Lenny Kravitz

i

Autor: Materiały prasowe

relacje z koncertów

Minister rock and rolla powrócił i nic nie jest w stanie go powstrzymać! Lenny Kravitz - relacja z koncertu w krakowskiej TAURON Arenie

Sześć lat przyszło nam czekać na nowy album Lenny'ego Kravitza, a kolejne pięć na ponowną wizytę gwiazdora w naszym kraju. Lenny w końcu powrócił - i to w przepięknym stylu, na własnych zasadach - na rynek muzyczny i w końcu robi to, co, jak sam mówi, kocha najbardziej, czyli koncertuje, pokazuje się na żywo przed fanami. Za nami występ Kravitza w Krakowie - występ, po którym nadal nie mogę się otrząsnąć i który będę wspominać latami!

2024 rok to z wielu względów czas szczególny dla Lenny'ego Kravitza. Muzyk świętuje 35 lat od momentu ukazania się jego debiutanckiego albumu, którego tytuł - "Let Love Rule" - stał się niejako hasłem przewodnim całej jego kariery. 26 maja muzyk skończył równo 60 lat, nadal imponuje jednak swoją formą, energią, umiejętnościami i szerzej ujętym podejściem do życia. Dwa dni przed urodzinami gwiazdor powrócił też po najdłuższej, sześcioletniej przerwie wydawniczej, pokazując, jak dużo nadal ma do zaoferowania pod względem muzycznym. Premierę nowej płyty poprzedziły dwa inne, szczególne zdarzenie - nominacje w tegorocznym Rock & Roll Hall of Fame oraz do Złotego Globu za nagraną na potrzeby filmu "Rustin" kompozycję "Road to Freedom".

Wróćmy jednak na moment do samej płyty. "Blue Electric Light" to wspaniały, łączący gatunki od lat typowe dla Kravitza, jak rock. hard rock, blues, R&B i soul, album, który po osłuchaniu jest chyba najlepszym z możliwych przykładów na to, jak istotna w muzyce wciąż jest spuścizna Prince'a. Na swoim dwunastym wydawnictwie Lenny oddał swojemu idolowi cudowny hołd, nie traci jednak siebie - swojego wyjątkowego, charakterystycznego podejścia do muzyki. Kravitz nadal wie, jak robić energetyczne, skrojone pod radio numery (patrz singlowe TK 421), nie walcząc przy tym o zainteresowanie i komercyjny sukces za wszelką cenę. Kravitz tak naprawdę od samego początku działa według tego, co mu w duszy gra - i to właśnie za sprawą tego podejścia zapewnił sobie popularność, uznanie na rynku, a co najważniejsze także ogromną sympatię słuchaczy i sluchaczek.

Lenny Kravitz mówi “rock and roll nie umarł” i wskazał współczesne zespoły, które temu dowodzą

"Life Would Be So Right Under Blue Electric Light"

Choć od wydania poprzedniego albumu muzyka minęło aż sześć lat, to zdaje się, że przerwa ta nie była wcale tak bardzo wyczuwalna dla dla fanów i fanek. Kravitz wydał autobiografię, wyjątkowo długo pozostawał w klimatycznym, bujającym, nieco natchnionym świecie "Raise Vibartion", zawitał z nim nawet do Polski w 2018 roku do Krakowa, a rok później do Łodzi. Tym razem Lenny nie zamierzał się ograniczać i od razu zapowiedział aż dwa koncerty w naszym kraju, co ciekawe, w tych samych miastach. Okazja ku temu, by wziąć udział w jednym - a najlepiej to obu! - występach jest naprawdę przednia.

ZOBACZ TAKŻE: Recenzja albumu "Blue Electric Light"

Dwa koncerty w Polsce mają miejsce niemal równo dwadzieścia lat po pierwszej wizycie Kravitza u nas - przypominamy, że artysta zagrał po raz pierwszy nad Wisłą, konkretnie w Warszawie, dość późno, gdyż dopiero w 2004 roku, w ramach promocji albumu "Baptism", który akurat nieco rozczarował krytyków, ale od którego sam Lenny dziś się nie odżegnuje, czego dowodem jest setlista jego obecnej trasy - ale więcej o tym za chwilę.

Post-punk na przystawkę

Nie da się nie zauważyć, że różne zespoły czy artyści i artystki coraz częściej na miejsca swoich koncertów w Polsce wybierają właśnie TAURON Arenę. Nie dziwi mnie to - choć lokalizacja ta może zebrać nieco mniejszą widownię, to biorąc pod uwagę bardzo ogólne aspekty, robi naprawdę duże wrażenie, ogromny plus za zadaszenie, co ma, według moich obserwacji, bardzo pozytywny wpływ na nagłośnienie i rozchodzenie się dźwięku. Arena wiadomo, jest mniejsza od PGE Narodowego, co z perspektywy widza jest nawet okej, gdyż wykonawca jest dużo lepiej widoczny z różnych jej miejsc. Warto też zwrócić uwagę, na to, że ogłoszenie dwóch koncertów, w dwóch różnych miejscach w kraju - co ma miejsce dość często w przypadku mniejszych obiektów - wygląda atrakcyjniej, nawet z perspektywy promocyjnej.

Jak to mówią, rozgrzewka jest niezwykle ważna, wprawia w odpowiedni nastrój i nastraja przed główną częścią. Jeśli chodzi o support na polskich koncertach, Lenny postanowił zaprosić w tej roli Panią Devon Ross, pochodzącą z Kanady, ale wychowaną w USA aktorkę, początkującą artystkę, gitarzystkę i wokalistkę, która w swojej twórczości najbardziej inspiruje się szorstkim post-punkiem rodem z lat 70. Można powiedzieć, że Devon muzykę gitarową ma we krwi - jej ojcem jest Craig Ross - gitarzysta od lat współpracujący z Kravitzem. Młoda artystka ma na razie na koncie jedynie debiutancki minialbum, "Oxford Garden", bycia na scenie powoli się uczy, ale wychodzi jej to przednio. Nie zdziwię się, jeśli za jakiś czas zobaczymy ją na solowym, klubowym koncercie w Polsce - muzyka, jaką gra Devon szczególnie pasuje do takich właśnie miejsc. Ross jest w stanie sobą zainteresować, to fakt, a więc mamy dobry początek - wszyscy oczekiwali jednak szczególnie mocno na gwiazdę wieczoru.

Książę rocka? On jest już Królem!

Wejście Lenny'ego na scenę zaplanowane zostało na godzinę 21:00, gwiazdor pojawił się na niej kilka minut po tym czasie, w atmosferze dymu, rozgrzewających wszystkich, powolnych riffów, które w końcu przeobraziły się w TO! Kravitz rozpoczyna swoje koncerty na "Blue Electric Light Tour" z wysokiego "A", mianowicie od Are You Gonna Go My Way. Wybór jednego ze swoich najbardziej rozpoznawalnych utworów, kawałka, który w dużej mierze przyczynił się do jego rozsławienia, to genialny krok, czego dowodem jest fakt, że obecna na miejscu publiczność dosłownie oszalała - mi samej nie powiem, łezka w oku się zakręciła! - a przypominam, że to był dopiero sam początek! Zebrani w TAURON Arenie fani i fani naprawdę nie zawiedli! Publika jeszcze za nim na scenę wyszła gwiazda wieczoru wyraźnie dawała o sobie znać, a gdy tylko Lenny pojawił się na scenie, jadła mu z ręki. Żywe reakcje, interakcji z gwiazdorem - naprawdę, dużo powinni nauczyć się od fanów Kravitza Ci, którzy udali się na warszawskie koncerty Metalliki. Artysta doceniał podejście fanów i fanek, ochoczo rzucając w ich stronę kostkami - a nawet fragmentem odzieży! Setlistą zajmę się za moment, skupmy się na głównym zainteresowanym, bo naprawdę jest o czym opowiadać (a właściwie to pisać).

"I adore Poland"

Lenny to osoba już bardzo scenicznie doświadczona, świetnie wie, co robić, by przyciągnąć uwagę publiczność i trzymać ją w garści przez bite dwie godziny trwania pokazu. Najważniejszy jest występ - artysta wkłada dosłownie całego siebie w wykonywane utwory, a ten wokal! Mimo upływu tylu lat, mimo faktu obchodzonych całkiem niedawno 60. urodzin, głos Kravitza na żywo brzmi niesamowicie i naprawdę, dla mojego ucha praktycznie nie różni się od wydania studyjnego. Po Lennym widać, że, choć świetnie odnajduje się w przestrzeni studyjnej i jest w stanie tworzyć w niej cuda, to właśnie scena jest jego miejscem docelowym. Muzyk podchodzi do całej sytuacji z pełnym profesjonalizmem, ale też umiejętnie się nią bawi, śmieszkując z zespołem i rozmawiając z publicznością. Po I'm a Believer Lenny zapewniał nas wszystkich, że uwielbia Polskę, wie, że ma tu niezwykle lojalnych fanów i fanki, z którymi łączy go prawdziwa więź. Po tym wszystkim wspólnie odśpiewaliśmy Stillness of Heart, a bliżej końca koncertu artysta zdradził, że po pięciu latach przerwy, spowodowanej pandemią, tym razem zamierza przez najbliższe pięć lat aktywnie działać. Lenny zapewnił, że wróci, do nas już naprawdę niedługo, będzie wydawał nową muzykę, występował, do tego czeka nas sporo ciekawych współprac. Nie pozostaje nic innego, jak wyczekiwać z niecierpliwością spełniania tych obietnic!

Kravitz potrafi grać chyba na wszystkich możliwych instrumentach, na tej trasie stawia jednak na podstawę, czyli gitarę - różne rodzaje elektryków, ale nie pogardzi też akustyczną oraz basem (od tej solówki w trakcie TK 421 mi osobiście dosłownie zmiękły kolana!). Muzyk jest w genialnej formie, co oczywiście przekłada się na jego energię sceniczną - te ruchy, ciągłe poruszanie się po scenie, integrowanie z fanami i fankami - prawdziwy mistrz! Lenny'emu na scenie towarzyszy różnorodny i zwarty band: przyciągający uwagę chórek, sekcja dęta, klawiszowiec i basista, Wolf. Wiadomo, największą ikoną w jego składzie pozostaje Craig Ross, na mnie jednak ogromne wrażenie zrobiła Jas Kayser, czyli obecna perkusistka w składzie koncertowych artysty. Po reakcji publiczności na moment przedstawienia ją przez Lenny'ego wnioskuję, że podobnie miała chyba cała TAURON Arena.

Noc pod hasłem rockowych klasyków

Dobór setlisty na koncertach w przypadku takiego artysty, jak Lenny Kravitz to nie jest prosta sprawa. Mając na koncie już dwanaście płyt i niezliczoną ilość przebojów nie jest łatwo wybrać zbiór tych, które w aktualnym czasie sprawdzą się najlepiej. Moim skromnym zdaniem jednak amerykański gwiazdor poradził sobie z tym zadaniem dosłownie celująco. Zbiór utworów na "Blue Electric Light Tour" to przede wszystkim te największe Kravitzowe przeboje: wspomniane wyżej Are You Gonna Go My Way, ukłon w stronę "Baptism", czyli porywające Minister of Rock 'n Roll, ale także Always on the Run, It Ain't Over 'Til It's Over czy zamykające pokazy, następujące po sobie American Woman, Fly Away oraz hymn całej kariery gwiazdora - Let Love Rule. Lenny bardzo umiejętnie połączył te radiowe, gitarowe przeboje z zachwycającymi, spokojniejszymi kompozycjami, jak I Belong to You, Believe, podczas którego Lenny chwyta za gitarę akustyczną, Stillness of Heart i tak ukochanym przez fanki i fanów, Again. Jeśli chodzi o kawałki z nowej płyty, muzyk się nie narzuca, stawiając na singlowe TK 421, który na żywo dowodzi, że powinien zostać doceniony na listach przebojów dużo bardziej oraz naprawdę elektryzujący w wersji live Paralyzed. Mnie osobiście niezwykle cieszy, że mogłam w końcu usłyszeć, wyśpiewany ze sceny The Chamber, choć nie ukrywam, że myślałał, że doczekamy się poszerzonej wersji setlisty i postaniemy także smaczki w postaci Low i Human. No cóż, może tym w Łodzi się poszczęści. My w Krakowie dostaliśmy za to absolutnie genialny wykon, nieco mniej znanego kawałka z debiutu, czyi Fear, podczas którego zespół urządził sobie mały jam - co dla większości z nas z pewnością było prawdziwą ucztą - i dla oczu, i dla uszu!

Ktoś powie, że to idealny dobór setlisty, innym zabraknie mniej znanych kompozycji, a jeszcze ktoś uzna, że wolałby, aby Lenny postawił na inne swoje hity i śpiewał na żywo, na przykład Fields of Joy. Wielu i wiele może pytać, dlaczego muzyk zapomniał układając ten zbiór kawałków o płytach "Circus", "It Is Time for a Love Revolution" oraz "Black and White America". Wiadomo, co fan czy fanka, to rożne oczekiwania. Wydaje się jednak, że Kravitz dokonał wyborów najlepszych z możliwych, a na tej setliście naprawdę każdy jest w stanie znaleźć coś dla siebie. Każdy utwór za to został świetnie zwizualizowany - ciekawa scena i jej układ - band wysunięty maksymalnie do przodu, po jego bokach na podwyższeniach znajdowali się chórek i klawiszowiec. Ciekawe wykorzystanie animacji - zwłaszcza w Stilness of Heart i It Ain't Over 'Til It's Over i naprawdę cudowna gra światłem, co szczególnie było widoczne w trakcie I Belong To You.

Takich koncertów prosimy więcej!

Lenny Kravitz to dziś już absolutna legenda rockowego grania. Wokalista, kompozytor, autor tekstów, multiinstrumentalista, producent muzyczny dziś już nic i nikomu nie musi udowadniać i po prostu robi swoje, bawi się własną twórczością, świętuje moc klasycznego rock and rolla na absolutnie gorących i porywających koncertach. Wiemy już, że Lenny ma w planach występować jeszcze przez wiele, wiele lat - potrafi to robić jak nikt inny, scena to jego żywioł, miejsce, gdzie wydaje się czuć jak przysłowiowa "ryba w wodzie". Ja wyszłam z TAURON Areny zachwycona, rozśpiewana, pełna energii, radości i miłości do muzyki. Wiem, że długo tego pokazu nie zapomnę i już zazdroszczę tym, którzy będą uczestniczyć w innym występach z tej trasy, sama zaś z niecierpliwością będę czekać na kolejną wizytę Kravitza w Polsce - lub jej okolicach. To jeden z tych koncertów, na których koniecznie wart być, choć raz w życiu. Jednak po zasmakowaniu pierwszy raz może się okazać, że chce się tego ciastka więcej - nie pozostaje nic innego, jak temu pragnieniu się poddać.

Organizatorem obu koncertów Lenny’ego Kravitza w Polsce jest Live Nation.

Oto nasz ranking TOP5 najważniejszych płyt Lenny'ego Kravitza:

Listen on Spreaker.