Już jakiś czas temu pojawiły się pierwsze plotki, jakoby zespół Green Day przymierzał się do wydania nowego albumu studyjnego. Wszystko to podsycane było m.in. nowym wizerunkiem Billiego Joe Armstronga, czy grą nowych kawałków na wybranych koncertach. Przełom nadszedł wraz z występem kapeli na festiwalu When We Were Young, na którym ta zdradziła, że przymierza się do wyruszenia w światową trasę koncertową i na którym to wybrzmiały nowe kawałki: The American Dream Is Killing Me i Look Ma, No Brains!. Dokładnie 24 października pierwsza ze wspomnianych kompozycji ujrzała światło dzienne, oficjalnie zapowiadając wydanie nowej płyty. Krążek został zatytułowany Saviors i ukaże się już za chwilę, 19 stycznia 2024 roku. Promocji projektu towarzyszyć będzie monumentalna, światowa trasa koncertowa, która jednak, przynajmniej na chwilę obecną, nie obejmuje swoim zasięgiem Polski.
Czego można się spodziewać po "Saviors"?
Z okazji zbliżającej się premiery, muzycy udzielili wywiadu dla stacji radiowej 102.1 The Edge. W rozmowie padło pytanie o to, czy Saviors można postrzegać niejako jako kontynuację, zupełnie już legendarnego, American Idiot z 2004 roku. Billie Joe Armstrong, dość odważnie, odpowiedział, że jest przekonany, że nadchodzący krążek jest w pewnym sensie czymś najlepszym, co zespół zrobił do tej pory w swojej karierze. Wokalista powiedział, że znajdą się na nim elementy charakterystyczne, zarówno dla przełomowego Dookie, jak i wspomnianego już projektu.
Okazuje się przy tym, że pierwszy singiel z nadchodzącego wydawnictwa powstał już kilka lat temu, przy okazji nagrań Father Of All Motherfuckers, jednak grupa czekała na jego wydanie z momentem, gdy przesłanie The American Dream Is Killing Me będzie mogło trafić na bardziej odpowiedni, polityczny grunt. Przy okazji zespół wyjaśnił, że na poprzedniej płycie świadomie powstrzymał się od zabierania jakiegoś politycznego stanowiska, gdyż nikt z członków nie chciał uchodzić za "samozwańczego specjalistę z CNN". Wszyscy oni są zdania, że sens pisania tego typu kompozycji istnieje tylko wtedy, gdy trafia się na odpowiedni, szczególny moment. Grupa jest zdania, że samo poczucie złości nie jest najlepszym motywem do tworzenia kawałków o tematyce politycznej, gdyż autor staje się wtedy jedynie "częścią ciągle narzekającego ruchu".
30 lat doświadczenia, które mamy, w pewnym sensie się połączyło. Niezależnie od tego, czy jest to coś z "Dookie", czy "American Idiot", myślę, że w jakiś sposób udało nam się wypełnić lukę w tworzeniu czegoś i jest to dla nas zupełnie niezbędna płyta - mówi Billie Joe Armstrong w nowym wywiadzie.