Najwyższa forma muzyki dla duszy, nie dla mas. Depeche Mode - Memento Mori [RECENZJA]

i

Autor: Materiały prasowe Recenzja albumu "Memento Mori" Depeche Mode

recenzje

Najwyższa forma muzyki dla duszy, nie dla mas. Depeche Mode - "Memento Mori" [RECENZJA]

Z wielu bardzo różnych względów na ten album czekał cały muzyczny świat. Po kilki miesiącach oczekiwań, Depeche Mode, który dziś tworzą Martin Gore i Dave Gahan, prezentuje swój najnowszy album studyjny. Już pierwszy odsłuch "Memento Mori" pokazuje jedno - legenda tego zespołu nie wzięła się znikąd, a on sam jest w stanie wciąż tworzyć materiał, który wprost można określić jako sztukę.

Choć początki Depeche Mode sięgają końcówki lat 70., to prawdziwa historia tej grupy na dobre rozpoczęła się na początku kolejnej dekady. Formacja, jeszcze wtedy w składzie Martin Gore, Vince Clarke, Andy Fletcher Dave Gahan, zadebiutowała w 1981 roku albumem Speak & Spell, który bardzo szybko zwrócił uwagę słuchaczy oraz krytyków. Nagłego sukcesu nie zniósł Clarke, który opuścił, bądź co bądź, stworzony przez siebie zespół. Ten jednak postanowił trwać dalej, a skład w 1982 roku uzupełnił Alan Wilder, którego obecność okazała się być kluczowa dla dalszego brzmienia Depeche Mode. Rolę lidera grupy natychmiast przejął Martin, który radził sobie z tym świetnie, prezentując, z płyty na płytę, zmienione, dojrzalsze, pewne i innowacyjne dla wielu środowisk brzmienie. Przełom nadszedł szybko, bo już w 1986 roku, wraz z wydaniem Black Celebration, jednak to następne wydawnictwa: Music for the Masses, Violator (szczególnie!) i Songs of Faith and Devotion zaczęły wyraźnie pokazywać siłę zespołu, jego muzyki, którą trudne jest wtłoczyć w jakiekolwiek ramy.

Brak barier

Depeche Mode uchodzi za zespół, grający muzykę elektroniczną. Jego brzmienie, jako kluczowe dla własnej działalności, wskazywali pionierzy takich gatunków, jak techno czy house. Nie da się temu zaprzeczyć, grupa jednak nie pozostała obojętna także dla fanów muzyki rockowej. Wszystko zmienił mroczny, intensywny, ciężki do skategoryzowania album Black Celebration. Jeszcze ważniejszy z tej perspektywy okazał się być legendarny już Violator, który nie stronił od rockowych, choć subtelnie wyrażonych, opatrzonych brzmieniem syntezatorów, wpływów. Trudno nie wspomnieć także o inspirowanym grungem Songs of Faith and Devotion i wydanym cztery lata później Ultra. Depeche Mode stał się więc zespołem, który przez lata kariery przekraczał wszelkie granice, zasłynął jednak z charakterystycznego, syntezatorowego brzmienia i samplowania, co miało ogromny wpływ na całe rzesze kolejnych pokoleń artystów.

Depeche Mode - przełomowe single zespołu / Eska Rock

Lata, które zmieniły wszystko

Choć początkowo nikt nie zdawał sobie z tego sprawy, nowa dekada okazała się być znacząca dla całej historii zespołu. W 2020 roku wybuchła pandemia, która dosłownie zamknęła cały świat w domach. Okres ten stał się płodny dla wielu artystów, którzy, nie mając w sumie nic innego do roboty, zabrali się za nagrania. Inaczej na sprawę spojrzał Dave Gahan. Muzyk, nie mogąc koncertować, nie widział sensu tworzenia nowego materiału, a w rozmowie z “The Guardian” otwarcie przyznał, że myślał, że to już koniec Depeche Mode, że pandemia nigdy się nie skończy i nie ma sensu kontynuować. Do zmiany zdania szybko nakłonił go Martin Gore, który ani myślał o końcu, zaczął za to na poważnie planować nowe wydawnictwo, następcę wydanego w 2017 albumu Spirit. Coś powoli zaczęło się tworzyć, do Dave’a i Martina miał dołączyć Andy Fletcher. Niestety, 26 maja 2022 roku zespół poinformował o śmierci swojego założyciela. Muzyk zmarł w wyniku rozwarstwienia aorty. Stało się jasne, że Depeche Mode nigdy już nie będzie takie samo, że w historii zespołu zaczyna się zupełnie nowy rozdział. Fani początkowo zastanawiali się, czy przypadkiem formacja nie zakończy swojej działalności - tym większa była radość, gdy Dave i Martin zamieścili zdjęcie ze studia, jasno dając do zrozumienia, co dalej.

Recenzja albumu Memento Mori Depeche Mode

i

Autor: Materiały prasowe Okładka "Memento Mori"

“Pamiętaj o śmierci”

W październiku odbyła się konferencja prasowa, na której Dave i Martin oficjalnie zapowiedzieli nowy, piętnasty album studyjny Depeche Mode, ogłosili monumentalną, światową trasę koncertową. Całość wydarzenia miała brzmienie nowego, nie wydanego (jeszcze wtedy) utworu. Pierwszy singiel z płyty Memento Mori, Ghosts Again, ukazał się oficjalnie 9 lutego i natychmiast zachwycił świat muzyki, który zwrócił uwagę na jego znaczący tekst i niezwykle symboliczny teledysk. Nieco bardziej fanów podzielił utwór My Cosmos Is Mine, który otwiera całe wydawnictwo. By jednak zrozumieć ten wybór i cały jego klimat, należy zanurzyć się w całość.

Muzyka nie dla mas

Depeche Mode nigdy nie chodziło o robienie muzyki pod hity, a najlepszym tego wyrazem był tytuł szóstej płyty, czyli Music for the Masses, będący w rzeczywistości swoistą ironią wobec oczekiwań, że grupa taki właśnie materiał zacznie tworzyć. Jasne, na kolejnych albumach Depechów nie brakowało przebojów, dziś już nieśmiertelnych, a jednym z nich z czasem na pewno stanie się także Ghosts Again. Jednak Memento Mori to nie jest wydawnictwo, stworzone z myślą, by było non stop grane w stacjach radiowych. Wydaje się jednak, że nigdy o to nie chodziło, bo Martin Gore, a więc główny kompozytor i autor tekstów grupy, wziął na warsztat temat, który niespodziewanie, zyskał zupełnie inne znaczenie w 2020 roku i w maju 2022 roku…

Mówi się, że utwór, który otwiera album jest kluczowy. Słuchacz często traktuje go jako swoistą zapowiedź całości, tego, czego może się spodziewać w kolejnych odsłonach. Pod tym względem My Cosmos Is Mine jest najlepszym z możliwych wyborów. Hipnotyzujący, nabiera mocy z każdą kolejną sekundą, stanowiąc wspaniałe, powolne intro. W podobnym tonie utrzymany jest kolejny na trackliście Wagging Tongue, w którym uwagę zwraca tekst, a szczególnie powtarzająca się, niczym zaklęcie, fraza “Watch another angel die”. Śmierć, przemijanie, odchodzenie, pożegnanie - to główne tematy Memento Mori. Nastrój śmierci jest tu obecny wszędzie - w tekstach, w klimacie, muzycznej stylistyce. Już na dzień dobry jednak Martin i Dave dają do zrozumienia, że zamierzają mówić o tym społecznym temacie tabu wprost: “You won't do well to silence me ; With your words or wagging tongue”.

Wy nie chcecie o tym mówić, my będziemy śpiewać

Intro staje się jedynie okazją do rozpoczęcia prawdziwej, muzycznej uczty. Cieszący się statusem przeboju Ghosts Again zachwyca swoją aranżacją, tempem, które narasta, by wybuchnąć tuż przed drugą zwrotką. Muzyczny powrót do lat 80., tekstowo najlepsze oddanie sensu całego tytułu, jakiego można się było spodziewać. Jeszcze bardziej wyrażonym wprost pożegnaniem ze światem jest przepiękna, zaśpiewana delikatnym głosem Martina, ballada Soul With My. Słuchając jej śmierć przestaje być w jakimkolwiek stopniu straszna, przerażająca, a jawi się niczym nowy początek. Na Memento Mori nawet miłość staje się przestrzenią do stworzenia śmiertelnych metafor, a jej brak, czy też miłosne niespełnienie, porównane tu zostają dosłownie do… morderstwa. Dokładnie to dzieje się w utworze Don’t Say You Love Me, który, w jakimś stopniu, przypominać może klasyk Strangelove. Choć już w Always You Martin zanurzył się w te lepsze, budujące odmęty miłości, a zwrot “And then there's you ; There's always you” to niemal prostsza wersja “All I ever wanted ; All I ever needed ; Is here in my arms”. Jednak w obliczu tematyki całego albumu nabiera innego znaczenia, sprawiając wrażenie, jakby wszystkie te wyznania odnosiły się do istoty nieziemskiej, a wyższej, nieskończonej, która jest celem całego istnienia.

Ejtisowy klimat

Tych brzmień rodem z lat 80. jest tu dużo więcej, a kojarzyć się one mogą niemal z pierwszymi albumami Depechów. Dzieje się tak za sprawą Caroline's Monkey i nieco industrialnych Before We Drown i My Favourite Stranger. Numer ten zwraca uwagę przede wszystkim charakterystycznym dźwiękiem syntezatorów, natychmiast odnoszącym słuchacza do A Pain That I'm Used To. Kolejną, prawdziwą perełką na albumie jest kompozycja People Are Good, która mogłaby równie dobrze znaleźć się na Speak & Spell, jak i na Delta Machine. Wspaniały pokaz największych umiejętności, podkreślenia własnej legendy elektronicznego grania. Materiał na kolejny singiel, który nie tylko świetnie sprawdzi się w radiu, ale też rozbudzi cały ten sentyment do Depechowego grania. A czy ludzie rzeczywiście są dobrzy? Panowie z zespołu śmią w to wątpić, zwracając się o wybawienie do bardziej duchowych, niebiańskich sfer. 

Fanom takich krążków jak Violator czy Songs of Faith and Devotion przypadnie do gustu rockowy, niemal grunge’owy, oparty na brzmieniu gitary (przepuszczonej przez syntezator) genialny Never Let Me Go - kolejny materiał na istny klasyk. Znany zabieg? Oczywiście, chociażby z legendarnego Personal Jesus, a numer ten naprawdę, ma duże szanse powtórzyć jego sukces. Tak dużym kontrastem jest dla niego zamykający album Speak To Me, niemal psychodeliczny i nie tylko ze względu na tytuł, przywodzący skojarzenia z twórczością Pink Floyd. Zespół piękną klamrą zamyka swoje najnowsze, jakże wyjątkowe wydawnictwo

Muzyka prawdy, której ludzie potrzebują

To nie jest album radiowy, nie jest muzyką dla mas, stworzoną tylko i wyłącznie po to, by osiągnąć komercyjny i mainstreamowy sukces. Dave i Martin stworzyli określony koncept i trzymają się go przez całe pięćdziesiąt minut trwania Memento Mori. Widmo śmierci czai się z każdego jego kąta, nie jest to jednak obraz, napawający strachem, a raczej nadzieją. Cały ten album jest nadzieją, przede wszystkim na to, że taka legenda jest w stanie tak uważnie obserwować świat, by potrafić za pomocą swoich utworów odpowiedzieć na niektóre jego bolączki. Memento Mori to także nadzieja na to, że Depeche Mode wcale nie zmierzają ku końcowi, a mają do zaoferowania światu jeszcze wiele piękna i są w stanie zachwycać kolejne pokolenia fanów swoim świeżym brzmieniem. 

Memento Mori to album na najwyższym poziomie także ze względu na jakość produkcji i miksu. Nie można oczywiście zapomnieć o przepięknych tekstach, autorstwa przede wszystkim Martina Gore’a. Lider Depeche Mode od zawsze lubił poruszać tematy wiary, duchowości. Pandemia, śmierć Andy’ego stały się dla niego sytuacjami, dzięki którym mógł eksplorować ten temat na jeszcze większym, poważniejszym poziomie. W Depeche Mode pozostało ich już tylko dwóch - Dave i Martin mają jednak w sobie ogrom siły, która sprawia, że są w stanie podnieść ten ciężar. Andy patrzy na to wszystko z góry, myślę, z nieskrywaną dumą.

Najlepsze utwory z albumu: "Ghosts Again", "People Are Good", "Soul With Me", "Never Let Me Go", "Speak To Me"

Ocena: 10/10

Sprawdź poniżej nasz ranking albumów Depeche Mode:

Paweł Krawczyk z HEY, o dźwiękach, które towarzyszą muzykowi w trasie. KAWAŁKI MOJEGO ŻYCIA