Opuścił hotel i przepadł bez śladu. 30 lat temu zaginął Richey Edwards z Manic Street Preachers
Richard James Edwards, lub też po prostu Richey, był nietuzinkową postacią. Mocno zaznaczył swoją obecnością na brytyjskiej scenie muzycznej lat dziewięćdziesiątych. Zaczynał jako kierowca w Manic Street Preachers, później oficjalnie dołączył do składu formacji. W roli gitarzysty, choć na tym instrumencie zbyt dobrze nie grał. Koledzy z zespołu docenili jednak jego talent do pisania tekstów. Edwards wyróżniał się także swoim wizerunkiem. Ubierał się odważnie, nie obcy był mu także makijaż. W lutym 1995 roku, trzydzieści lat temu, zaginął bez śladu. Do dziś tak naprawdę nie wiadomo, co dokładnie się stało.
Muzyk przyszedł na świat 22 grudnia 1967. Miał młodszą siostrę, Rachel, z którą był bardzo silnie związany. Gitarzysta Manic Street Preachers cierpiał na depresję. Nadużywał alkoholu, zmagał się także z problemami z odżywianiem. Nie raz się okaleczał. Edwards potrafił w trakcie wywiadu, ku przerażeniu dziennikarza New Musical Express, pociąć sobie żyletką przedramię, aby utworzyć napis "4 Real" (na poważnie). Była to odpowiedź na zadane pytanie dotyczące tego... w jaki sposób traktuje swoją sztukę.
– Kiedy się tnę, czuję się o wiele lepiej. Wszystkie drobne rzeczy, które mogłyby mnie denerwować, nagle wydają się błahe, ponieważ koncentruję się na bólu. Nie jestem osobą, która potrafi krzyczeć czy wrzeszczeć, więc to jest moje jedyne ujście. Wszystko odbywa się w sposób bardzo logiczny – mówił w rozmowie dla BBC.
Jego stan psychiczno-fizyczny z roku na rok się tylko pogarszał. Coraz większa sława mu w tym wszystkim zdecydowanie nie pomagała, gdyż nie lubił być na świeczniku. W 1994 roku trafił do szpitala, a następnie do prywatnej kliniki, The Priory. Po opuszczeniu placówki, wydawało się, że wraca do lepszej formy. Przygotowywał się do sporej trasy koncertowej po Stanach Zjednoczonych. Formacja Manic Street Preachers miała w jej trakcie promować trzeci album, The Holy Bible, który zebrał dość dobre recenzje.
Auto odnaleziono w pobliżu "słynnego" mostu
W styczniu 1995 roku Richey Edwards spotkał się ze swoimi rodzicami mieszkającymi w Blackpool oraz siostrą, która żyła natomiast w Cardiff. Udzielił także wywiadu japońskiemu magazynowi muzycznemu Music Life.
1 lutego 1995, czyli w dniu, w którym miał razem z Jamesem Deanem Bradfieldem, wokalistą i gitarzystą, polecieć do Stanów Zjednoczonych, opuścił londyński hotel Embassy, ale w pokoju zostawił walizkę. Następnie, według ustaleń policji, pojechał do swojego mieszkania w Cardiff, w którym odnaleziono jego paszport.
Po dwóch tygodniach trafiono na samochód Edwardsa. Znajdował się niedaleko mostu nad rzeką Severn. Bristolska konstrukcja od początku cieszyła się niechlubną sławą "mostu samobójców". Policja wykluczyła jednak ten trop w przypadku muzyka Manic Street Preachers. Rachel Elias także nie wierzyła, że jej brat mógłby sobie odebrać życie.
– Słowo na literę "s" nie przychodzi mi do głowy. Nigdy nie myślałem o podjęciu takiej próby. Może jestem słabą osobą, ale potrafię znieść ból – mówił Richey Edwards w jednym z wywiadów.
Przez lata wokół zniknięcia gitarzysty narosło wiele teorii. Krążyły pogłoski, że muzyk żyje, ale opuścił kraj, a być może nawet i kontynent. Miało to być dowodem na to, że udało mu się zrealizować "perfekcyjną ucieczkę", o której podobno marzył od dzieciństwa. W przestrzeni medialnej, co jakiś czas, pojawiały się głosy osób, które podobno widziały Edwardsa w różnych częściach świata. Na słowach się tylko kończyło. Zagadki tajemniczego zniknięcia nie udało się bowiem służbom rozwiązać.
Najbliżsi muzyka wierzyli, że w końcu nastąpi przełom w sprawie. Tak się nie stało... W listopadzie 2008 roku Edwardsa oficjalnie uznano za zmarłego, a ciała do dzisiaj nie odnaleziono.
P.S. Zanim gitarzysta Manic Street Preachers przepadł jak kamień w wodę, przekazał kolegom z zespołu zeszyty ze swoimi pomysłami na teksty. Grupa sięgnęła po nie przy okazji albumu Journal For Plague Lovers, który ukazał się na rynku w maju 2009.