Terence Michael Joseph Butler owszem, już w młodym wieku zainteresował się muzyką, jednak pierwszą dziedziną sztuki, która go zachwyciła, była literatura. Już jako dziesięciolatek, nazywany już wtedy "Geezer", przyszły basista zdał do prestiżowego Holte Grammar School w Birmingham, gdzie zaczytywał się w klasykach, jak Szekspir i Homer, co jeszcze bardziej rozwinęło jego pasję do czytania - ale też zachęciła do pisania na własną rękę. Umiejętność ta okazała się być absolutnie kluczowa w dalszym życiu Butlera.
Jako nastolatek Geezer już na poważnie zaczął działać w świecie muzycznym, będąc członkiem takich grup, jak The Ruums czy The Rare Breed, którego wokalistą został pewien inny młody chłopak z Birmingham - Ozzy Osbourne. Wpływ na zajęcie się przez Geezera muzyką miała prawdziwa obsesja na punkcie pewnego zespołu...
Geezer Butler i The Beatles
Mowa właśnie o zespole The Beatles. Basista jako nastolatek miał być wręcz zafascynowany grupą! Było to na tyle duże, że w 1963 roku, gdy formacja była gościem programu "Thank Your Lucky Stars" pojawił się pod siedzibą studia, mając nadzieję, że osobiście spotka swoich idoli. Spotkał na miejscu, jednak po raz pierwszy w życiu właśnie Osbourne'a!
Teraz Butler ponownie wspomniał o swojej miłości do The Beatles. Artysta w wywiadzie dla programu radiowego "The Rocker Morning Show" przyznał, że oczywiście wciąż dzieli z Ozzym uwielbienie do słynnej "czwórki z Liverpoolu". Jak mówi basista, nikt nie miał na niego tak dużego wpływu, jak Paul McCartney, John Lennon, Ringo Starr i George Harrison. Stwierdza on, że pojawienie się zespołu na rynku i fakt, że osiągnął on tak duży sukces sprawiło, że zaczął on wierzyć, że brytyjskie grupy rzeczywiście mogą być w stanie podbić świat - o czym on sam przekonał się na własnej skórze kilka lat później.
Mieli ogromny wpływ, ponieważ w tamtym czasie nie było nikogo takiego jak oni. Do tego momentu moi bracia lubili Elvisa, Eddiego Cochrana i Buddy'ego Holly'ego i tego typu rzeczy. I nie było prawdziwych Anglików. Wszyscy angielscy rock and rollowcy próbowali brzmieć amerykańsko i naśladować Amerykanów, ale nigdy im się to nie udało. A potem, kiedy pojawili się The Beatles, mieli całkowicie oryginalne brzmienie. I wszyscy pochodzili z Liverpoolu, czyli dosłownie 140 km od miejsca, w którym się urodziliśmy. I to po prostu dało nam nadzieję, że brytyjscy muzycy rzeczywiście mogą odnieść sukces. A gdy tylko Beatlesom się to udało, pojawili się The Rolling Stones, The Kinks, The Who, Herman's Hermits - cała ta brytyjska inwazja - mówi artysta w wywiadzie.