Wysoki przystojny brunet w typie południowca? A może porywający Słowianin lub Wiking? Gdzie tam! Ten absolutny wzór scenicznej charyzmy miał zaledwie 159 cm wzrostu. Do tego nosił wąs, który dziś kojarzy się głównie z pijanym wujkiem na weselu lub nieuprzejmym panem w przepoconej koszuli, który narzeka na „dzisiejszą młodzież”.
Nic z tych rzeczy! Andrzej Zaucha pozostaje do dziś jedną z najbardziej charyzmatycznych postaci jakie pojawiły się w polskiej muzyce rozrywkowej. Zanim jego życie zostało nagle przerwane był po prostu uwielbiany, a gdzie się nie pojawił, otaczał go wianuszek piejących z zachwytu fanek. Nie da się temu zaprzeczyć, miał magnetyczną osobowość, a oprócz wspaniałego głosu potrafił zdobyć każdego swoim dowcipem.
Podczas tego krótkiego wywiadu, który Krzysztof Haich przeprowadził z nim przy okazji jubileuszu XX-lecia pracy artysty, który zorganizował mu macierzysty Teatr Stu w Krakowie, Zaucha pokazał się jako po prostu normalny i sympatyczny człowiek. Żaden gwiazdor, żaden idol, żaden amant. Po prostu fajny człowiek.
Nie mógł wiedzieć jak ponuro prorocze będą jego słowa o tym, że nie chciałby przeżyć nestorów polskiej piosenki. Po tym jak w 1989 roku zmarła jego żona Elżbieta ukojenie znalazł w ramionach innej kobiety i ta miłość zakończyła się dla obojga tragicznie.
W 1991 roku artysta został zastrzelony na parkingu przy Teatrze Stu, gdzie tego dnia występował. Był tam z Zuzanną Leśniak. Z aktorką łączył go romans, o którym dowiedział się jej mąż, francuski reżyser, Yves Goulais. To właśnie on, uzbrojony w karabinek 5,6 mm oddał kilka strzałów, którymi na miejscu zabił piosenkarza i ranił aktorkę. Zaucha zmarł na miejscu, Leśniak została przewieziona do szpitala, ale nie udało się jej uratować.
Postać Zauchy, a przede wszystkim jego tragiczna śmierć, były przedmiotem wielu tekstów i filmów dokumentalnych. Warto tu przypomnieć także jego muzyczną drogę, która pokazuje szerokość horyzontów i ogrom jego talentu. Niezależnie czy śpiewał jazz, bluesa czy rocka – zawsze robił to doskonale, jednocześnie unikając gwiazdorstwa. Z pewnością, gdyby żył do dziś, mielibyśmy całą kolekcję jego kolejnych nagrań. Tymczasem spróbujmy przypomnieć kilka muzycznych twarzy Andrzeja Zauchy.