The Beatles jak na standardy rynku, byli na nim dość krótko - dziesięć lat. Tyle jednak wystarczyło, by stworzyć prawdziwą muzyczną legendę, która trwa do dziś, o której mało kto nie słyszał, która wciąż zdobywa kolejne grupy fanów wśród coraz to nowych pokoleń. Choć zespół przestał istnieć 54 lata temu, dziś żyją już tylko jego dwaj członkowie: Paul McCartney i Ringo Starr, to Beatlesi zdają się być dziś w centrum dużo bardziej, niż miało to miejsce w ostatnich latach. Ma to związek z wydanym w listopadzie ostatnim utworem grupy, Now and Then, czy oficjalnym zaprezentowaniem słynnego filmu dokumentalnego, niewidzianego od ponad 50 lat Let It Be (w Polsce można oglądać go za pośrednictwem platformy Disney+).
Równie dużą legendą jest dziś pokryta Nirvana. Formacja działała na rynku jeszcze krócej od Brytyjczyków - jedynie około osiem lat, wydała raptem trzy studyjne płyty, jednak to jej przypisuje się tak znaczący zwrot w brzmieniu muzyki rockowej. Grupa w 1991 roku wydała nieśmiertelny krążek Nevermind, który wprowadził gatunek, znany dziś jako grunge, do mainstreamu, co w długim dystansie ukształtowało to, co działo się w świecie ciężkich brzmień w kolejnych latach i dekadach.
Nirvana jak The Beatles?
Dwie niezwykle ważne formacje, ta młodsza nigdy nie ukrywająca swojej sympatii i inspiracji tą bardziej doświadczoną - pewien muzyk jest zdania, że Nirvanie udało się w jakimś stopniu osiągnąć poziom legendarnej "czwórki z Liverpoolu".
Taką opinię wyraził w rozmowie z magazynem "NME" John Robb. Basista i wokalista post punkowego The Membranes przeszedł do tej myśli od opowieści o tym, że Oasis jest jednym z tych zespołów, które pojawiły się znikąd, a któremu udało się osiągnąć kolosalny światowy sukces, pochodząc jednak z Manchesteru, a nie Londynu i udowadniając w ten sposób, że grupy z tego miasta nie mają monopolu na powodzenie. Prowadzący wywiad zapytał, czy podobną opinię można zastosować wobec Nirvany, a Robb stwierdził, że jak najbardziej. Muzyk wskazał, że przez pierwsze lata formacja grała jedynie dla garstki osób, by po wydaniu kultowego Smells Like Teen Spirit znaleźć się na poziomie, właśnie The Beatles i stać się największym zespołem na świecie.
Polecany artykuł:
Tak. Przez dwa lata grali wszędzie, ale dla około 20, 30 osób. Następnie ukazał się "Smells Like Teen Spirit" jako jeden z najwspanialszych utworów rockowych wszech czasów, to tak jak z The Beatles, którzy okazali się gamechangerami. Nikt nie przewidywał, że Nirvana stanie się największym zespołem na świecie, ale wtedy była to zupełnie naturalna ewolucja - mówi muzyk w wywiadzie.