28 grudnia moja dziewięć lat od śmierci Lemmy'ego Kilmistera. Muzyk zmarł dość nagle, zaledwie cztery dni po swoich siedemdziesiątych urodzinach. W jednym z ostatnich wywiadów Mikkey Dee powiedział, że basista nie był w najlepszej formie, w żaden sposób jednak nie zdawał sobie sprawy z tego,że jego stan jest tak poważny, że umrze niemal natychmiast po postawieniu diagnozy. W rozmowie z "Metal Pilgrim" perkusista przyznał, że mimo wszystko cieszy się, że Lemmy nie dożył obecnych czasów. Dee jest zdania, że nie mógłby on funkcjonować w czasach tak wielkiej poprawności politycznej. Mikkey jest przekonany, że Kilmister i cały zespół natychmiast zostaliby "anulowani", a basista, który uwielbiał przekraczać granice, dosłownie by zwariował!
Cieszę się, że Lemmy nie musi tego doświadczać, bo zwariowałby. Był żartownisiem, a z Motörhead cały czas robiliśmy sobie żarty z innych ludzi. Dlatego wydarzyło się naprawdę dużo, sporo szaleństwa, ale w zabawnej odsłonie. Ale wspominając niektóre z nich, myślę: "O mój Boże. Gdybyśmy zrobili to teraz, bylibyśmy w więzieniu. Bylibyśmy poza tą planetą. umieściliby nas na Księżycu, na pewno.
Phil Campbell nie był na pogrzebie Lemmy'ego
Swoimi wspomnieniami, w związku z basistą, podzielił się także Phil Campbell. Muzyk udzielił wywiadu dla "Myglobalmind", w którym powiedział, że wiadomość o śmierci Lemmy'ego była dla niego szokiem. Muzyk zdradził, że nigdy nie spodziewał się, że nie zdąży się pożegnać z kolegą. Do tego nie udało mu się uczestniczyć w ceremonii pogrzebowej, gdyż w tym czasie sam zmagał się z problemami zdrowotnymi, przez co nawet znalazł się w szpitalu.
Nigdy nie podejrzewaliśmy, kiedy rozstawaliśmy się pod koniec trasy, nigdy nie myśleliśmy, że to będzie ostatni raz, kiedy się widzimy. Nie mieliśmy szansy się pożegnać, ani ja, ani Mikkey, nic z tych rzeczy. Nie mogłem nawet iść na pogrzeb, bo mój lekarz mi tego zabronił, bo sam byłem wtedy bardzo chory - powiedział Phil w rozmowie.