Mikkey Dee to bez wątpienia jeden z najbardziej rozpoznawalnych perkusistów świata rocka i metalu. Muzyk w latach 1992-2015 był perkusistą w ikonie heavy metalu, grupie Motörhead, a obecnie spełnia się w tej samej roli w formacji Scorpions, z którą gra już od dziewięciu lat.
Uwadze fanów i fanek muzyka nie uszedł fakt, że w ostatnich tygodniach ten zniknął z przestrzeni publicznej i nie był aktywny w swoich mediach społecznościowych. Teraz, po upływie czasu Mikkey Dee wydał oświadczenie, które zamieścił m.in. na swoim koncie na Facebooku, w którym dokładnie wyjaśnił powody swojej nieobecności.
Mikkey Dee o poważnych problemach zdrowotnych
Perkusista wyjaśnia, że okres świąteczny spędził w szpitalu, do którego trafił w wyniku poważnej infekcji krwi - Dee pisze o sepsie. Muzyk spędził w placówce aż trzy tygodnie, a głos mógł zabrać dopiero teraz, już po powrocie do domu. Mikkey dziękuje personelowi szpitala, dodaje, że przeszedł kilka zabiegów, a przed nim jeszcze okres leczenia i rehabilitacji. Bębniarz zaznacza, że zamierza zrobić wszystko, by jak najszybciej dojść do siebie i dołączyć do Scorpions w ramach rezydencji zespołu w Las Vegas, która rozpocznie się 27 lutego.
W wywiadzie dla magazynu "Aftonbladet" Dee nieco więcej opowiedział o powodach pogorszenia się swojego stanu zdrowia. Wyjaśnił on, że sepsa rozwinęła się u niego po tym, gdy na początku grudnia skręcił sobie kostkę. Z rozmowy wynika, że Mikkey miał problem ze źle gojącą się raną, przez co wylądował w szpitalu z infekcją. Po trzech operacjach bębniarz dochodzi już do siebie, zaznacza jednak, że jego stan był na tyle poważny, że, jak stwierdził: "Jeszcze jeden dzień i grałbym na perkusji z Lemmym w niebie". Poniżej oświadczenie perkusisty.