześnie, bliżej tej ostatniej, czyli One More Light. Pierwszą zapowiedzią tego, że grupa nie ma zamiaru porzucić tych tropów był już trzeci singiel, czyli Over Each Other - jeden z dwóch praktycznie solowych momentów Emily na tej płycie. Nieco bardziej popowy, nie należy do grona moich faworytów, wciąż jednak ma w sobie to coś. Swoich fanów być może znajdzie też napędzany klawiszam, zarapowany przez Mike'a, numer Overflow, który w jakimś stopniu skojarzyć się może z ostatnimi dokonaniami Imagine Dragons, a fanów LP przeniesie wprost do ery A Thousand Suns. W przypadku Linkin Park numer ten jest jednak dowodem na plastyczność grupy, na to, że jest ona w stanie odpowiedzieć na zapotrzebowania różnych słuchaczy. Gdzieś w świecie pomiędzy The Hunting Party a One More Light można by umieścić Stained, który brzmi jak gotowy materiał na radiowy przebój.
Ukoronowaniem całej tej podróży jest zwieńczający album Good Things Go - jeden z łagodniejszych momentów na From Zero, ballada, na którą koniecznie warto zwrócić uwagę, jeśli chodzi o tekst. To jak zapis emocji, które najpewniej towarzyszyły muzykom w ostatnich siedmiu latach, a które Shinoda tu dosłownie z siebie wyrzuca. Jak jednak zapewnia w refrenie Emily: "Sometimes bad things take the place where good things go". Co ciekawe, utwór ten kończy się linią melodyczną, którą słychać w tytułowym intro. Cała historia kończy się więc, by za chwilę zacząć od nowa - pamiętacie The Wall?
Są gotowi na powrót - a świat na nich czeka
Byli tacy, którzy, już po oficjalnej zapowiedzi nie mogli się tego powrotu doczekać, są też Ci, którzy do tej pory twierdzą, że "to nie jest Linkin Park". Wydaje się jednak, że grupa w nowym kształcie, z Mike, Bradem, Joe, Davem, Emily, Colinem i Alexem Federem na koncertach, wie co robi i co najważniejsze, czuje to, co robi. Linkin Park rzeczywiście rozpoczęli nowy rozdział, zachowując przy tym pełną pamięć o brzmieniowych korzeniach, o Chesterze, o tym, w jaki sposób wpłynął on na muzykę grupy. Tak, jak obiecali przy tym wyraźnie słychać, że Armstrong i Brittain wnoszą do tego wszystkiego coś nowego, ten świeży, bardziej dosadny i nieco mniej eksperymentalny charakter, zakorzeniony w tradycji klasycznego, hałaśliwego punk rocka. Co najważniejsze, kluczowe - Emily w żadnym momencie From Zero nie stara się naśladować Benningtona - ani tym bardziej go zastępować. Spełnia swoją własną rolę w całej tej historii.
Stało się - Linkin Park zakończyli siedmioletni okres zawieszenia, wrócili na dobre z płytą krótką, a przy tym zwartą, a jednocześnie tak różnorodną. Choć może się to wydać banalne, na From Zero każdy znajdzie coś dla siebie - Ci, którzy pamiętają zespół od czasów Hybrid Theory, słuchacze, którzy trafili na grupę gdzieś w okolicach Living Things, jak również osoby, które być może zapoznały się z twórczością kapeli dopiero całkiem niedawno, za sprawą całego tego rozgłosu. Czuć, że muzyka, którą słychać na From Zero (świetnie wyprodukowana przez Shinodę) powstała z potrzeby tworzenia, oddania w ten sposób własnych emocji. To nie jest kolejny, banalny krążek, nastawiony na komerchę - to nowy początek, którego formacji może pogratulować cały świat. O Linkin Park nie przestanie być głośno w nadchodzących miesiącach - teraz czas na koncerty - i coś tak czuję, że kapela dopiero się rozkręca.