Anthrax

i

Autor: Szymon Bijak

Relacja

Kreator, Anthrax i Testament w Katowicach. To było prawdziwe święto dla wszystkich miłośników metalu [RELACJA]

2024-12-12 9:50

Jeśli święto metalu, to tylko... w katowickim Spodku. W przeszłości tutaj przecież odbywała się kultowa Metalmania. Festiwalu już nie ma, ale obiekt w Śląskiem wciąż kibicuje cięższym brzmieniom. 11 grudnia 2024 zagrały tu trzy kapele: Kreator, Anthrax oraz Testament.

Kreator, Anthrax i Testament na jednej scenie, czyli metalowe święto w Śląskiem

W grudniu zazwyczaj pogoda zdecydowanie nie rozpieszcza, jeśli chodzi o temperatury, więc jaki jest najlepszy sposób, aby się rozgrzać? Pójść na koncert. A najlepiej to metalowy. Wszyscy, którzy wybrali się 11 grudnia 2024 do katowickiego Spodka podjęli bardzo dobrą decyzję. Na jednej scenie pojawiły się trzy legendarne zespoły: Kreator, Anthrax oraz Testament. Było to więc prawdziwe święto dla miłośników metalu, którzy zjechali się do stolicy województwa śląskiego z całego kraju. 

Miejsce na takie święto zostało, rzecz jasna, wskazane w sposób idealny. To przecież w Spodku przez lata odbywała się kultowa Metalmania. Więc może to cieszyć, że w słynnym obiekcie metal cały czas jest obecny. I oby się to nigdy nie zmieniło. 

Muniek Staszczyk otwarcie na temat legendy thrashu: “Nie lubię Metalliki”

Choć kolejność wejścia na scenę zespołów została ustalona już jakiś czas temu, to przyglądając się koszulkom na widowni ciężko było stwierdzić, która formacja ma w tej kategorii przewagę. To też oznaczało, że Spodek nie świecił pustkami już od 18, na pół godziny przed startem występów.

Na pierwszy ogień: Testament. Amerykańska formacja, niestrudzenie dowodzona przez wokalistę Chucka Billy'ego, postawiła na dość przekrojowy set. Swoich przedstawicieli miało aż osiem albumów: od debiutanckiego The Legacy z 1987 (First Strike is Deadly) aż po ostatni Titans of Creation sprzed czterech lat (WWIII oraz Children of the Next Level). Koncert otworzyli znakomitym D.N.R. (Do Not Resuscitate), który odpowiednio rozruszał publiczność. Muzycy Testamentu nie brali jeńców, a intensywność była na najwyższym poziomie (zwłaszcza w trakcie wykonywania Into the Pit). Jedyne zwolnienie nastąpiło przy okazji Return to Serenity. Przez wspomnianą intensywność trochę ucierpiało brzmienie (bez dwóch zdań: grupa została najsłabiej nagłośniona tego wieczoru), ale pewnie mało kto się tym przejmował. Zespół ubarwił swoje show ogniami, a z twarzy lidera, który bardzo często grał na "niewidzialnej gitarze", przez cały koncert nie schodził uśmiech. 

Nie ukrywam, że bardzo czekałem na koncert formacji Anthrax. Ostatni raz miałem okazję ich widzieć w 2016 roku we Wrocławiu, jako support przed Iron Maiden, kiedy byli tuż po wydaniu albumu For All Kings, wciąż ostatniego (!) w dorobku. Koncert stadionowy a halowy to dwie różne bajki. Jeden z przedstawicieli Wielkiej Czwórki Thrash Metalu zdecydowanie lepiej sprawdza się w tym drugim anturażu. Jeśli chodzi o repertuar, to mieliśmy praktycznie "greatest hits z lat osiemdziesiątych" (z tego zestawu wyłamały się wyłącznie Fight 'Em 'Til You Can'tGot the Time, cover Joe Jacksona z 1990). Usłyszeliśmy więc m.in. Caught in a MoshMadhouse czy I Am the Law. A na scenie szaleli: basista Frank Bello, gitarzysta Scott Ian i – przede wszystkim – wokalista Joey Belladonna. Frontman Anthraxu (rocznik 1960) jest w znakomitej formie: zarówno fizycznej (cały czas szczuplutki), jak i głosowej. 

Szaleństwo w Spodku zapanowało, kiedy grupa zagrała "plemienny" Indians (poprzedzony cytatem z Running Free od Iron Maiden), po którym zadała jeszcze jeden cios w postaci Efilnikufesin (N.F.L.), czyli kompozycji pochodzącej również z legendarnego albumu Among the Living z 1987 roku. 

Wieczór w Spodku zamykał niemiecki Kreator. W sumie: nie wiedziałem, czego spodziewać się po tym zespole. Nigdy jakoś specjalnie ich nie słuchałem, nie widziałem też tej ekipy wcześniej na żywo. Zastanawiałem się również, dlaczego właśnie ta grupa, na której czele stoi wokalista i gitarzysta Mille Petrozza, jest headlinerem tej trasy, a nie Anthrax. I choć wciąż wyżej cenię sobie Belladonnę i spółkę, to koncert Kreatora naprawdę zrobił na mnie spore wrażenie. Formacja przywiozła ze sobą naprawdę imponującą scenografię (figury diabłów, wisielce niczym z okładki albumu Hate Über Alles). Do tego pełno ognia i konfetti. 

Kreator, podobnie jak Testament, ułożył setlistę w taki sposób, aby zmieścić reprezentantów z praktycznie każdego studyjnego albumu. Muzycy rozpoczęli od fantastycznego tytułowca z ostatniego krążka z 2022 roku, który jeszcze lepiej brzmi w wersji koncertowej. Dalej poleciała Phobia, a fani – z każdym kolejnym utworem – bawili się coraz intensywniej. Nic dziwnego. Kiedy panowie z Kreatora zaprezentowali takie "killery", jak chociażby 666 - World DividedSatan Is Real czy Phantom Antichrist, ciężko było nie skakać. Z kolei przed Betrayer, jednym z najstarszych numerów w zestawie, Petrozza przypomniał, że "mają długą historię ze Spodkiem". Jeśli dobrze sprawdziłem: był to ich już dziewiąty koncert w tym miejscu. Później natomiast zadedykował muzykom Testamentu oraz Anthraxu kompozycję Strongest of the Strong. Występ zakończył się z kolei wykonaniem "obowiązkowego" Pleasure to Kill

Wychodząc ze Spodka po raz kolejny utwierdziłem się w przekonaniu, że metal ma się naprawdę bardzo dobrze. I prędko nie zginie. Jestem pewny, że tak samo uważa cała metalowa brać, która wyciągnęła z szafy katany czy białe hi-topy, aby doskonale bawić się w Katowicach. 

Oto najlepsze albumy w dyskografii Anthraxu [TOP5]: