Arek Jakubik

i

Autor: Materiały prasowe - fot. Hanna Nawrot

recenzje

Materiał na film - ale czy na pewno na płytę? Arkadiusz Jakubik - recenzja albumu "Romeo i Julia żyją"

2025-04-23 14:17

Arkadiusz Jakubik od lat udowadnia, że jest człowiekiem wielu talentów. Ceniony aktor, reżyser, muzyk, rockandrollowiec z krwi i kości, frontman zespołu Dr Misio, autor tekstów, opowiadacz historii. Dwa lata po premierze ostatniej płyty swojej kapeli artysta powraca z solowym projektem, drugim autorskim albumem. Pytanie jednak, czy to na pewno najlepsza forma do przekazania takiej historii?

Arkadiusz Jakubik w 2008 roku był już uznanym aktorem, nominowanym do nagrody 'Orzeł' za rolę w kultowym Weselu Smarzowskiego, gdy zdecydował się powołać do życia zespół Dr Misio. Rock and rollowa kapela zadebiutowała pięć lat później, wydając album, zatytułowany Młodzi. Formacja szybko zwróciła na siebie uwagę mediów i słuchaczy i dziś już postrzegana jest jako jedna z ważniejszych wśród przedstawicieli polskich gitarowych brzmień. Na ten moment formacja ma na koncie pięć płyt, a najbardziej aktualną pozostaje Chory na Polskę z 2023 roku.

Od samego początku działalności Dr Misio Jakubik udowadnia, że ma umiejętność tworzenia i opowiadania historii, komentując w ten sposób otaczającą nas, polską rzeczywistość. Już w trakcie działalności grupy artysta najpierw połączył siły ze swoim stałym, po dziś dzień, współpracownikiem Olafem Deriglasoffem, a kolejno wydał swój debiutancki album, sygnowany własnym nazwiskiem. Szatan na Kabatach ukazał się siedem lat temu i tyle właśnie przyszło nam czekać na kolejny autorski projekt Jakubika.

Arek Jakubik - wywiad | Eska Rock

Pewna historia trudnej miłości

Po opowieści o życiu w mieście, na swojej drugiej płycie muzyk i aktor postanowił stworzyć historię nieco inną, gdyż miłosną. Jej głównymi bohaterami są współcześni, zdaniem artysty wciąż żyjący między nami Romeo i Julia. Tu poznajemy ich jako Krystynę i Jana Marzec - małżeństwo z wieloletnim stażem, doświadczone, naznaczone zdarzeniem, jakim jest, śmiem twierdzić, że rzekoma, zdrada kobiety, do której miało dojść tuż przed ślubem w - ha! - Weronie. Nie jest to spoiler, gdyż album, zatytułowany Romeo i Julia żyją promował jako pierwszy singiel właśnie utwór Werona, wprowadzający słuchacza czy słuchaczkę w całą historię, ale sugerując się tracklistą, wcale nie będący jej początkiem.

Już z zapowiedzią wydawnictwa sam Jakubik dawał do zrozumienia, że jego nowa płyta będzie jedną, zwartą historią, a więc najlepiej słuchać jej od początku - czyli także singlowej Sondy ulicznej - przez Epilog. Nie da się ukryć, że mamy tu do czynienia z albumem koncepcyjnym, skupiającym się na jednej, określonej opowieści. Mamy więc historię współczesnych Romea i Julii oraz jej filmowość, tak często i dobitnie podkreślaną w tekstach.

Wszystko to, cały ten koncept sprawia, że nie mamy tu do czynienia z prostym krążkiem do przesłuchania, wybrania ulubionych kawałków, które dodamy do naszej playlisty. Pozwolę sobie nawet stwierdzić, że styl tej opowieści może spowodować, że po pierwszym przesłuchaniu album ten może nas zwyczajnie... odrzucić. Wynika to faktu, że jest projekt dość trudny, angażujący, wymagający skupienia, przemyślenia, powrotu do słów i muzyki jeszcze raz i "przemielenia" tego, co właściwie zostało nam tu zaprezentowane. Od samego początku jednak mam w głowie myśl, czy aby na pewno to właśnie - tylko! - w formie płyty powinniśmy otrzymać tę, bądź co bądź, fabułę.

To wymaga czegoś więcej

Faktem jest, że jeszcze przed premierą płyty Jakubik - wraz z muzykami z Dr Misio - grał ten album w formie spektaklu czy wręcz szczególnego muzycznego performansu. Nie trzeba się jednak wcale zbyt długo wysilać, aby już z tekstu wyłapać, że ta historia Jana i Krystyny aż prosi się o przedstawienie w formie filmu. Podczas gdy to Panowie z Nocnego Kochanka do każdego numeru ze swojej płyty Urwany film nakręcili teledyski (udział w tym projekcie wziął nawet Jakubik!), o tyle ja po spędzeniu kilku dobrych godzin z państwem Marzec wręcz domagam się już tego, by móc to wszystko, co tu usłyszałam teraz zobaczyć. Na ten moment mogę jedynie posiłkować się własną wyobraźnią i obrazami - co też jest czymś niezwykle ciekawym, pobudzającym - i dopisywania własnych uwag, czy aby na pewno ta opowieść jest tak oczywista, czy na pewno nie ma w sobie drugiego dna w postaci wersji Krystyny.

Tego teraz mogę się jedynie domyślać, a szkoda, gdyż oddanie głosu jedynie perspektywie Jana sporo tej historii odbiera. Przedstawienie tego na ekranie mogłoby dać pole do zwrócenia większej uwagi na Krystynę na to, jak jej oczami wyglądało życie z Janem - a zdaje się, że łatwe to ono nie było.

Historia toksyczna, nie romantyczna

Choć dziś słysząc imiona 'Romeo i Julia' większość z nas natychmiast będzie miała przed oczami same romantyczne obrazy i skojarzenia, to faktem jest, że cały ten motyw jest toksyczny do samego szpiku kości. Wybrzmiewa to dużo dosadniej i wprost właśnie w tym współczesnym jego przedstawieniu w wydaniu Jakubika. Doceniam zwrócenie uwagi na to, że związki mają wiele odcieni, a nierzadko bywa, że powstają one na niezwykle złych podstawach - i de facto nigdy nie powinny zaistnieć, a co do tego trwać przez tyle lat. Miłość ma jednak to do siebie, że jest wyjątkowo nieoczywista i to pokazuje właśnie Romeo i Julia żyją.

Dużo bardziej oczywisty jest ten projekt pod względem brzmieniowym, jednak moim zdaniem, tu akurat muzyka jest jedynie tłem, dodatkiem. Artysta, wraz ze swoim współpracownikiem, Olafem Deriglasoffem, porusza się w bardzo dobrze znanym świecie klasycznego rocka, łącząc go niekiedy z takimi odłamami, jak psychodelia (tematyczny pod tym względem Co się śni), słyszalnym w Radiowozie klimatem brit popu czy hard rockowym wręcz riffem, pojawiającym się w Amatorskim teatrzyku. Nie brak tu elementów bluesa, trochę nawet punka, tłustego basu, radiowych wręcz, wpadających do głowy refrenów czy pewnych balladowych inspiracji, podkreślonych brzmieniem piano. Tu muzyka stara się nastrojem dopasowywać do kolejnych etapów historii, tego apogeum wspólnego życia Krystyny i Jana. Przedstawia ją oczywiście główny zainteresowany - Jakubik w zwrotkach raczej mówi, opowiada, deklamuje, dopiero w refrenach pozwala sobie na spuszczenie emocji przez śpiew.

Zaangażuj się, wsłuchaj się w słowa

Nie ukrywam, że jestem naprawdę ciekawa odbioru tej płyty. Żyjemy w końcu w czasach, o których mówi się, że mało kto słucha w nich już całych płyt, a Romeo i Julia żyją tego właśnie wymagają. Choć wydawać się może, że w dobie kolosalnego wręcz pośpiechu, kiedy to nikt nie może - czy też nie chce? - pozwolić sobie na to, by chwilę zwolnić, stworzenie takiego projektu pozbawione jest sensu, to wcale tak nie jest.

Dla mnie najlepszymi muzycznymi historiami były zawsze te, które w głowie przekładały się na obrazy. Nowa płyta Jakubika dosłownie to powoduje, wymagając przy tym skupienia się, posłuchania i zwrócenia myśli na tą tragiczną historię miłosną. Nie do końca jestem jednak przekonana, czy ta filmowość musi być nam jako słuchaczom aż tak bardzo narzucana (artysta wprost śpiewa o tym kiedy jest cięcie, przejście, sklejka itp.).

Romeo i Julia żyją jako projekt wzbudził we mnie rozmaite emocje - od braku zrozumienia, przez odrzucenie, aż w końcu po zainteresowanie, próbę zrozumienia państwa Marzec i zwyczajny smutek nad tym, co im się przydarzyło. Taka chyba właśnie powinna być sztuka, prawda?

Ogólna ocena albumu: 7/10

Najlepsze utwory z albumu: nie da się ich wybrać, Romeo i Julia żyją to jedna, spójna całość

Oto najlepsze miłosne ballady rockowe: