Nie jest tajemnicą, że urodzony w 1943 roku gitarzysta cierpi na artretyzm. Choroba dla wielu oznacza wyrok jeśli chodzi o swobodę używania dłoni i ruch. Jednak Richards może mówić o szczęściu, bo nie skraży się na dojmujący ból, jaki z reguły towarzyszy temu schorzeniu.
- To jego lżejsza wersja – mówił w rozmowie radiem BBC, którą cytuje "The Guardian" – Ostatnio zdaje się, że trochę zwolnił, ale to pewnie związane jest z wiekiem. Zauważyłem z zaciekawieniem, że gdy łapię się na tym, że "już czegoś nie mogę zrobić" to gitara pokazuje mi inny sposób by to osiągnąć. Jeden palec pójdzie w inne miejsce i otwierają się nowe drzwi.
79-letni gitarzysta odpytywany jest z okazji premiery "Hackney Diamonds" Rolling Stones, pierwszego albumu zespołu od 18 lat. Jednocześnie niedawno grupa świętowała 60 lat działalności. To w dziejach rocka legendarny wręcz wyczyn. Richards zwraca uwagę, że czas nagrania płyty, zaraz po trasie koncertowej, nie był przypadkowy.
- Zawsze chciałem nagrać grupę właśnie po powrocie z trasy, bo wtedy jest odpowiednio nasmarowana – mówi, porównując muzyków do dobrze naoliwionej machiny. Album miał być "tak prosty jak to możliwe".
- Właściwie przygotowaliśmy go z myślą o płycie winylowej, z okładką i tym czymś plastikowym co położysz na adapterze słuchając – opowiada muzyk. To jak dotąd najlepszy dźwięk jeśli chcesz słuchać nagrań. Cyfrowe brzmienie to świat zabawek. Używasz syntezatorów, a teraz mamy SI, które jest jeszcze bardziej sztuczne.
Czy jednak zdrowie pozwoli Keithowi ruszyć w trasę z nowym albumem? On sam nie ma najmniejszej ochoty przestać koncertować.
- Moja odpowiedź to: nie jestem Nostradamusem – śmieje się – Oczywiście to kiedyś się skończy, ale wszyscy są w dobrej kondycji. Nie ma żadnego pośpiechu. Doskonale się bawimy robiąc to.
W końcu to tylko rock and roll.
Polecany artykuł: