Geezer Butler wspomina wyrzucenie Ozzy'ego Osbourne'a z Black Sabbath
Pod koniec 1977 roku, po nagraniu siedmiu studyjnych albumów, Ozzy Osbourne postanowił odejść z Black Sabbath. Muzycy zatrudnili więc nowego wokalistę – Dave'a Walkera – z którym zaczęli przygotowywać materiał z myślą o kolejnej płycie.
Jednak chwilę przed wejściem do studia, Osbourne chciał wrócić do zespołu. Tak też się stało, ale nie chciał on śpiewać rzeczy stworzonych z Walkerem. – Weszliśmy do studia praktycznie bez piosenek. Pisaliśmy rano, żeby móc ćwiczyć i nagrywać wieczorem – wspominał gitarzysta Tony Iommi w książce The Story of Black Sabbath: Wheels of Confusion.
Ostatecznie we wrześniu 1978 roku na rynku ukazał się album Never Say Die! Wszyscy muzycy Black Sabbath w tamtym okresie nadużywali wszelkich używek. Ale najbardziej właśnie Osbourne. Zespół więc postanowił się z nim rozstać. W kwietniu 1979 taką wiadomość przekazał mu osobiście perkusista Bill Ward.
O kulisach tamtej decyzji ostatnio opowiedział szerzej Butler w podcaście prowadzonym przez Boba Lefsetza.
To była decyzja, która rozdzierała serce, ponieważ wspólnie dorastaliśmy. Razem walczyliśmy z przeciwnościami losu. Dokonywaliśmy cudów, odnieśliśmy sukces. I dlatego to było bolesne. To tak, jakbyś odciąć sobie rękę. Musiał jednak zmienić swoje życie, potrzebował tego. Wszyscy ćpaliśmy i piliśmy, ale potrafiliśmy funkcjonować. A Ozzy już nie. Tworzyliśmy album w Bel Air, Ozzy jednak nie był zainteresowany muzyką. W końcu Tony powiedział: "Ozzy musi odejść. Po prostu nie jest tym wszystkim zainteresowany. Zespół nigdzie nie zajdzie, jeśli będziemy tak dalej postępować" – przyznał Butler.
Na następcę Osbourne'a w Black Sabbath został wybrany Ronnie James Dio, znany chociażby z Rainbow. – Tony stwierdził: "Właściwie to byłem ostatnio na imprezie i rozmawiałem z nim, ma absolutnie genialny głos. Myślę, że powinniśmy dać mu szansę". Podjął więc decyzję, aby pozbyć się Ozzy'ego. Nie chcieliśmy tego robić, ale musieliśmy dla naszego, a także jego dobra. Wszystko ostatecznie wyszło świetnie. Pojawił się Ronnie James Dio… Zaśpiewał kilka utworów, które napisaliśmy i był genialny. Takiej osoby potrzebowaliśmy. Ozzy nie mógł w to uwierzyć. To tak, jakby spadła na niego masa cegieł. Mieliśmy siebie, ale Ozzy nie miał nikogo. Na szczęście, wtedy pojawiła się Sharon i go uratowała – podsumował basista.
Osbourne rozpoczął więc karierę solową. Jego debiutancki album, zatytułowany Blizzard of Ozz, ukazał się na rynku we wrześniu 1980. Później jednak jeszcze wrócił do Black Sabbath...