Lenny Kravitz

i

Autor: Materiały prasowe - fot. Mark Seliger

recenzje

Największy współczesny gwiazdor rocka? Lenny Kravitz - recenzja albumu “Blue Electric Light”

2024-05-28 15:21

Sporo, aż sześć lat, kazał na siebie czekać Lenny Kravitz. Muzyk jeszcze całkiem niedawno wydawał teledyski do utworów z bujającego “Raise Vibration”, jednak w końcu, jeszcze w 2023 roku, wydał nową muzykę i oficjalnie ogłosił album “Blue Electric Light”. Premiera tego krążka nawet przesunęła się nieco w czasie - tym bardziej więc, czy było na co czekać?

Lenny Kravitz świętuje w tym roku równo trzydzieści pięć lat od momentu, gdy na rynku pojawił się jego debiutancki album. Muzyk już jego tytułem, "Let Love Rule", dał do zrozumienia, co jest dla niego największą wartością, a aspekt ten nie zmienił się do dziś. Przez kolejne lata, za sprawą następnych płyt, artysta pracował na miano jednego z największych i najważniejszych solowych gwiazdorów rocka, by z czasem móc być stawianym gdzieś w jednym rzędzie z takimi ikonami, jak Jimi Hendrix, Bruce Springsteen czy Prince. Kravitz ewoluował, na każdym albumie pokazywał nieco innego siebie, dość zgodny był jednak muzyczny obszar, czyli tak umiejętne i charakterystyczne poruszanie się między brzmieniem klasycznego rocka, ale też bluesa, soulu, R&B, hard rocka, a momentami nawet gospel. W tym wszystkim od zawsze kluczowe są dwa aspekty - wokal Lenny’ego i jego gra na gitarze.

Lenny Kravitz - największe przeboje gwiazdora współczesnego rocka!

Czas porzucić rajskość

W 2018 roku muzyk wydał swój jedenasty album studyjny, a na “Raise Vibration” przeniósł słuchaczy i słuchaczki klimatem na swoje ukochane Bahamy. Tę rajskość tu czuć, krążek wciągał, mimo tego, że trwa ponad godzinę. Sam Kravitz dość długo pozostawał w tym świecie i jeszcze w 2021 roku wydał teledysk do tytułowej piosenki - gdy cały świat z niecierpliwością czekał już raczej na nowości.

Na te nadszedł czas dopiero dwa lata później, choć Lenny już od dłuższego czasu dawał otwarcie do zrozumienia, że prace nad nowym materiałem trwają, w wywiadach mówił, że w odróżnieniu od “Raise Vibration” zamierza powrócić do ostrzejszych, bardziej gitarowych klimatów, rodem bardziej z legendarnych już “Mama Said” i “Are You Gonna Go My Way”. Przedsmak tego dał nam już pierwszy singiel, czyli zupełnie przebojowy “TK421”, który ukazał się w połowie października 2023 roku - i to jeszcze jak ukazał! Chwytliwy refren, świetne partie gitary, klimacik, świetnie oddawany przez grę Michaela Shermana na saksofonie - oraz oczywiście ten gorący klip, w którym to artysta nie pozostawia zbyt wiele dla wyobraźni (przypominam, że dopiero co świętował 60. urodziny!). Lenny dał otwarcie do zrozumienia, że jest w formie.

Było na co czekać?

Wraz z wydaniem “TK421” stało się jasne, że w 2024 roku ukaże się album, do tego promowany będzie na trasie, w ramach której muzyk zagra w Polsce dwa koncerty - 21 lipca w Krakowie i dwa dni później w Łodzi. Początkowo premierę “Blue Electric Light” zapowiedziano na 15 marca, termin ten został jednak przesunięty na 24 maja. Na pocieszenie muzyk dał nam kolejne przedsmaki nowego materiału w postaci singli “Human” i “Paralyzed” - ja wciąż czekałam, autentycznie ciekawa jego nowego projektu tym bardziej, że po premierze “TK421” grał mi w słuchawkach przez dobre kilka tygodni niemal non stop! Ta energia, moc, sugestywność - ciężko mi się oderwać do tej pory, choć wersja z albumu jest dłuższa o  prawie dwie minuty! Lenny kocha być zmysłowy, wie, co ma zrobić, co - i jak - śpiewać, by trafiać wprost do swoich słuchaczek. Tropem namiętności pójdą na krążku - wolniejsze, ale wciąż jednak hipnotyzujące “Honey”, a jeszcze mocniej “Let It Ride”, za którym za to podąży - dla mnie dziś materiał na czysty klasyk, “Stuck in the Middle”. To właśnie ta kompozycja oscyluje gdzieś pomiędzy “Believe”, “Again” i “Believe in Me”, z którym to łączy go ten charakterystyczny, słyszalny w tle dźwięk. Muzyk nie zapomina o tropach R&B - i ja osobiście zupełnie go za to uwielbiam! Słychać to też w, nie wiem dlaczego, ale jakoś grającym mi w parze z, jednak cięższym, “I Build This Garden for Us” z debiutu czy mnie osobiście bardzo wzruszającego “Flowers for Zoë”, “Spirit in My Heart”. Chyba nawet nie potrzebuję żadnych wyjaśnień - po prostu mam wrażenie, że to kolejny hołd dla ukochanej córki muzyka. Takich ciekawych odskoczni jest tu dużo więcej - rock and rollowy “Love Is My Religion”, czy hard rockowym “Paralyzed”. W tym przypadku naprawdę ciężko jednak, by dosłownie w drugim uchu odbiorcy czy odbiorczyni nie zabrzmiało “Children of the Revolution” T. Rex - dla mnie momentami to wręcz pachnie pozwem o plagiat, tym bardziej, że współautorstwa Marca Bolana brak, a numer - choć wciągający - to brzmi naprawdę jakby samplował klasyk z 1972 roku.

Idąc tropem największych

Lenny nigdy nie ukrywał, że jednym z jego największych idoli jest Prince. Słychać to od razu w tym funkowym, “It's Just Another Fine Day (In This Universe of Love)”, energetycznym, tak cudownie pociesznym “Bundle of Joy”, nieco bardziej soulowym “Heaven” - tu szczególnie polecamy się wsłuchać w brzmienie gitary, z którą artysta zdaje się niemal prowadzić jakiś dialog - czy elektryzującym, zamykającym cały album utworze tytułowym, który tu jest niczym tradycyjny hymn, rodem z lat 80. Kravitz jest naprawdę na bardzo, bardzo dobrej drodze, by zostać zapamiętanym w sposób podobny do Prince’a. Pozostaje wierny sobie, swojej twórczej drodze, sam pisze, komponuje, produkuje i wszystko to, co robi jest z najwyższej półki - jego najbliższym współpracownikiem od lat pozostaje tak naprawdę jedynie Craig Ross. Na “Blue Electric Light” mamy także udział Tony’ego LeMansa - autora tekstów, najbardziej znanego ze współpracy z… Princem! Tony jest współautorem słów do “Heaven” i “Bundle of Joy” i, jak widać wyżej, te tropy “Księcia” są w tych utworach niezwykle wyraźne. Lenny, tak samo jak Prince, przez całą karierę pozostaje wierny pewnej swojej własnej wizji świata, pełnego pokoju, miłości i jedności wszystkich ludzi. Na “Blue Electric Light” największą wykładnią tych wartości jest oczywiście wydany jako drugi singiel “Human”, który początkowo mi nie chwycił, ale teraz wciąga coraz bardziej i bardziej z każdym kolejnym przesłuchaniem.

Legenda naszych czasów

Lenny Kravitz dziś już jest prawdziwą muzyczną legendą, mówi się o nim, że pozostaje jednym z najważniejszych współczesnych artystów, którzy kontynuują tradycję klasycznego rocka, jakby chyba zapominając, że on sam ma już te 60 lat na karku! W sumie to dobrze, że tak się dzieje - muzyk zdaje się wciąż mieć w sobie ogrom mocy, twórczej energii i chęci. “Blue Electric Light” to album dużo bardziej zwarty, spójny w stosunku do poprzedniego, rzeczywiście bliżej mu do klasyków, jak “Mama Said” i “Are You Gonna Go My Way” i dobrze słyszeć Kravitza wciąż duchowo natchnionego, ale przepełnionego rockową energią. Oby z kolejnym wydawnictwem nie kazał czekać na siebie tyle lat i oby też miał w sobie ten beztroski, rockowy klimat, połączony z funkiem i soulem - za to świat go pokochał, takiego wciąż chce go słuchać.

Ocena albumu: 8/10

Najlepsze utwory z albumu: “TK421”, “Blue Electric Light”, Human”, “Paralyzed”, “Stuck in the Middle”, “Spirit in My Heart”, “Bundle of Joy”

Oto nasze TOP 5 płyt Lenny'ego Kravitza:

Listen on Spreaker.