Zespół Sex Pistols powstał w Wielkiej Brytanii w połowie lat 70., narobił sporo szumu na tamtejszej - oraz światowej - scenie w dobie narodzin ruchu punk, wydał głośny, jedyny swój album i... zniknął. Kapela rozpadła się po raptem trzech latach funkcjonowania i choć powracała okazjonalnie na przestrzeni lat, przede wszystkim w celach koncertowych, to kilka lat temu stało się niemal jasne, że powtórzenie tego w najbliższych latach nie będzie możliwe.
Już przy okazji rozpoczęcia prac nad serialem Pistols potwierdzono, że John Lydon pozostaje w konflikcie z pozostałymi żyjącymi muzykami grupy. Wokalista krytykował produkcję i nie chciał wyrazić zgody na wykorzystanie w niej oryginalnej muzyki kapeli. Ekipa spotkała się więc w sądzie, w którym to zażalenia Rottena zostały odrzucone, jego niechęć do byłych kolegów stała się jednak chyba jeszcze większa. Całej sytuacji z pewnością nie pomogło to, co wydarzyło się latem ubiegłego roku.
John Lydon krytykuje swojego następcę w Sex Pistols
W czerwcu 2024 roku Steve Jones, Gene Matlock i Paul Cook zapowiedzieli reaktywację Sex Pistols, wtedy jednak wydawało się, że jednorazowo, w ramach występu kapeli na kilka okazjonalnych koncertów, które miały na celu uratowanie od zamknięcia londyńskiego lokalu muzycznego Bush Hall. Już wtedy stało się jasne, że za mikrofonem nie pojawi się Lydon - muzycy zaprosili na występ Franka Cartera - brytyjskiego muzyka, tatuażystę, znanego z działalności w takich zespołach, jak Gallows, Pure Love i Frank Carter and the Rattlesnakes. Już dwa miesiące później jednak zespół ogłosił kolejne koncerty, a tych nie zabraknie także w tym roku.
Teraz do całej tej sytuacji odniósł się Lydon. Muzyk w wywiadzie dla The I Paper w niezwykle ostry sposób wypowiedział się tak na temat dawnych kolegów z zespołu, jak i nowego wokalisty Pistolsów. John otwarcie wyznał, że gdy dowiedział się o planowanym powrocie zespołu, wkurzył się nie na żarty i był przekonany, że grupa w takim kształcie zniszczy całe swoje dziedzictwo, wtedy jednak nie wyraził tej opinii publicznie.
Lydon stwierdził również w rozmowie z Classic Album Review, że to, co dziś robi Sex Pistols to swoiste "karaoke", a to on jest autorem piosenek, które grają na koncertach i zawsze będzie frontmanem, głosem, który rozsławił Sex Pistols. Jego zdaniem Jones, Matlock i Cook zdecydowali się na taki krok tylko i wyłącznie dla pieniędzy. Muzyk ma za złe, że grupa występuje, wykonując piosenki jego autorstwa, nie dając od siebie nic nowego. Jak stwierdził, jemu samemu takie podejście do swojej działalności, do robienia muzyki jest całkowicie obce.
Ja napisałem te pieprzone piosenki, prawda? Dałem im wizerunek. Byłem frontmanem. Jestem głosem, który sprawił, że cały świat zaśpiewał. A teraz wychodzą, tak jak rok wcześniej z Billym Idolem. To po prostu karaoke, naprawdę. Chciałbym się powstydzić ich wysokiej jakości tekstów piosenek. Mieli już wystarczająco dużo czasu, żeby to ogarnąć, prawda? Ale nie. Wyrażają swoją nienawiść do mnie, ale nie mogą beze mnie żyć. Jestem karą, która ciągle jest w nich wymierzana - stwierdził Lydon w wywiadzie dla "Classic Album Review".