Zespół Fall Out Boy rozpoczął karierę w bardzo dobrym momencie. Na początku lat 2000. moda na pop punkowe granie wciąż trwała, przybierając jeszcze bardziej radiowe brzmienie. W tamtym okresie swoje albumy wydawały i wydawali m.in. Avril Lavigne, Paramore, Good Charlote, Simple Plan, nadal Green Day czy Panic! at the Disco. Mówi się nawet, że początek lat 2000. to czas emo popu, czyli gitarowego grania, opatrzonego mocnym, wyrazistym wokalem, który śpiewa o bolączkach czasu młodości. Wszystko to opatrzone pop punkowym, przyjaznym dla stacji radiowych klimatem. Fall Out Boy uznaje się za jednego z najważniejszych przedstawicieli tego gatunku. Wszystko to za sprawą takich płyt, jak “From Under the Cork Tree” i “Infinity on High”, na których znalazły się, lansowane przez stacje radiowe na całym świecie przeboje: “Sugar, We're Goin Down”, “Dance, Dance”, “This Ain't a Scene, It's an Arms Race” czy “Thnks fr th Mmrs”.
Zmiany, na które nikt nie był gotowy
Mniej więcej od krążka “Folie à Deux” w twórczości kapeli zaszły pewne zmiany. W przypadku tej płyty numery były dość nijakie i mało wyraziste. Delikatny powrót do dobrych, rockowych klimatów zaprezentowały “Save Rock and Roll” (mające jednak przebłyski rodem z R&B) i “American Beauty/American Psycho”, który za to już wyraźnie romansował z muzyką elektro. Ta zaś wybrzmiała w pełnej krasie na wydanym w 2018 roku albumie “MANIA”. Krążek ten zyskał naprawdę mieszane opinie krytyków i fanów. Dziś Panowie mówią jasno - ta płyta to ich własne “The Last of Us”, odpowiedź na oczekiwania rynku, które, według nich, nie było wtedy przyjazne dla zespołów, szczególnie chcących grać muzykę rockową. Chcieli po prostu przetrwać, zarobić pieniądze, w końcu robienie muzyki to ich praca. Pete Wentz nie ukrywał, że cała kapela była bardzo sfrustrowana całą sytuacją, w której się znalazła, co słychać na wspomnianym albumie.
Pop punkowe odrodzenie
Tak się akurat złożyło, że w momencie wydania “MANII” pop punkowe granie, klimat emo popu zbliżały się do odrodzenia. Stało się to na tyle silne, że gwiazdy, grające inne gatunki, jak na przykład hip hop, czy pop, zmieniły całkowicie wizerunki i wydały płyty, utrzymane w pop rockowej stylistyce, które biły rekordy popularności i podbijały listy przebojów. Odrodzenie to wciąż trwa, nic więc dziwnego, że Panowie zdecydowali się na wielki powrót po najdłuższej w swojej karierze, pięcioletniej przerwie.
Pierwsze plotki pojawiły się pod koniec grudnia 2022 roku, a spowodował je sam zespół. Potwierdzenie nadeszło wraz z wydaniem w połowie stycznia singla “Love from the Other Side”. Kawałek został bardzo dobrze przyjęty przez fanów i zapowiedział ewidentny powrót do pop punkowych brzmień, rodem z początków kariery. Numer promował album, zatytułowany “So Much (For) Stardust”, który ukazał się 24 marca, nakładem wytwórni Fueled By Ramen, która wydała debiutancki album Fall Out Boy. Rzeczywiście, jest to powrót do korzeni i niejako przekrój przez całą dotychczasową karierę kapeli.
Miłość z drugiej (rockowej) strony
Wydawnictwo otwiera wydany jako pierwszy singiel “Love from the Other Side” - niewinny początek, orkiestralne intro z partią pianina. Numer szybko jednak nabiera mocy, przywodząc na myśl to, co dzieje się na drugim albumie studyjnym zespołu. Sami członkowie grupy nie ukrywają, że byli bardzo zadowoleni, że wytwórnia wskazała na akurat ten kawałek, który idealnie oddaje stylistykę i główne założenie całego krążka. Naprawdę dobra, mocna propozycja z chwytliwym refrenem. Jeszcze bardziej pop punkowy jest kolejny na trackliście i wydany jako drugi singiel “Heartbreak Feels So Good” - kawałek ma dosłownie energię przebojowego “Thnks fr th Mmrs”, co jeszcze bardziej dowodzi, jak bardzo grupie zależało na tym, by brzmieniowo powrócić do swoich najlepszych czasów. Tym samym śladem podążają też “Hold Me Like a Grudge” (trzeci singiel), mający szansę na stanie się hitem tego lata “Fake Out”, żywiołowy, przywodzący na myśl dosłownie początek lat 2000. “So Good Right Now”, w którym prym wiedzie Joe Trohman. Patrick Stump jest świetnym wokalistą, ma niesamowity warsztat, genialnie brzmi także na żywo (będzie okazja to sprawdzić już 17 października na warszawskim Torwarze!). Jego głos to największa ozdoba muzyki Fall Out Boy już od samego początku, choć da się zauważyć wyraźny progres w jego umiejętnościach.
Kosmiczna pewność siebie
Pierwsza część albumu jest najlepsza, najbardziej prawdziwa, wciągająca. Prawdziwym apogeum jest monumentalny, zachwycający “Heaven, Iowa”, który ma nieco bardziej popowy charakter, ale sam utrzymany jest w klimacie ballady z wyrazistym refrenem, wykrzyczanym dosłownie przez Patricka. Dużą robotę robi tu także perkusja. Wspaniały, materiał na genialny singiel, odnoszący się w warstwie tekstowej do filmu “Pole marzeń” z 1989 roku.
“The Pink Seashell” to mówiony przerywnik, fragment filmu “Orbitowanie bez cukru”, którego głównym przesłaniem jest zachęcenie do cieszenia się w życiu małymi rzeczami. Słychać w nim głos aktora Ethana Hawke’a. Pełni on dla mnie niejako formę podziału albumu na dwie części, choć później pojawia się, nieco kosmiczne, “Baby Annihilation” - mówione świadectwo powrotu zespołu do formy. Ta druga część staje się poważniejsza, a w pełni otwiera ją majestatyczny, nagrany z udziałem London Metropolitan Orchestra, “I Am My Own Muse”. Tytuł odnosi się do cytatu Fridy Kahlo - strasznie ciekawe jest to, jak dużo inspiracji mają Panowie na tej płycie! To najlepszy dowód na to, jak poważnie podeszli do jej stworzenia. Choć brzmi dość niepozornie, warto zwrócić uwagę na “The Kintsugi Kid (Ten Years)” - utwór, poruszający temat zdrowia psychicznego, ma szczególną wymowę w sytuacji, gdy Joe Trohman ogłosił. że robi sobie przerwę od grania, by skupić się właśnie na tym, jakże istotnym aspekcie życia. Gitarzysta wypada na tym krążku świetnie, jego gra jest, zaraz po wokalu Patricka, głównym i najbardziej wyrazistym punktem ‘So Much (For) Stardust”.
Polecany artykuł:
Trochę za dużo
Panowie całkowicie zapomnieli o erze spod hasła “MANIA”? Na pewno nie, czego dowodem jest przesadzony “What a Time to Be Alive”. Choć “Flu Game’ to świadectwo przezwyciężania trudności, to na dłuższą metę nie reprezentuje sobą nic ciekawego i wypada naprawdę słabo, przy poprzedzającym “I Am My Own Muse”.
Koniec, który daje nadzieję na nowy początek
Album zamyka utwór tytułowy - już dziś mogę powiedzieć, że ma szansę na to, by stać się kolejną perełką w dyskografii Fall Out Boy - co za nieoczywista aranżacja! Ponownie pojawia się tu orkiestra, która nadaje całości powagi. Ciężko tą kompozycję nawet skategoryzować - nie jest ona rockowa, ale ma w refrenie sprytnie przemycony klimat emo popu, wprost kojarzący się z krążkiem “Infinity on High”. Kolejny gotowy materiał na singiel, prawdziwy przebój. Czuję też, że stanie się jednym z koncertowych faworytów.
Zespół wraca do formy, do domu, na nowo zdaje się, że odnalazł swoje korzenie, pokazując, że nadal ma naprawdę dużo do powiedzenia w zakresie pop punkowego grania. Nie jest ono jednak proste, oczywiste. Fall Out Boy ma duże ambicje i jest w stanie, bardzo subtelnie i umiejętnie je przemycić, chociażby w fakcie zaproszenia do współtworzenia albumu orkiestry. W tym materiale czuć radość, wiarę w to, co się robi i co jest w pełni zgodne z tym, czego naprawde chcą twórcy. Warto go posłuchać, jeszcze lepiej do niego później wracać, bo gwarantuję, że będziecie tego chcieli.