Patti Smith pojawiła się w szeroko rozumianym środowisku artystycznym Nowego Jorku już pod koniec lat 60. Od dawna zaangażowana w sztukę performansu, zakochana w i sama tworząca poezję - którą z czasem zaczęła prezentować publicznie - angażowała się w działalność nowojorskiego teatru, filmu i oczywiście muzyki. Patti miała jednak konkretny pomysł na swoją artystyczną działalność - owszem chciała pisać - i to teksty niebanalne - czuła przy tym, że będzie w stanie najlepiej wyrazić emocje, które niosą sobą jej dzieła literackie, łącząc je ze światem dźwięków.
Na początku lat 70. ścieżki Smith przecięły się z członkami grupy Blue Öyster Cult, dla której napisała ona kilka tekstów - w tle kilku utworów nawet zaśpiewała. Na tym etapie jej działalności zauważył ją Sam Wagstaff - miłośnik sztuki, kolekcjoner, który wykorzystywał swoje kontakty i finansowe możliwości do kuratorowania obiecujących, jego zdaniem, twórców. To właśnie Wagstaff sfinansował nagranie w 1974 roku debiutanckiego, podwójnego singla Patti, Hey Joe/Piss Factory. Drugi z tych utworów określa się dziś mianem "proto-punkowego" - słuchany obecnie wyraźnie już wskazuje to, czym wyróżniać się miała twórczość kobiety, którą świat z czasem zaczął nazywać "matką chrzestną muzyki punk".
Czas wypuścić konie
Wspomniany wyżej singiel był efektem współpracy Patti i Lenny'ego Kaye'a - aktywisty i muzyka rockowego, z którym to artystka postanowiła założyć zespół, którego skład uzupełnili Jay Dee Daugherty na perkusji, Ivan Král na basie oraz pianista Richard Sohl. Grupa zaczęła koncertować, przełomem miał się dla niej okazać marzec 1975 roku, kiedy to występowała ona weekendami w tak popularnym wtedy klubie CBGB. To tam formację zauważył Clive Davis, zapewniając jej kontrakt z wytwórnią Artista.
Patti nie miała wątpliwości - właśnie dostała najlepszą z możliwych szans na urzeczywistnienie w pełni swojej wizji, gdzie łączyła poezję i muzykę rockową, zapewniając w ten sposób swoim dziełom ich żywy odbiór. Na producenta swojego debiutu Smith wybrała Johna Cale, a cała grupa stawiła się w kultowym Electric Lady Studios, założonym zaledwie kilka lat wcześniej przez jednego z tych muzyków, których Patti podziwiała szczególnie - Jima Hendrixa. Sesje rozpoczęły się we wrześniu, a ich pierwsze efekty rozczarowały Cale'a - zespół wypadał naprawdę źle, do tego grał na zniszczonych instrumentach. Między profesjonalistą Johnem, a, bądź co bądź na tym etapie wciąż początkującą Patti, szybko pojawił się konflikt. Te dwie artystyczne dusze znalazły jednak porozumienie w świecie... muzycznej improwizacji. Sesje zakończyły się dość szybko, już 18 września, a ukoronowaniem nastrojów, jakie na nich panowały była... bójka między występującymi w roli muzyków pomocniczych Tomem Verlainem i Allenem Lanierem - odpowiednio byłym i obecnym w tamtych czasach partnerem Patti.
"Matka chrzestna muzyki punk"
Grupa zapowiedziała projekt już ostatniego dnia jego nagrań - oczywiście na koncercie. Patti chciała, by album ukazał się 20 października, a więc w dniu urodzin jednego z jej ukochanych poetów Arthura Rimbauda. Jednak ze względu na opóźniony proces produkcji winyla premiera opóźniła się, a debiut Smith, zatytułowany Horses, ukazał się 10 listopada 1975 roku - w rocznicę śmierci Rimbauda. Wydawnictwo osiągnęło umiarkowany sukces komercyjny, spotkało się przy tym z powszechnym uznaniem krytyków.
Dziennikarze zgodnie twierdzili, że od dawna nie mieli do czynienia z projektem tak innym, tak oryginalnym, emocjonalnym, prezentującym rockowe brzmienie w nowym wydaniu. Minimalizm brzmienia Horses był czymś świeżym, wpisywało się ono przy tym w raczkujące jeszcze na tym etapie elementy muzyki punk rockowej. Z czasem za sprawą tego wydawnictwa Patti zaczęła być określana "matką chrzestną muzyki punk", a jej płyta wręcz pionierską dla tego gatunku, bez której ciężko byłoby wyobrazić sobie początki, chociażby grupy Blondie. Horses to dziś album legendarny, uznany przez Bibliotekę Kongresu za dzieło "kulturowo, historycznie lub estetycznie znaczące". Jakie skrywa ono ciekawostki? Sprawdź w galerii na otwarciu artykułu.