Zaczęło się od eksperymentalnego i pełnego wyobraźni rocka. Grupa Cytrus powstała pod koniec lat siedemdziesiątych i choć istniał tylko przez 6 lat, przeszedł do legendy. Dzięki szerokim kontaktom swojego menadżera muzycy regularnie nagrywali w Polskim Radiu Gdańsk, jednak za czasów aktywności Cytrusa nie została wydana żadna ich płyta. Dopiero w XXI wieku odkopano stare zapisy, z których skompilowano aż 4 płyty i jedną koncertówkę. Cytrus grał regularnie na festiwalach, ich kawałki trafiły do radia i dobrze sobie radziły na listach przebojów. Czemu zatem nie przetrwali? Czemu nagrania pojawiły się w sklepach tak późno?
Największą bolączką Cytrusa były często zmiany personalne. Grupa zmieniała kilkukrotnie perkusistów, a to przełożyło się na brak dyspozycyjności koncertowej. Jeśli chodzi o nagrania na przeszkodzie stawały problemy, z którymi borykali się wszyscy muzycy w PRL – powszechny brak wszystkiego i niedobory produkcyjne. Na szczęście możemy dziś posłuchać Cytrusa i docenić jak nowocześnie, energetycznie i zarazem niesztampowo brzmieli. Obok gitar są smyczki, jest flet i wiele innych wspaniałości. Kłaniają się najlepsze rockowe i progresywne tradycje z Wielkiej Brytanii lat 70-tych.
Gdy Cytrus rozpadł się w 1985 roku czwórka jego byłych członków postanowiła iść dalej rockową drogą. Kazimierz Barlasz, Marian Narkowicz, Andrzej Kazmierczak i Leszek Ligęza założyli grupę Korba. Tym razem pomysł był zupełnie inny. Zamiast skomplikowanych aranżacyjnie i bogatych w solówki utworów zdecydowali się grać po prostu piosenki: mocne, energetyczne, do szpiku kości rockowe. Dodatkowo odkręcili głośność na full, dzięki czemu muzycznie zacumowali gdzieś między ZZ Top, AC/DC a Judas Priest. Skórzane kurtki i obcisłe jeansy zbliżały ich do tych ostatnich.
Grupa sporo koncertowała i udało jej się wydać dwa albumy w 1987 („Motywacje”) oraz 89 roku („Sto papierów”). W XXI wieku ukazała się także składanka ich przebojów, której tytuł pochodził od największego hitu grupy: „Biały rower”.
Nie był to jednak jedyny przebój grupy, który doczekał się teledysku. Klimat tamtych czasów oddaje „A statek płynie”, który także pochodził z debiutanckiej płyty „Motywacje”. Teledysk nagrano na terenie twierdzy „Wisłoujście” w Gdańsku.
Zmiana kursu na prostsze i bardziej przebojowe granie okazała się trafiona. Z pewnością wiele dała także współpraca z legendą polskiego tekściarstwa tamtych czasów. Słowa piosenek Korby napisał Bogdan Olewicz. Tak jest, ten sam, spod którego ręki wyszła „Nie płacz Ewka” oraz „Autobiografia” Perfectu, „Na co komu dziś” Lady Pank czy „Czas wielkiej wody” Budki Suflera. Grupa wystąpiła nawet na festiwalu Opole’87 gdzie zaprezentowała się w części „Premiery”.
Niestety zespół nie zrobił tak wielkiej kariery jak inne, które pracowały z Olewiczem, a szkoda, bo do dziś wielu fanów go doskonale pamięta i kojarzy jako jasny promień w szarej rzeczywistości PRL. O reaktywacji raczej nie może być mowy ze względu na fakt, że Marian Narkowicz, Waldemar Kobielak oraz Andrzej Kaźmierczak odeszli na wieczne jam session. Pozostają świetne nagrania Korby i Cytrusa, które polecamy regularnie odkurzać.