Lenny Kravitz

i

Autor: mat. prasowe

Relacja z koncertu

Lenny Kravitz ma taką aurą, że ciężko to opisać. Artysta zagrał w Gliwicach [RELACJA]

2025-03-12 9:54

Polska kocha Lenny'ego Kravitza, a słynny artysta zdecydowanie odwzajemnia to uczucie. 11 marca 2025 muzyk po raz pierwszy wystąpił w województwie śląskim. Koncert w gliwickiej hali nie mógł nikogo rozczarować. Była energia, setlista naszpikowana przebojami oraz... sporo wyjątkowej aury.

Lenny Kravitz zagrał w Gliwicach. Minister rock'n'rolla jest w niesamowitej formie!

W 2020 roku Lenny Kravitz miał po raz pierwszy odwiedzić województwo śląskie. Niestety, koncert w Gliwicach nie doszedł do skutku z powodu pandemii koronawirusa. Został odwołany, a na nową datę w tym miejscu musieliśmy trochę poczekać. W ubiegłym roku artysta zagrał w Krakowie oraz Łodzi. I kiedy myślałem już, że o Gliwicach zapomniał, w końcu potwierdził występ w PreZero Arenie.

Kravitz cały czas promuje swój ostatni studyjny album Blue Electric Light. Co ciekawe, na trasie mocno jego zawartości nie forsuje. W sumie to nie dziwi, skoro w bogatym repertuarze ma tyle koncertowych "killerów", których nieobecność byłaby poważnym grzechem. Zanim Lenny Kravitz zaczął wyciągać po kolei asy z rękawa, to... zaliczył konkretne spóźnienie. Fani musieli uzbroić się w cierpliwość, bo z planowanej 20:45, w pewnym momencie zrobiła się 21:20. Szybko jednak półgodzinna obsuwa została mu wybaczona. Kiedy Kravitz wyszedł na scenę, publiczność oniemiała. Czarne okulary, skórzana kurtka "odpowiedniej" długości, która co nieco odsłaniała, dopasowane jeansy – główny bohater od samego początku przyciągał spojrzenia wszystkich, niezależnie od płci i wieku. Choć sześćdziesiątka na karku już pękła, to artysta cały czas jest w znakomitej formie: zarówno fizycznej, jak i czysto muzycznej.

Lenny Kravitz: "Rock nie umarł". Muzyk wskazał na dwa konkretne zespoły, które tego dowodzą!

W porównaniu do ubiegłorocznych koncertów, Lenny Kravitz postanowił odrobinkę zamieszać w setlistowym kotle. Tym razem nie zaczął od wielkiego hitu, tylko od Bring It On z – raczej zapomnianego – albumu It Is Time For A Love Revolution. Następnie Minister of Rock 'n Roll oraz TK421, pierwszy reprezentant wspomnianego Blue Electric Light. Ależ ta druga kompozycja na żywo "żre". Niby człowiek mógł się tego spodziewać, bo już w wersji studyjnej całość niesamowicie się wkręca, ale na koncertach ten numer jeszcze mocniej zyskuje.

Kiedy natomiast wybrzmiały pierwsze takty Always on the Run, tak naprawdę rozpoczęło się szaleństwo w Gliwicach. Kravitz nie zawahał się wytoczyć najcięższych dział ze swojej dyskografii, która liczy już dwanaście albumów. Wspominam o tym, bo na tegorocznej trasie artysta postanowił wyróżnić praktycznie każde studyjne wydawnictwo (wyjątkami: Circus oraz Black and White America). Dodatkowo jeszcze swojego przedstawiciela miała składanka Greatest Hits z 2000 roku w postaci Again.

Lenny jest znakomitym showmanem, wie także jak budować odpowiednie napięcie. I nastrój. Na wysokości I Belong to You postanowił lekko zwolnić. Dlatego też po wykonaniu tej kompozycji, publiczność usłyszała Stillness of Heart i Believe (z fantastycznym solem gitarzysty Craiga Rossa). Za długo jednak spokojnie być nie mogło. Do "czerwoności" rozgrzały wszystkich Low czy The Chamber. To kolejne utwory, które są dowodem na to, że Kravitz w ostatnich latach wciąż "dowozi" materiał na bardzo, ale to bardzo wysokim poziomie.

Jeśli chodzi o magiczne momenty w Gliwicach, to nie sposób nie wspomnieć o I’ll Be Waiting. Artysta zasiadł za fortepianem, a w hali zrobiło się bardzo jasno za sprawą rozświetlonych latarek w telefonach. Po nim wybrzmiał natomiast It Ain't Over 'Til It's Over, który rozpoczął, tak naprawdę, ostatni etap koncertu. Etap, pod kątem repertuaru, zdecydowanie najmocniejszy. Lenny Kravitz nie miał dla gardeł swoich fanów litości. Każdy chciał, jak najgłośniej, odśpiewać American Woman czy Fly Away. Na wielu koncertach w życiu byłem, ale nie pamiętam aż tak "napakowanej" hitami końcówki. Set podstawowy został zamknięty przez Are You Gonna Go My Way, numer, przy którym nie da się nie skakać. Rockowa petarda przez duże "R". 

Publiczność wiedziała, że to jeszcze nie jest koniec. Na bis: Let Love Rule w wersji wydłuuużonej. W trakcie wykonywania tego utworu emocje sięgnęły zenitu. Bohater wieczoru postanowił bowiem zejść ze sceny i wybrać się na spacer po gliwickiej hali. Oczywiście, w obstawie ochroniarzy. Zbijał piątki z fanami, w końcu dotarł do stanowiska realizatorskiego. I właśnie z tego miejsca dyrygował publicznością jeszcze przez parę chwil. Od Kravitza bije taka aura, że... trudno jest to opisać słowami. To trzeba poczuć. Na sam koniec obiecał, że wróci do Polski, wraz ze swoją ekipą, jak najszybciej (nie raz ze sceny mówił, że bardzo lubi koncertować w naszym kraju). Trzymamy więc za słowo.

Skoro już padło słowo "ekipa", to Lenny zebrał świetny zespół, a pozostali muzycy na koncertach dają naprawdę z siebie wszystko. Z przyjemnością podziwiałem umiejętności perkusistki Cindy Blackman (prywatnie, żona Carlosa Santany) czy Craiga Rossa, który miał swój moment na koncercie w Gliwicach. Dzień wcześniej obchodził swoje urodziny, więc wszyscy odśpiewaliśmy mu gromkie "sto lat". Lenny Kravitz początkowo nie wiedział o co chodzi, ale kiedy już mu wytłumaczono, przyznał, że "jest to dużo lepsze" od "Happy Birthday". Nie sposób się nie zgodzić... 

Koncert zorganizowała firma Live Nation Polska. 

Setlista koncertu Lenny'ego Kravitza w Gliwicach:

  1. Bring It On
  2. Minister of Rock 'n Roll
  3. TK421
  4. Always on the Run
  5. I Belong to You
  6. Stillness of Heart
  7. Believe
  8. Honey
  9. Paralyzed
  10. Low
  11. The Chamber
  12. I'll Be Waiting
  13. It Ain't Over 'Til It's Over
  14. Again
  15. American Woman (The Guess Who cover)
  16. Fly Away
  17. Are You Gonna Go My Way
  18. Let Love Rule

Oto 5 ciekawostek o albumie Let Love Rule Lenny'ego Kravitza: