Numer The Doors na krążku Wilków. Robert Gawliński zmierzył się z twórczością legendy światowego rocka
Debiutancki album Wilków wydany w 1992 roku, którego tytułem była nazwa zespołu, osiągnęła ogromny komercyjny sukces. „Wilki” rozeszły się w nakładzie 220 tysięcy kaset i płyt, a na pirackim rynku sprzedano dodatkowo ponad milion egzemplarzy. Początek, choć nie wszystkie pieniądze trafiły do zespołu, był spektakularny. Wydawnictwo zawierało klimatyczne kawałki, w których można było odnaleźć inspiracje dokonaniami The Doors, absolutnej legendy światowego rocka. Wystarczy wspomnieć takie kompozycje, jak: „Son of the Blue Sky”, „Eli lama sabachtani”, „Amiranda”, „Aborygen” czy „Uayo”. Roberta Gawlińskiego zaczęto porównywać do Jima Morrisona. Rzecz jasna, nie bez powodu, w końcu pozował na szamana, a jego sceniczne kreacje były żywcem wydarte z nagrań i fotografii The Doors. Wydany rok później album „Przedmieścia” potwierdził fascynację lidera Wilków kolegami po fachu zza Oceanu.
Cofnijmy się jednak w czasie. W 1970 roku ukazał się piąty album studyjny The Doors. Muzyka zawarta na „Morrison Hotel” była powrotem amerykańskiego zespołu do blues-rockowych korzeni, szczególnie po chłodno przyjętym krążku „The Soft Parade”. Do najważniejszych kompozycji na albumie bez wątpienia należy zaliczyć „Roadhouse Blues”, „Waiting for the Sun” czy „Queen of the Highway”. Warto wspomnieć również „Indian Summer”, bo właśnie ten numer wzięły Wilki. Przez wielu fanów płyta „Przedmieścia” jest uważana za najlepszą i najbardziej zróżnicowaną w całej dyskografii Wilków, co potwierdzają takie kompozycje, jak: „Na przekór bogom”, „Nie zabiję nocy”, „Ballada Emanuel”, „N'Avoie”, „Jeden raz odwiedzamy świat” czy „Kiedy nie ma już nic (blues)”. Swoistym dopełnieniem materiału na „Przedmieściach” jest klimatyczny cover „Indian Summer” The Doors.