King Gizzard & The Lizard Wizard ogłasza nowy album (zgadnijcie, który)

i

Autor: Materiały prasowe - fot. Jason Galea King Gizzard & The Lizard Wizard zaskakują!

King Gizzard & The Lizard Wizard ogłasza nowy album (zgadnijcie, który)

Grupa King Gizzard & The Lizard Wizard ogłasza premierę nowego albumu. Krążek zatytułowany „PetroDragonic Apocalypse; or, Dawn of Eternal Night: An Annihilation of Planet Earth and the Beginning of Merciless Damnation” ukaże się 16 czerwca, a już teraz można posłuchać pierwszego singla – „Gila Monster”.

Na „PetroDragonic Apocalypse…”, 24. albumie King Gizzard, Księżyc pojawia się w pełni, a kontrolę ponownie przejmują niebezpieczne, wilkołacze wcielenia. To drugie pełnometrażowe podejście grupy do thrashu – po wydanym w 2019 „Infest The Rats’ Nest” – choć, jak można się spodziewać po tak kreatywnej ekipie, „PetroDragonic Apocalypse…” w żadnym wypadku nie jest odcinaniem horrorowych kuponów od „Rat’s Nest”, a raczej pełnym krokiem naprzód.

Mamy supermoce! - Męskie Granie 2023 w Esce Rock

Nowy singiel

Wiodący singiel, „Gila Monster”, to pierwsze spojrzenie na thrashowe wcielenie z „PetroDragonic Apocalypse…”. Wideo do kawałka wyreżyserował SPOD, który wyjaśnia: – Chciałem stworzyć „Władcę Pierścieni 4”, ale jednocześnie zrobić grę wideo, więc pomieszałem dwa rodzaje mediów i wyszła mi majestatyczna podróż w poszukiwaniu prawdy oraz władzy w przeklętym świecie. Połączyłem animację 3d, modelowanie i ujęcia koncertowe w programie do tworzenia gier 3D, by stworzyć przygody człowieka i bestii. Przyjaciel czy wróg?

Szczegóły wydawnictwa

W 2019 wiecznie poszukujący muzycy z King Gizzard & The Lizard Wizard wyważyli drzwi do świata thrash-metalowej nirwany za sprawą albumu „The Rats’ Nest”. Krążek pozwolił grupie na uwolnienie wewnętrznych metalheadów, skomunikować się ze swoimi nastoletnimi „ja”. Improwizowany eksperyment stał się jedną z najbardziej docenianych płyt w bogatym dorobku zespołu. Utwory z krążka do dziś stanowią highlight koncertowych setlist, wywołując kocioł pod sceną w każdy wieczór. Coś, co miało być jednorazowym wybrykiem, stało się początkiem podróży w nieznane. Gizzardzi postanowili odpowiedzieć na wołanie metalu.

Grupa chciała jednak za wszelką cenę uniknąć powtórzenia tego, co wydarzyło się w 2019 roku. Dlatego najwięksi fani metalu spośród Gizzardów – Stu Mackenzie, Joey Walker i perkusista Michael „Cavs” Cavanagh” – podeszli do tego projektu w radykalnie inny sposób. – Pracowaliśmy nad nim tak samo, jak w ubiegłym roku rozpoczęliśmy proces nagrywania „Ice, Death, Planets, Lungs, Mushrooms and Lava”. Pisaliśmy jeden utwór dziennie i szliśmy z nim do sali prób bez riffów, dźwięków, pomysłów i zaczynaliśmy od zera. Jammowaliśmy i nagrywaliśmy wszystko, by następnie z tych elementów poskładać utwór. Szkicowałem historie, jakie miały zawrzeć się w piosenkach i podzieliłem je na siedem tytułów, każdy opatrzony krótkim akapitem, co ma się dziać w danym utworze. W pewnym sensie zrobiliśmy tę płytę od tyłu – opowiada Stu.

„PetroDragonic Apocalypse…”, jak sugeruje tytuł, zawdzięcza wiele gatunkowi fantasy. – Chcieliśmy zacząć historię w prawdziwym świecie, a następnie wysłać ją do piekła – śmieje się Mackenzie. – To opowieść o ludzkości i planecie Ziemi, ale też o wiedźmach, smokach i innych takich.

W warstwie tekstowej nowy album King Gizzard z pozoru wydaje się pełen humoru, jednak wystarczy odrobinę się zagłębić, by przekonać się o złożoności historii. Teksty inspirowane Biblią i Szekspirem przeplatają się z czarnym humorem oraz przygnębiającymi destrukcyjnymi motywami. Dramaturgii dodaje głos pojawiający się w każdym utworze, który wydaje się brzmieć jak słowa, które wypowiedziano 500 lub 2000 lat temu.

Muzycznie „PetroDragonic Apocalypse…” zawiera najlepsze thrashowe riffy w dotychczasowym dorobku zespołu. Ostry jak brzytwa, mocno zainspirowany progiem z końcówki lat 80. Klimat, jest nie tylko złożony, ale i ku***sko brutalny

Dla osób, które regularnie śledzą poczynania King Gizzard, nie będzie niespodzianką, że zespół prawie zakończył pracę nad swoim następnym albumem, ponownie 7-utworową kolekcją, na którą pomysł narodził się mniej więcej w tym samym czasie, co „PetroDragonic Apocalypse…”. Również tam muzycy postanowili skorzystać z improwizacji przy pracy. – Nie jestem umęczonym artystą, raczej opisałbym się jako szalonego naukowca – przyznaje Mackenzie. – Po kilku płytach, które narodziły się z jamowania, jesteśmy gotowi, by wrócić do bardziej tradycyjnej metody pisania piosenek nim wejdziemy do studia, jak tylko zakończymy te dwa nowe albumy.