Zawartość boxa prezentuje się naprawdę wspaniale. Pięć płyt winylowych w wersji picture disc, zatem i posłuchać miło i popatrzeć. W zestawie znajdziemy albumy nagrane na przestrzeni lat 1990-2000, czyli z czasów największej popularności zespołu. Do tego dochodzi dużych rozmiarów plakat, a całość wychodzi w limitowanym do trzech i pół tysiąca kopii nakładzie. Start sprzedaży 21 lipca. To jednak nie odpowiada na nasze podstawowe pytanie: czemu nazwano to całą dyskografią, skoro Pantera istniała i nagrywała wcześniej?
W muzyce rockowej i metalowej niestety czasem jest tak, że artysta staje się swego rodzaju niewolnikiem własnego wizerunku. Gdy Pantera promowała przełomowy album „Cowboys from Hell” zespół zaprezentował image, którego dotychczasowi fani grupy nie znali: Phil Anselmo ściął włosy, reszta zamieniła skóry na bojówki, a napuszone fryzury zostały zebrane. W latach 90-tych skończył się czas hegemonii heavy metalu i takich jego odłamów jak choćby glam metal.
Bracia Darrell zafascynowani sceną hardcore i grunge postanowili zrobić muzyczne i wizerunkowe salto. Tak urodził się nowy styl grupy, który w końcu, po wielu latach poszukiwań i ciężkiej pracy, w końcu „zażarł” i dał grupie możliwość zdobycia szczytów metalowej sławy. Co jednak było wcześniej?
Z pewnością gdyby Dimebag lub Vinnie żyli i uczyli się kiedykolwiek w polskiej szkole odpowiedzieliby, że „okres burzy i naporu”, a mrugnęli do nas porozumiewawczo. Co zatem działo się na przestrzeni lat 1981-90? Otóż Pantera grała, koncertowała i nagrywała płyty. Jednak brzmiała zupełnie inaczej. Gdy stała się ikoną buntowników lat dziewięćdziesiątych odcięła się od przeszłości, z jej materiałów promocyjnych i późniejszej strony internetowej zniknęły wzmianki o dawnych płytach. Jednak na szczęście historia ta nie została w pełni zapomniana.
Początek grupy to fascynacja brzmieniami glam rockowymi i heavy metalem. Dime nigdy nie krył się z miłością do KISS. Pierwszym wokalistą grupy był Donny Hart, jednak nie dotrwał do nagrań, a głosem z początku działalności stał się Terry Glaze. To właśnie z nim grupa nagrała 2 pierwsze studyjne albumy: „Metal Magic” oraz „Projects in the Jungle”. Oba brzmią zupełnie inaczej niż późniejsze dokonania, a image artystów jest bliższy Van Halen, Quiet Riot i Twisted Sister. Czy są złe? Naszym zdaniem mają swój klimat i doskonale oddają ducha tamtych czasów.
Niestety jednak najwyraźniej menadżerowie lub sam zespół wciąż obawiają się anatemy ze strony fanów „prawdziwego” metalu, bo ani zdjęć, ani wznowień, ani nawet wzmianek o Terrym i jego czasach nie uświadczymy od grupy.
To jednak nie koniec ciekawostek, bo przecież Phil Anselmo też nie zawsze był takim wojowniczym hardcore’owym zakapiorem, jakiego znamy choćby z „Walk”. Zanim grupa zredefiniowała się na „Cowboys from Hell” Phil nagrał z nimi dwa albumy: „I am the Night” oraz „Power Metal”. Był to jeszcze czas tapirowanych grzyw, skór, spandeksu i naprawdę wysokich zaśpiewów.
Szkoda, że grupa wciąż odcina się od przeszłości, która przecież nie ma w sobie specjalnych powodów do wstydu. Owszem, mieli inny image, grali inaczej, ale zdecydowanie nie było to coś wyjątkowo złego, w końcu muzykami zawsze byli szalenie utalentowanymi. My czasem wracamy do starszych nagrań zarówno z Glazem jak i Anselmo, a Wam polecamy przy okazji odświeżania najbardziej znanych nagrań grupy także wycieczkę poza granicę roku 1990.
Polecany artykuł: