Zespół Jethro Tull powstał w 1967 roku, a debiutancki album, zatytułowany This Was, wydał już rok później. Grupa zapewniła sobie uznanie i rozpoznawalność już za sprawą kolejnej płyty, Stand Up z 1969 roku, która dotarła na szczyt brytyjskiej listy przebojów. Początkowo zorientowana na folk rocka grupa eksperymentowała później z rockiem progresywnym, elektronicznym, by w latach 80. wrócić do hard rocka, co spowodowało, że ta już na zawsze zapisała się w historii rozdania nagród Grammy. W 1989 roku Jethro Tull był nominowany w kategorii Best Hard Rock/Metal Performance Vocal or Instrumental za album Crest of a Knave i co ciekawe, zespół wygrał z Metalliką, którą postrzegano jako faworyta z krążkiem ...And Justice for All. Wynik ten do dziś postrzega się jako jedną z największych pomyłek w historii tej amerykańskiej nagrody, z czym zgadza się samo Jethro Tull.
Grupa funkcjonowała aż do 2011 roku, kiedy to ogłosiła zakończenie działalności. Nie wytrwała jednak w tym stanie długo, wracając na rynek już sześć lat później. Od tamtej pory formacja wydała dwa albumy: The Zealot Gene i ubiegłoroczny RökFlöte.
Ian Anderson o upływie czasu
Czyżby jednak myśli o emeryturze wcale nie opuszczały frontmana i lidera zespołu? Ian Anderson w rozmowie dla brazylijskiego A Rádio Rock przyznał, że bardzo dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że czas płynie i dosłownie powoli mu ucieka. Muzyk mówi jednak, że myśląc o swoim wieku (w sierpniu Anderson skończy 77 lat) czuje bardziej motywację niż zniechęcenie i stara się chwytać życie garściami, gdyż wie, że odłożenie pewnych spraw na później może skończyć się tak, że już nie uda mu się do nich powrócić.
Artysta nie ukrywa, że na co dzień napędza go muzyka, którą traktuje nie tylko jako ogromną pasję, ale też pracę, w której przecież musi się stawiać. Jedyne, czego w swoim zajęciu nie lubi Anderson to... trasy koncertowe! Muzyk nie ukrywa, że te dziś są dla niego niezwykle trudne, głównie przez konieczność latania, niekiedy do naprawdę odległych części świata, a fakt, iż czasem spędza w samolocie po kilkanaście godzin jest dla niego szczególnie męczący. Muzyk mimo to nie myśli o ostatecznym przejściu na emeryturę i zamierza zajmować się muzyką tak długo, jak będzie w stanie.
Polecany artykuł:
Podróż jest dla mnie po prostu nudna i stresująca. Siedzenie w samolocie przez 12 godzin może być dla kogoś zabawą – może jeśli jedziesz na wakacje z rodziną i podróż samolotem jest tego częścią – ale w moim przypadku docieram samolotem do pracy i nie, nie cieszę się tym. Naprawdę tego nienawidzę. Dlatego tego zaczynanie nie jest czymś przyjemnym. Ale musisz to zrobić, żeby się tam dostać. A następnego dnia mamy kolejny lot - mówi w wywiadzie Anderson.